Monachium High End 2024 - część 1
- Kategoria: Wystawy
Za nami 41. edycja High Endu. Jak co roku w maju do Monachium ściągnęły tysiące profesjonalnych przedstawicieli branży i amatorów dobrego dźwięku. Hale centrum wystawienniczego MOC wypełniły urządzenia z różnych półek cenowych, choć oczywiście uwagę przykuwały te najbardziej spektakularne, co zresztą sugeruje sama nazwa imprezy.
Tekst i zdjęcia: Jacek Kłos
High End to największa wystawa sprzętu grającego na świecie. Ale co to konkretnie znaczy? Otóż ubiegłoroczna – rekordowa – edycja zgromadziła łącznie 22137 zwiedzających z 90 krajów, a liczba wystawców sięgnęła 550. W przypadku imprezy A.D. 2024 statystyki to: 22198 osób, 108 krajów i 513 stoisk. Frekwencyjny rekord został więc pobity zaledwie o 68 osób. Pokazuje to, że okolice 22000 sprzedanych biletów i udzielonych akredytacji to sufit dla tego typu wydarzenia i istotne zwiększenie skali staje się niezwykle trudne, o ile w ogóle możliwe. Z drugiej strony – liczba uczestników okazuje się w zupełności wystarczająca, żeby całej branży zapewnić napęd na kolejny rok, motywować do rozwoju i inspirować do pracy, jak również podpisać umowy, ustalić plany i dotrzeć z informacjami do prasy. A że do prasy w Monachium nadaje się niejedno, przekonacie się z fotoreportażu.
High End 2024 potwierdził postawioną w ubiegłorocznej relacji tezę, że wystawa z roku na rok się profesjonalizuje. I chodzi nawet nie tyle o coraz lepsze poskramianie akustyki nieprzyjaznych pomieszczeń, co o charakter wydarzenia i profil zwiedzających. W 2019 roku przedstawiciele branży stanowili 38%. W 2023 roku ten udział otarł się o 50%, natomiast w 2024 roku nastąpiło przesilenie. Po raz pierwszy liczba profesjonalistów była większa niż amatorów. Sprzedano 11237 wejściówek dla dystrybutorów i dilerów oraz 10373 dla publiczności. Przedstawicieli mediów organizator liczy osobno, zapewne dlatego, że nie dokładają się do przychodów. W tym roku liczebność tej grupy to 588 osób pochodzących z 43 krajów.
Z małej lokalnej wystawy dla 20 firm, zorganizowanej po raz pierwszy w 1982 roku w miasteczku Neuss niedaleko Dusseldorfu, High End przekształcił się w międzynarodowego giganta. Pozycja i prestiż imprezy wydają się niezagrożone, przy niezmiennych warunkach zewnętrznych. Jeżeli High End nadal będzie odbywał się w MOC-u i nie zniechęci wystawców i zwiedzających drastycznymi podwyżkami ani utrudnieniami logistycznymi, pozostanie światowym hegemonem. Wszyscy się już przyzwyczaili i do miejsca, i do terminarza, dzięki czemu impreza weszła na wymarzony przez każdego organizatora poziom „teraz wystarczy tylko nie zepsuć”. Oczywiście, zawsze można coś usprawnić i poprawić funkcjonowanie, ale stałe fragmenty gry zostały opanowane tak dobrze, że legły u podstaw prawdziwego samograja.
A skoro przy samograjach jesteśmy, odejdźmy od statystyk i spróbujmy się przyjrzeć ogólnym tendencjom. Postawiona w ubiegłorocznej relacji z wystawy teza o różnorodności urządzeń i formatów okazała się prorocza, ponieważ hasłem przewodnim High Endu 2024 organizatorzy ogłosili właśnie różnorodność, przejawiającą się w rozmaitości sprzętu, sposobów kontaktu z muzyką, a także fizycznych nośników oraz ich braku. Konstrukcji i rozmaitych podejść do zapisu i odtwarzania dźwięku jest tyle, że nawet doświadczony słuchacz zostaje czasem oszołomiony, a osobę nieprzygotowaną niechybnie czeka zawrót głowy. Sam, powodowany dziecięcą ciekawością, podchodzę niekiedy do stoiska i zadaję najprostsze z możliwych pytanie: co to jest? Pomimo blisko trzydziestu lat doświadczeń i obycia z najróżniejszymi cudami i wpadkami techniki, wciąż bywam zaskoczony. Wydaje się, że wynika to wprost z braku konsolidacji rynku, jego rozdrobnienia, a także podejścia właścicieli, którzy nie poddają się dyktatowi tabelek, harmonogramów ani projekcjom potencjału sprzedaży. Producenci sprzętu grającego to nadal często kilkuosobowe czy nawet mniejsze zespoły, skoncentrowane na realizacji wizji konstruktora. Również firmy z tradycją sięgającą kilku dekad działają nie tylko w oparciu o realia rynkowe, ale także o coś, co można określić mianem filozofii ich założyciela czy – bardziej górnolotnie – emanacją jego myśli. Właśnie ona sprawia, że urządzenia mogą być tak rozmaite i wzbogacać krajobraz sprzętu grającego nieodkrytymi wcześniej okazami. W świecie unifikacji taka różnorodność, a nierzadko nieprzewidywalność byłaby nie do pomyślenia.
Inne główne tendencje pozostają zbliżone do tych z roku poprzedniego. Winyl trzyma się mocno, równie mocno pliki i to te dwa formaty korzystania z muzyki dominowały na prezentacjach. Ale o ile pokaz prowadzony tylko z użyciem serwera wydaje się w pełni zrozumiały ze względu na wygodę, o tyle granie wyłącznie z gramofonu praktycznie się nie zdarza. W czasie wystawy chodzi o pokazanie możliwości systemu w różnym repertuarze, co konieczność zmiany płyty po jednym fragmencie nader skutecznie komplikuje. Zwiedzając wystawę, odnotowałem tylko jeden przypadek takiego podejścia, który przy okazji okazał się niezwykle satysfakcjonujący brzmieniowo. Chodzi o pokaz młodziutkiej niemieckiej firmy RA Acoustics, zlokalizowanej notabene w Monachium i zajmującej się produkcją kolumn. Zasilane elektroniką Soulution i sygnałem z gramofonu Kuzmy, zaprezentowały muzykę, z którą zostałem dobre pół godziny. W warunkach wystawy, z której trzeba przygotować reportaż, to naprawdę długo.
Wśród źródeł sygnału odtwarzacze CD również nie składają broni. Są łatwiejsze w obsłudze od gramofonów i stabilniejsze od serwerów, które potrafią się zawiesić albo zerwać łączność z przetwornikiem. Taki przypadek zdarzył się na prezentacji jednego z polskich producentów, a prowadzący napomknął, że to już trzeci raz w ciągu dnia, po czym był zmuszony przerwać pokaz i zarządzić przerwę. Złośliwość przedmiotów martwych – w domu działają, a na wystawie odmawiają posłuszeństwa z sobie tylko znanych przyczyn. Niemniej odtwarzacze CD takich psikusów nie robiły. Niewykluczone że właśnie dlatego Wadax postanowił uzupełnić katalog zintegrowanym źródłem CD, które przy okazji współpracuje z plikami. Wymagających posiadaczy kolekcji srebrnych krążków, którzy nie stronią równocześnie od nowinek technicznych, jest wystarczająco wielu, żeby najnowsze źródło hiszpańskiego specjalisty nie trafiło w próżnię. Ciekawie zapowiadają się również nowości Taiko i SoTM. Obaj specjaliści przygotowali serwery muzyczne z opcją wyjścia analogowego. Olympus to flagowy model holenderskiej firmy, plasowany nawet powyżej dotychczasowego Extreme. Będzie go można zamówić, jak dotychczas, z wyjściem cyfrowym, ale również analogowym, w nowej technologii XDMI (Extreme Direct Music Interface). Podobną funkcjonalność ma oferować SoTM sMS-2000, choć na wprowadzenie stopnia analogowego do produkcji przyjdzie zaczekać nieco dłużej.
Przejawy różnorodności można by mnożyć, a tym, czego znalezienie na High Endzie rzeczywiście może stanowić poważny problem, są nudne szare pudełka, bez pomysłu i charakteru. Poza nimi jest wszystko – od Sasa do Lasa. Piękne przedmioty i, zdarzające się niezmiernie rzadko, przykłady szpetoty. Lampy, tranzystory, moduły w klasie D i hybrydy. Drewniane forniry, samochodowe lakiery, folie i anodowany metal. Ścianki wąskie, średnie i szerokie. Zestawy na podłogę i na podstawkę; okrągłe, trójkątne i prostokątne; do małych pomieszczeń i salonów o kubaturze sali gimnastycznej. Kształty kanciaste i zaokrąglone. W miarę przewidywalne i jedyne w swoim rodzaju. Jakby tego było mało, wielość estetyk i pomysłów na brzmienie. Jasne, ciemne, stonowane, agresywne, poprawiające humor i z gatunku „pora umierać”. A najlepsze, że wszystkie strojone zgodnie z zasadą dochowania wysokiej wierności oryginałowi. Przynajmniej oficjalnie, bo to, co powiedzieliśmy o realizacji wizji konstruktora, właśnie w brzmieniu przejawia się najmocniej.
Ze wszystkimi obliczami high-endu będzie się można osobiście zapoznać za rok. Gorąco do tego zachęcam, zwłaszcza że skala wydarzenia jest rzeczywiście ogromna i w żaden sposób niemożliwa do ogarnięcia w relacji. Na żywo zresztą też nie. Zanim to nastąpi, zapraszam do obejrzenia zdjęć.
Gościem specjalnym High Endu 2024 był Leslie, a właściwie Laszlo Mandoki. Niemiecki wykonawca węgierskiego pochodzenia rozpoczynał karierę w zespole Czyngis-chan, reprezentującym Niemcy na Eurowizji w 1979 roku. Prawdziwe uznanie w branży przyniosła mu jednak rola producenta muzycznego. Współpracował m.in. z Philem Collinsem, Lionelem Richie i Jennifer Rush.
Obecność luksusowych samochodów to stały obrazek na monachijskiej wystawie. Tym razem pretekstem nie był jednak system nagłośnienia, ale inspiracja wzornictwem znanej marki. Technics wykorzystał Lamborghini Revuelto, by zwrócić uwagę zwiedzających na odświeżoną wersję swojego słynnego gramofonu. SL-1200M7B został ozdobiony karbonową wstawką z napisem „Lamborghini”, filcową matą z logo oraz charakterystycznym motywem na bazie litery „Y” w trzech wściekłych kolorach: pomarańczowym, żółtym oraz zielonym. W samej konstrukcji Technics stosuje sprawdzone rozwiązania, a więc napęd bezpośredni, dostarczany przez bezrdzeniowy silnik o wysokim momencie obrotowym. Stabilność prędkości kontroluje układ elektroniczny. W komplecie znajduje się ramię typu S oraz diodowe podświetlenie igły. Jako że model wywodzi się z oferty dla DJ-ów, niestraszne mu scratchowanie i odtwarzanie w tył.
Technics SL-1200M7B wejdzie do sprzedaży w lipcu 2024 i będzie kosztował w Polsce 6600 zł. Aha, edycja jest limitowana, a w komplecie producent dołącza płytę, która wygląda jak oryginalna felga z Revuelto. Na winylu nagrano dźwięk silnika V12. Będziecie mogli podenerwować znajomych posiadaczy elektryków.
Jacek Kłos
06/2024 Hi-Fi i Muzyka