HFM

Nowe testy

czytajwszystkieaktualnosci2

 

Sto milionów

100mlnW dzisiejszych czasach podobno wszystko przenosi się do internetu. Czasami myślę, że skoro tak, to i człowieka przyjdzie udoskonalić. Wiele się mówi o czipach, które tajemnicze organizacje wszczepią wszystkim jak leci i zacznie się czas apokalipsy. A skoro czipy, to może i gniazdka?


Na przykład USB za uchem albo gdzie indziej. Podłączymy się, zamówimy w restauracji mielonego z ziemniakami i ciach – leci netem. Chwila, moment i człowiek najedzony i zadowolony. Nic tylko uciąć sobie drzemkę.
Takie gniazdko wyzwoliłoby ludzką pomysłowość. Ileż to może mieć zastosowań! Najpierw poszłyby zapewne przyjemności, nie konieczności, bo tak już jesteśmy skonstruowani. Usługi seksualne, sobotnie odurzanie się używkami. A wszystko bez obawy o poziom cholesterolu czy ogólne wyniszczenie organizmu. Nowy, wspaniały świat.
Problematyczna pozostaje satysfakcja. O ile tę seksualną można sobie wyobrazić, bo to w końcu impulsy elektryczne w mózgu, a tyle wirtualna wyżerka może sprowadzić na nas nieszczęście, jak cygański król na otyłego prawnika w powieści „Chudszy” Stephena Kinga. Z drugiej strony, pojawiają się także i plusy, bo to może być pierwszy skuteczny środek w walce z nadwagą. Ale chodzi o to, żeby plusy nie przesłoniły nam minusów, a te w kwestii satysfakcji nadal przeważają. Albo tak mi się wydaje, bo jestem staroświecki. Na przykład, niedawno dostałem e-mail od czytelnika, który poprosił o poradę. Wymienił dwa wzmacniacze i miałem wydać werdykt, który lepszy. Chciałem pomóc, ale okazałem się bezradny, bo żadnego z nich nie słyszałem, więc lepiej w takiej sytuacji nie zabierać głosu, mimo okazji, żeby się powymądrzać. Ale nic to – czytelnik prawi, że jest taki kanał na Youtubie, gdzie „testują sprzęty” i dają ludziom posłuchać na filmiku, bez konieczności ruszania się z domu. No to posłuchałem i powiem, że nawet jakaś różnica była. Zresztą, to nic nowego, bo kiedyś już puszczano mi przez telefon fragmenty muzyki z pytaniem: jak się podoba? Tylko satysfakcja wydaje się połowiczna, zwłaszcza dla miłośników basu. Za to ile taniej! A gdyby stworzyć taki „audiofilski serwis”? Coś w stylu: Posłuchajta Barry White’a – dziś niedziela, to coś z Krella. Jakiś drobny abonamencik i po kłopocie. Po co się szlajać po wystawach i sklepach?


Ale nie tylko przyjemności idą cyfrowymi łączami. Ostatnie wydarzenia pokazały, że można pracować zdalnie. W wypadku górnika to trochę skomplikowane, ale już lekarz spokojnie da radę. Można też pracy szukać. Dzisiaj dostałem e-mail od młodego inżyniera, który dokładnie przyjrzał się naszej firmie i po tym „riserczu” dostrzegł u nas możliwości wdrożenia rozwiązań do obróbki blachy i konstrukcji stalowych, które pozwolą skrócić procesy wykonywane dotychczas manualnie. W naszej redakcji różne rzeczy wychodzą nam różnie, ale człowiek ma rację i muszę przyznać z ręką na sercu: w kwestii obróbki blachy leżymy i kwiczymy.


My tu gadu-gadu, a dziad pieroga zjadł. Spojrzałem właśnie na statystyki portalu hfm.pl i widzę, że stuknęło nam sto milionów odsłon. Liczba oszałamiająca, jednak jakby się zastanowić, to trzy czwarte wynika z biegania po internecie jak przysłowiowy kot z pęcherzem. Ale nawet kiedy odsiejemy to, co dla agencji reklamowych najważniejsze (dowiedziałem się, że w tzw. ruchu kompletnie pomija się czytelników spędzających nad jednym artykułem godzinę. Najmilej widziane są półsekundowe „wizyty”), i tak sporo zostaje. Może ta nowoczesność nie jest taka zła? W końcu mamy trzy wydania elektroniczne miesięcznika, a wspomniany portal gromadzi już ponad 5000 artykułów. Wszystko za darmo, tylko trzeba poszukać. I wcale to nie wpływa, jak wieścili analitycy, na drastyczny spadek czytelnictwa formy papierowej. Tak jak darmowe treści nie wpływają specjalnie na sprzedaż e-wydań. Kiedyś bałem się tych „zależności”; teraz mam inne zdanie: jeżeli pojawi się nowa forma komunikacji, trzeba ją szybko oswoić i wdrożyć. Bo tylko uzupełni pozostałe i nie należy się obawiać, że zostaniemy z nią, jak Himilsbach z angielskim.


Bardzo nie podoba mi się za to forma przesyłania płyt do recenzji w formie linku do pliku. Bo skoro oceniamy jakość nagrania, to co powiedzieć na podstawnie płaskiej jak deska empetrójki? Bronimy się rękami i nogami, jakkolwiek więcej w tym sensu, niż w jutubowych „odsłuchach”. Przy okazji,  odnoszę wrażenie, że tzw. moda na winyl tylko w nikłej części wynika z uznania dla jakości brzmienia dobrego gramofonu. Przytłaczająca większość w czarnej płycie znalazła raczej lans albo podświadomie wyraża protest przeciw dematerializacji wszelkiego dobra, także intelektualnego.
Krążą plotki, że kiedyś w ogóle ludzie przeniosą się do wirtualnego świata. Brzmi to ryzykownie, ale zapewne znajdą się chętni na taką wycieczkę, nawet jeżeli bilet będzie w jedną stronę. Jedni będą uciekać do tego, inni od tego. Strach ma wielkie oczy, a myśliwi mawiają, że jak się dobrze kaczki przepłoszy, to będą uciekać na czterech nogach. W każdym razie, nasze artykuły oraz testy już tam są i czują się świetnie. Cyfry nie kłamią.


Maciej Stryjecki