HFM

artykulylista3

 

Dziennik

W deszczowy piątek redaktor naczelny pewnego znanego pisma dla ludzi, co słyszą kable, odwiedził pewnego dystrybutora sprzętu dla niebiednych. Najpierw w ramach szorstkiej, męskiej przyjaźni wymienili uprzejmości z gatunku: „Powiedziałbym ci, że przytyłeś, ale obawiam się riposty”, a potem oglądali razem nowe Thiele CS 1.7 i cmokaniom nie było końca.

Sobotnim popołudniem redaktor naczelny pewnego pisma dla ludzi, którzy oczyszczają prąd do słuchania złotych płyt, siedział naburmuszony. Nie podobały mu się słuchawki, w których miał właśnie zamiar uciąć sobie podszytą muzycznym podkładem drzemkę po obiedzie, złożonym z placków ziemniaczanych ze śmietaną i wina kupionego w Lidlu za 14,90 zł. W końcu mruknął pod nosem: „Niech tam” i udał się do komórki lokatorskiej. Za chwilę zaczęły stamtąd dochodzić hałasy i smród nadpalonej gumy. Po dobrej godzinie zmagań redaktor zasiadł w swoim fotelu ze sztucznej skóry, włączył telewizor i siarczyście zaklął. Bo cóż z tego, że nowe słuchawki gotowe, kiedy przegapił „Familiadę” i nie będzie miał dowcipu na nadchodzący tydzień.

Czytaj więcej...

W maju jak w gaju

Pogoda dookoła coraz ładniejsza, więc warto założyć krótsze portki, pojechać do lasu i wyłączyć wszystkie urządzenia elektroniczne, jakie przyjdą do głowy.

Po pierwsze: komórka. Owszem, jest możliwe, że zadzwoni ktoś znajomy w całkowicie prywatnej sprawie. Jednak czasem wystarczy jeden telefon „firmowy”, żeby zburzyć resztki psychicznej równowagi. A to jakiś bałwan, zwany dumnie dystrybutorem, unika zapłacenia faktury (kiedyś sobie obiecałem, że wydrukuję w tym miejscu listę), a to się komuś test nie spodobał, bo autor napisał, że urządzenie chińskie albo że szumi na jałowym biegu. Ta ostatnia sytuacja staje się powoli kuriozalna. Zbieranie urządzeń do testu to droga przez mękę, a raczej slalom na golasa miedzy kaktusami. Kiedyś padało „wie pan, żeby tak jakoś nie zjeżdżać, jak się nie podoba, to oddać”. Teraz test, jeżeli nie jest jednoznacznie entuzjastyczny, to nadaje się do kosza, bo nie pomaga. A ja się zapytam, tak na marginesie: a czy ja jestem Caritas i mam pomagać biednym dystrybutorom, co chleb smalcem smarują, bo ich już na mortadelę nie stać? Coraz częściej też słyszę, że coś jest napisane nie tak. I nasuwa mi się kolejne pytanie: a co panowie dystrybutorzy, robiliście doktorat z polonistyki, żeby recenzować testy? Chciałbym przeczytać teksty tych, co są zawsze pierwsi do oceny. Ciekaw jestem, czy potrafią się jako tako wysłowić na papierze „po polskiemu”, bo „po gadce” to jakoś mi nie bardzo entuzjastyczne prognozy wychodzą.

Czytaj więcej...

Z głowy czyli z niczego

Właśnie zadzwonił Jacek z informacją, że potrzebny jest felieton, dzisiaj, najlepiej w godzinach pracy. Jak wiadomo, takie postawienie zadania niezwykle mobilizuje, przynajmniej niektórych. Inni natomiast, stając wobec konieczności napisania czegoś inteligentnego w pół godziny, natychmiast tracą dar wiązania słów. Mam nadzieję, że należę do pierwszej grupy, a zatem do dzieła.

O czym napisać? Można by o Świętach, które w momencie ukazania się numeru będziemy już mieli za sobą. Jeśli chodzi o mnie, to im szybciej, tym lepiej. Białe święta to piękna sprawa, ale w starym przeboju Binga Crosby nie chodziło chyba o Wielkanoc? Ktoś na górze poważnie się pomylił. Kiedy parę dni temu montowałem lampy w testowanym wzmacniaczu (wielkie monobloki na 211), musiałem odstawić całość na godzinę, bo bałem się, że po włączeniu prądu przemrożone bańki strzelą mi odłamkami po pokoju. Wiosna pełną gębą… Świat jest chyba przeciw audiofilom.

Czytaj więcej...

www.hfm.pl

Tym razem będzie na temat. Rzadko się zdarza, że wykorzystuję tę stronę na autoreklamę, ale jest okazja.

Nasza strona internetowa „istniała sobie” chyba z 10 lat i przez ten czas tak naprawdę nic nie zmienialiśmy. I tak – od nowoczesnej, poprzez „klasyczną” – stała się archaiczna. Jedyną napędzającą ją siłą było forum dyskusyjne, na którym wielu nowych użytkowników uzyskało cenne porady. Dzięki starym, wiernym nam przyjaciołom; ludziom doświadczonym, z wiedzą i kulturą (pyskówki już dawno przeszły do historii). Im dziękuję za wytrwałość, bezinteresowną chęć niesienia pomocy i przede wszystkim – bycie z nami przez te wszystkie lata.
Obecna strona rodziła się w bólach i trudzie, znacznie dłużej, niż przewidywaliśmy. Ciągle pojawiały się nowe pomysły. Jeszcze to, jeszcze tamto i tak zeszło dobre pół roku. Było warto, ponieważ powstała nie prosta witryna czasopisma, ale portal oferujący mnóstwo możliwości.

Czytaj więcej...

Niepotrzebne minimonitory

Przedstawione poniżej opinie mają charakter subiektywny. Podkreślam jednak, że całe dalsze rozumowanie opiera się na ścisłym przestrzeganiu audiofilskiej zasady o pierwszoplanowym znaczeniu jakości dźwięku.

Moim zdaniem, kształt części oferty producentów zespołów głośnikowych kłóci się ze zdrowym rozsądkiem. Mam na myśli aspekt techniczny, bo analiza wyników sprzedaży prawdopodobnie doprowadziłaby do innych wniosków. Chodzi o sporą popularność minimonitorów. Od dłuższego czasu sceptycznie patrzę na takie konstrukcje. Na swój użytek definiuję je jako zestawy o roboczej objętości obudowy poniżej 10 litrów. Miniaturyzacja prowadzi do zmniejszenia sprawności lub ograniczenia pasma przenoszenia, a w konsekwencji także do zmniejszenia dynamiki.
Skutki miniaturyzacji są nieuniknione. Wybór 10 litrów jako granicznej objętości nie wynika ze ściśle zdefiniowanych przesłanek technicznych. Nie chodzi też o to, by na siłę wybrać okrągłą liczbę. Ten wybór jest subiektywny i bazuje na wieloletnim doświadczeniu. Kolumny o objętościach powyżej 10 litrów z reguły są w stanie spełnić wymagania stawiane przed sprzętem audiofilskim, przy czym pomijam tu zgodność z indywidualnymi upodobaniami. O głośnikach mniejszych najczęściej tego powiedzieć nie mogę.

Czytaj więcej...

Audiofilski meloman czy melomański audiofil?

Od wczesnego dzieciństwa wydawało mi się, że znalezienie słów, które opiszą to, co widzę czy czuję, uczyni mnie mądrym i silnym. Problem zostanie rozwiązany i zaświeci słońce w mojej duszy i głowie. Wszystkie lęki, niejasności i niepewność znikną jak ręką odjął. Jednym słowem: puff… i nie ma. Po latach wiem, jak wiele w tym było życzeniowego myślenia.

Nie mam pojęcia, gdzie się zaczyna muzyka, a kończy dźwięk. Nie wiem, czym się różni dobra muzyka klasyczna od dobrego jazzu. Wiem jedynie, co lubię i co mnie wzrusza, a co jest mi obojętne czy nawet odpychające. Zabawnym może być uzmysłowienie sobie, że definicje terminów, klasyfikacje historyczne, podziały formalne, Bachowski system tonalny i zmiany wprowadzone przez muzykę Beethovena, Chopina i innych romantyków, wzięte razem lub osobno, niewiele zmieniają. Muzyka może i powinna sponiewierać zarówno słuchacza, który niewiele wie, czym się formalnie różni wertykalna harmonia od horyzontalnej melodii, jak i wykształciucha. Nie jest moją intencją dewaluować analizy muzykologów lub być antyintelektualnym. Twierdzę jedynie, że muzyka potrafi sobie świetnie radzić bez powyższych dywagacji.

Czytaj więcej...