HFM

Na przekór losowi - Klara Haskil

70-73 02 2012 01Bywają artyści, którzy całe życie uparcie i wytrwale zmagali się z losem. O Klarze Haskil można napisać sztukę albo nakręcić film; niestety, bez happy endu. Do dziś budzi podziw jej niezwykła siła, dzięki której, mimo wszystkich przeciwności, udało jej się pozostać na światowych scenach aż do przedwczesnej śmierci. Niedawno minęła jej 51. rocznica.

 

Klara Haskil urodziła się 7 stycznia 1895 roku w rodzinie sefardyjskich Żydów w Bukareszcie. Muzyczne zainteresowania dziewczynki nie wzięły się znikąd. Jej ciotką była znakomita pianistka, laureatka pierwszej nagrody miejscowego konserwatorium, Klara Moscona, która zmarła na gruźlicę w wieku zaledwie 20 lat.


Rodzeństwo małej Klary to dwie siostry, starsza – Jane i młodsza – Lili. Obie zdobyły wykształcenie muzyczne. Słuchając ćwiczącej na skrzypcach Jane, Klara sama zapragnęła grać. Pierwszych lekcji udzielała zdolnej trzylatce matka (ojciec osierocił rodzinę bardzo wcześnie, w 1899 roku). Początkowo dziewczynka grała głownie na skrzypcach, jednak problemy ze zdrowiem szybko zmusiły ją do porzucenia tego instrumentu na rzecz fortepianu. Narastająca skolioza, wynikająca z niezwykle szybkiego, nienaturalnego wzrostu dziecka, powodowała nieznośne bóle kręgosłupa, które uniemożliwiały wielogodzinne ćwiczenia na stojąco. W późniejszych latach okażą się przeszkodą także dla zawodu pianistki. Tymczasem jednak, jako sześciolatka, Klara rozpoczęła naukę w bukareszteńskim konserwatorium. Zabawiła tam niedługo. Rok później, z wujem Aramem, pojechała do Wiednia, by tam zagrać dla Antona Doora, sławnego wówczas pianisty, ucznia samego Czernego i przyjaciela Brahmsa. Zachwycony artysta napisał potem o siedmioletniej Klarze artykuł, stwierdzając, że „to dziecko jest cudem”. Wkrótce potem Haskil zaczęła uczęszczać na lekcje do Richarda Roberta, którego studentami byli również Rudolf Serkin i George Szell. Młodziutka pianistka nie tylko uczyła się u Roberta, ale także mieszkała w jego domu, traktując nauczyciela i jego żonę jak przybraną rodzinę.
Publiczny debiut Klary Haskil miał miejsce niedługo później. Jako ośmiolatka zagrała Mozartowski koncert A-dur KV 488 z akompaniamentem drugiego fortepianu. Tak rozpoczęła się jej przygoda z Mozartem, którego ukocha ponad wszystkich innych i za którego pokocha ją świat.

70-73 02 2012 02     70-73 02 2012 03     70-73 02 2012 04

Po trzech latach spędzonych u Robertów, wuj zdecydował, że warto posłać dziewczynkę na studia do Paryża. Po przybyciu na miejsce młoda pianistka musiała najpierw zaliczyć całe dwa lata studiów wstępnych, zanim w 1907 roku dopuszczono ją do regularnych lekcji u mistrza Alfreda Cortota. Nie był on jednak zbytnio zainteresowany rolą nauczyciela fenomenalnie uzdolnionej Rumunki. Kiedy przygotowany przez niego roczny zestaw utworów opanowała w trzy miesiące, wycofał się, uznając, że niczego więcej jej nie nauczy. Zdecydowanie więcej uwagi poświęcili Klarze inni znakomici pedagodzy – Lazare Levy i madame Giraud-Letarse. W wieku 15 lat Klara ukończyła paryskie konserwatorium z najwyższą nagrodą przyznaną przez komisję, w której zasiadali m.in. Gabriel Fauré, Maurycy Moszkowski, Raoul Pugno i Ricardo Vines. W kolejnych latach pianistka podróżowała, dając koncerty w Wiedniu, Bukareszcie, Mediolanie i Paryżu, a także w Zurychu. Tam spotkała się z Ferrucio Busonim, dla którego zagrała Bachowską „Chaconne” w jego aranżacji. Mistrz był pod takim wrażeniem, że natychmiast zaproponował jej studia u siebie. Rodzina nie wyraziła jednak zgody z powodu zbyt młodego wieku dziewczynki i później Klara już zawsze będzie żałować tej decyzji. Poczekać musiało także tournée po USA, którą zaproponował Klarze zachwycony jej talentem Ignacy Jan Paderewski.
Owacyjnie przyjmowane koncerty urwały się nagle w roku 1913, gdy ze zdwojoną siłą dała o sobie znać choroba kręgosłupa. By choć trochę powstrzymać postępujące zwyrodnienie, lekarze zamknęli ciało młodej dziewczyny w gipsowym pancerzu, zmuszając ją do spędzenia w szpitalnych łóżkach kolejnych czterech lat. Niejednego by to złamało, ale patrząc na wiotczejące mięśnie i będąc odcięta niemal zupełnie od fortepianu i możliwości ćwiczenia, Klara wytrwała w swojej wierze w muzykę i potrzebie jej tworzenia.
W 1921 roku wróciła do Paryża i stopniowo zaczęła odbudowywać karierę. Robiła to jednak niejako wbrew własnym lękom, które pojawiły się znienacka około 1920 roku. Zaczęła mieć wówczas napady paraliżującej tremy, wręcz strachu przed publicznością. Przed wyjściem na estradę drżała, dostawała gorączki, nieraz musiano ją do fortepianu zaciągać niemal siłą. A jednak do końca życia uparcie twierdziła, że woli koncerty na żywo niż nagrywanie w studiu.
W 1924 roku w końcu udało się pianistce pojechać do Ameryki, gdzie zadebiutowała koncertem w Aeolian Hall. Potem dała jeszcze kilka recitali w Bostonie. Dwa lata później przyszedł czas na brytyjski debiut w Manchesterze z Halle Orchestra pod Hamiltonem Hartym. W 1926 roku Haskil wróciła do USA, by ostatecznie potwierdzić swoją pozycję genialnym wykonaniem koncertu fortepianowego Schumanna z Philadelphia Orchestra pod Leopoldem Stokowskim.
Od 1927 roku Klara mieszkała wspólnie z wujem w apartamencie w Paryżu. Kontynuowała koncertowe podróże po Europie. W tym czasie nagrała także swoje pierwsze komercyjne płyty. Poprzednie, z wczesnych lat 20., realizowała z własnych środków na potrzeby prywatne. Teraz zarejestrowała dla Polydoru dwie rzadko wykonywane XVIII-wieczne sonaty Pescettiego i Solera, a także wariacje f-moll Haydna.
W 1934 roku umarł wuj Klary i po raz pierwszy w życiu była ona zdana tylko na siebie. Jej siostra została w tym czasie członkiem Orchestre National de la Radiodifiusion Francaise, z którą Klara często koncertowała. Pewnego razu wykonały razem II koncert B-dur Brahmsa, którego pianistka nauczyła się w zaledwie dwa dni. Nie był to wyczyn odosobniony. Od dziecka wykazywała bowiem fenomenalną pamięć. Gdy raz usłyszała utwór, potrafiła go kilka lat później zagrać ze słuchu, nie robiąc błędu, a przy okazji transponując do dowolnej tonacji.

70-73 02 2012 05     70-73 02 2012 06     70-73 02 2012 07

Wojna zastała ją w Paryżu, skąd w 1940 roku z muzykami wspomnianej orkiestry wyjechała do Marsylii. Zatrzymali się w gościnnym domu hrabiny Pastre. Niedługo później Klara zaczęła odczuwać coraz częstsze i silniejsze bóle głowy i miała problemy z widzeniem. Lekarze zdiagnozowali guza nerwu wzrokowego, który zoperowano w maju 1942. Na szczęście, obyło się bez komplikacji. Po krótkiej rekonwalescencji pianistka potajemnie wyjechała z siostrą do Szwajcarii. Doczekały tam końca wojny, by wrócić do Paryża w 1946 roku. Wtedy także odbyła się koncertowa podróż do Londynu, gdzie Klara dała recital w Wigmore Hall oraz kilka razy wystąpiła w radiu, grając sonaty Scarlattiego, Haydna, Mendelssohna i Beethovena, a także „Suitę angielską” g-moll Bacha. W Londynie powstały także kolejne płyty. Tym razem Decca zarejestrowała pianistkę w IV koncercie Beethovena z London Philharmonic pod dyrekcją Carlo Zecchiego. Cztery miesiące później dla tej samej wytwórni nagrała zaś „Waldszenen” Schumanna. Jej sława stopniowo rosła, ale jej kulminacja nastąpiła dopiero w 1949 roku. Wtedy to holenderski impresario artystki zorganizował serię koncertów i bardzo się postarał, by je należycie wypromować. Nieoczekiwanie stały się ogromnym sukcesem, także finansowym. Początek lat 50. to czas, gdy Klara Haskil bodaj pierwszy raz w dorosłym życiu jest w stanie sama się utrzymać, nie licząc na pomoc rodziny, przyjaciół i mecenasów. Dostaje propozycje koncertów od najsłynniejszych orkiestr i dyrygentów. Gra z Barbirollim, Beechamem, Fricsayem, Karajanem, Kubelikiem, Cluytensem czy Markiewiczem. Z tego czasu pochodzi relacja słynnej rosyjskiej pianistki, Tatiany Nikołajewej, której po raz pierwszy pozwolono na wyjazd ze Związku Radzieckiego. W Salzburgu poszła na koncert młodego Karajana, o którym już wtedy trąbiono, że jest „nowym Toscaninim”, ale, jak się okazało, to nie Karajan był dla niej gwiazdą wieczoru: „W programie była symfonia Mozarta, a po przerwie jego koncert fortepianowy z Klarą Haskil jako solistką. To nazwisko nic dla mnie nie znaczyło – po prostu jej nie znałam. Poprowadzeniem symfonii byłam rozczarowana. To, co usłyszałam, było bardzo przyzwoite, ale dalekie od moich oczekiwań. Po przerwie jednak wróciłam, ale w momencie, gdy na scenie pojawiła się zawstydzona Haskil, chciałam stamtąd uciec! Jej ciało było powyginane, jej siwe włosy rozczochrane. Na Boga! Wyglądała jak wiedźma. I znów introdukcja orkiestry przebiegała poprawnie, lecz nie było w tym nic prawdziwie inspirującego. Jednak to, co wydarzyło się kilka chwil później, kiedy Klara Haskil położyła ręce na klawiaturze... Powiem tylko, że po moich policzkach popłynęły łzy. Przybyłam tam, aby usłyszeć nowego Toscaniniego. Zamiast tego usłyszałam najwspanialszą wykonawczynię Mozarta w swoim życiu! Jej siła perswazji była przeogromna, jej magnetyzm tak silny, że natychmiast wszystko uległo zmianie: dialog rozpoczęty przez tę kobietę o drażniącym wyglądzie był tak płynny i naturalny, że orkiestra i dyrygent zostali zaczarowani. Dzięki niej dotknęli prawdy. To już nie Karajan ich prowadził, tylko palce i serce Klary. Nigdy nie zapomnę sposobu, w jaki instrumenty dęte drewniane w locie łapały jej frazy i jak ona stopiła się z nimi brzmieniowo. Był to najdoskonalszy występ solisty z orkiestrą, na jakim kiedykolwiek byłam!”.
Opis Nikołajewej nie był ani trochę przypadkowy. Po pięćdziesiątce Haskil zaczęła mieć coraz poważniejsze problemy ze zdrowiem. Kruche i drobne ciało pianistki coraz bardziej ulegało chorobowym zwyrodnieniom, a kilkakrotne zapalenia płuc pozostawiły w kiepskiej kondycji jej serce. Zaczęły się nagłe omdlenia, o których wspominali przyjaciele. Na początku grudnia 1960 roku Klara dała, jak się okazało, swój ostatnio koncert w Paryżu z partnerującym jej Arthurem Grumiaux. Kilka dni później wsiadła w pociąg do Brukseli. Schodząc z peronu, prawdopodobnie na chwilę straciła przytomność, potknęła się i spadła ze schodów. Upadek skończył się tragicznie. Zabrana do szpitala,po nieudanej operacji Klara Haskil zmarła 7 grudnia 1960 roku. Miała 65 lat.
Pamięci wielkiej artystki poświęcony jest konkurs, który od 1963 roku, co dwa lata, odbywa się w szwajcarskim Vevey, gdzie kiedyś mieszkała. Przybywają tam młodzi pianiści z całego świata. Najnowszy, XXIV, odbył się w ubiegłym roku. Jury pod przewodnictwem Michela Dalberto na zwycięzcę wybrało Niemca, Martina Helmchena.
Klara Haskil była zaprzeczeniem romantycznej wizji wirtuoza. Drobna, nieśmiała i wycofana, pozostała przez całe życie powierniczką tajemnic najpiękniejszej muzyki. Jej repertuar obejmował dzieła od Scarlattiego, przez Beethovena czy Schumanna, aż po Debussy’ego i Ravela. Największą więź zbudowała z Mozartem. Do dziś jej wykonania koncertów genialnego Austriaka pozostają równie świeże, subtelne i krystaliczne, jak ponad pół wieku temu, kiedy powstały. Nie ma przesady w słowach bliskiego przyjaciela artystki Charlie Chaplina, który powiedział: „W całym swoim życiu spotkałem tylko troje ludzi, których mogę nazwać geniuszami – profesora Einsteina, Winstona Churchilla i Klarę Haskil. Nie jestem muzykiem, ale mogę tylko powiedzieć, że jej dźwięk był wyśmienity, ekspresja fantastyczna, a technika po prostu niezwykła”.

 

Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 2/2012

 

Pobierz ten artykuł jako PDF