HFM

artykulylista3

 

Legend nie tylko jako Chrystus

072 074 Hifi 05 2018 001

Zaproponowano mu rolę Chrystusa, więc nie mógł odmówić. John Legend, w niedzielę wielkanocną 1 kwietnia 2018, stanął na czele inscenizacji rockowej opery „Jesus Christ Superstar”. Ale zanim o tym wydarzeniu, słowo o artystycznej drodze tego popularnego muzyka.


Artystyczny pseudonim
Naprawdę nazywa John Roger Stephens i ma 39 lat. Pomysł na pseudonim podsunął mu poeta J. Ivy, z którym pracował nad debiutancką płytą Kanye Westa „The College Dropout” (2004). Zachwycony wokalnym talentem Stephensa, Ivy miał podobno stwierdzić, że piosenkarz śpiewa jak sceniczne legendy.
Początkowo Stephens nie był zachwycony tym, że współpracownicy podchwycili pomysł Ivy’ego i dla żartu zaczęli się tak do niego zwracać. Kiedy jednak dołączył do nich również wspomniany Kanye West – dał za wygraną.
Wokalno-instrumentalne początki


„Wierzyłem, że pewnego dnia zostanę odkryty – mówił. – Przygotowywałem się na ten moment przez całe życie.” Zanim jednak stał się gwiazdą, odbył staż w rozmaitych składach w roli sidemana; śpiewał w chórkach i grał na instrumentach klawiszowych, głównie na fortepianie. Niekiedy robił obie rzeczy naraz, tak jak później na autorskich krążkach.


Talent muzyczny przejawiał od dziecka. Już jako czterolatek śpiewał w chórze kościelnym, a w wieku siedmiu lat rozpoczął naukę gry na pianinie. Później zakochał się w muzyce soul i gospel. Do jego ulubionych wykonawców należy Marvin Gaye. Ostatnio jednak z zainteresowaniem przypatruje się dokonaniom Jaya-Z.


„Jeśli chciałbym kiedyś być kimś innym – powiedział niedawno – to kimś takim jak Jay-Z. Doceniam jego talent i podziwiam wszystko, co osiągnął jako businessman.” Ale do takich spostrzeżeń przyszły piosenkarz miał jeszcze dojrzeć.


Na razie ukończył gimnazjum i rozpoczął studia anglistyczne na University of Pennsylvania, gdzie dyrygował uczelnianym chórem. Zdążył w tym czasie nie tylko wyszkolić swój ciepły, lekko zachrypnięty głos, ale dysponował wystarczającym doświadczeniem, by móc uczyć innych. Kompozycja Erica Baziliana „One of Us” (spopularyzowana przez Joan Osborne), którą Stephens śpiewał z chórem, trafiła na akademicką płytę z piosenkami a cappella. Wtedy też młodego muzyka dostrzegła Lauryn Hill, przygotowująca swój debiutancki album „The Miseducation of Lauryn Hill” (1998). Zaprosiła go do studia, żeby zagrał na pianinie w utworze „Everything is Everything”.
Od tamtej pory do Johna zaczęły napływać zaproszenia od różnych wykonawców, a on chętnie z nich korzystał. Długo jednak nie mógł namówić żadnej wytwórni, by pozwoliła mu nagrać autorską płytę. Przez niemal sześć lat bezskutecznie pukał do drzwi wielu z nich.
Kiedy jednak zaśpiewał z Jayem-Z na jego krążku „The Black Album” (Legenda słyszymy w nagraniu „Encore”), a także wykonał z Alicją Keys piosenkę „You Don't Know My Name”, uwierzono w niego i pozwolono wystartować w roli solisty.

072 074 Hifi 05 2018 002

Debiut
Debiutancki album „Get Lifted” zapewnił Legendowi światowy sukces. W prologu słychać tylko jego głos i fortepian, ale już ten wstęp potrafi oczarować. W podobnej konwencji utrzymane jest nagranie „Ordinary People”, które doczekało się wielu nagród. Obok utworów kameralnych na płycie znalazło się kilka bardziej rozbudowanych kompozycji, również z fortepianem na pierwszym planie. Pod względem stylistycznym utwory stanowią połączenie melodyjnego popu z soulem oraz R&B. W tekstach przeważa tematyka miłosna.
Legend przyznaje się do romantycznej duszy. Swojej żonie – modelce Chrissy Teigen – oświadczył się w grudniu 2011 roku w czasie kolacji przy świecach na plaży na Malediwach. Ślub wzięli dwa lata później we Włoszech. W kwietniu 2016 roku na świat przyszła ich córka, Luna Simone Stephens, o której dumny tata często wspomina.

072 074 Hifi 05 2018 002

Nagrody
Płyta „Get Lifted” zaraz po premierze trafiła do pierwszej dziesiątki amerykańskiej listy „Billboard 200”. Przyniosła też artyście trzy nagrody Grammy – w kategorii debiutantów, albumów R&B oraz popisu wokalnego (za nagranie „Ordinary People”).
Drugi krążek – „Once Again” – także cieszył się dużym powodzeniem, a pochodząca z niego kompozycja „Heaven” w 2007 roku powiększyła jego kolekcję nagród Grammy. To samo stało się z coverem utworu „Family Affair”, który Legend nagrał razem z Joss Stone i Vanem Huntem.
W sumie artysta jest laureatem dziesięciu Grammy oraz wielu innych muzycznych wyróżnień. W 2015 roku, wspólnie z raperem Commonem, otrzymał Oscara oraz Złoty Glob za piosenkę „Glory”, pochodzącą z filmu „Selma”.

072 074 Hifi 05 2018 002

Światopogląd
Poza muzyką Legend jest znany z troski o bliźnich. Ma w pamięci postać Martina Luthera Kinga i jego działania na rzecz równouprawnienia ciemnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Gorąco popierał Baracka Obamę w walce o urząd prezydencki. W 2008 roku dedykował mu swój koncert w Springfield. Był też gościem na pożegnalnym przyjęciu, kiedy dobiegła końca druga kadencja Obamy w Białym Domu.
Legend uczestniczy również w akcjach charytatywnych. Jest zwolennikiem równości dla wszystkich, niezależnie od rasy i pochodzenia społecznego. Uważa, że za ubóstwo w wielu przypadkach odpowiada brak edukacji. Zabiega o to, aby każdy miał dostęp do wiedzy i zachęca wszystkich, by z niej korzystali.
Był zdolnym uczniem, w gimnazjum przewodniczył samorządowi szkolnemu, a teraz deklaruje, że dzięki zdobytej wiedzy dobrze mu się powodzi. „Wykształcenie daje lepszą pozycję w życiu – twierdzi. – Dzięki wiedzy łatwiej się wydobyć z biedy.”
Muzycy rzadko poruszają podobne tematy, tymczasem Legend bardzo często – zamiast o swoich płytach – mówi o szkolnictwie. „Nie mamy wpływu na to, co się dzieje w domach uczniów, ale w szkole możemy wiele zdziałać dla ich dobra. Prawidłowo zorganizowany system edukacji, który władze powinny zapewnić, może sporo zmienić w życiu młodych ludzi.”
Artysta z niepokojem patrzy na różne przejawy agresji, ataki terrorystyczne i światowe konflikty. Pragnie, aby ludzie zrozumieli, że tylko porozumienie może zapewnić ludziom spokój.

072 074 Hifi 05 2018 002

Jesus Christ Superstar
Z takimi poglądami stanowił idealny materiał na scenicznego Jezusa Chrystusa. Alice Cooper, grający w tegorocznej inscenizacji króla Heroda, chwalił twórców za trafny wybór głównego bohatera. Ciemnoskóry Chrystus na początku zapewne nie wszystkim przypadł do gustu, ale na scenie zabytkowej XIX-wiecznej zbrojowni na nowojorskim Brooklynie piosenkarz przekonał niedowiarków.
Przypomnijmy, że rock opera o ostatnim tygodniu życia Chrystusa, autorstwa Tima Rice’a (libretto) i Andrew Lloyda Webbera (muzyka), ukazała się w 1970 roku na podwójnym albumie winylowym. Tytułowym bohaterem był wówczas wokalista grupy Deep Purple, Ian Gillan, a Judasza Iskariotę grał Murray Head, świeżo po sukcesie w londyńskiej adaptacji musicalu „Hair”. Artystom towarzyszyli instrumentaliści z zespołu Joe Cockera. To gwiazdorska obsada, zwłaszcza jeśli spojrzymy na późniejsze sukcesy bohaterów. Murray Head nie doczekał się, co prawda, wielkiej sławy, mimo że wydał 14 płyt studyjnych (ostatnią, „My Back Pages”, w 2012 roku) i grywał w filmach, ale już Ian Gillan to dziś żywa legenda.
Rok po premierze płyty musical zadebiutował na Broadwayu, a w 1973 roku został sfilmowany. Warto nadmienić, że kiedy w 1987 roku dotarł do Polski (w reżyserii Jerzego Gruzy i z librettem przetłumaczonym przez Wojciecha Młynarskiego), obsada również była wybitna. W rolę Chrystusa wcielił się wokalista TSA Marek Piekarczyk, a Marię Magdalenę zagrała Małgorzata Ostrowska z Lombardu.
W roku 2018 przyszła kolej na Legenda. Obok niego widzowie telewizyjnej transmisji mogli podziwiać wspomnianego Alice’a Coopera w roli Heroda, Brandona Victora Dixona, który efektownie zagrał Judasza, oraz Sarę Bareilles jako Marię Magdalenę. Hit „I Don’t Know How To Love Him” w jej wykonaniu wypadł popisowo. „Te melodie to najwspanialsza muzyka, jaką kiedykolwiek słyszałam – mówiła o „Jesus Christ Superstar” artystka. Intrygowała również oprawa widowiska, sprawiająca wrażenie zapożyczonej z filmowych przygód Mad Maksa.
Sam Legend w wysokich partiach nie zawsze dorównywał Gillanowi. W jego głosie brakowało melodyjnego rockowego wrzasku, z którego słynie wokalista Deep Purple. Mimo to zaśpiewał bardzo dobrze, emanując przy tym spokojem i ciepłem. Swoich poprzedników w roli Chrystusa pobił spektakularnym finałem. Widok zakrwawionego Legenda na krzyżu na pewno przejdzie do historii.
Przed „Jesus Christ Superstar” wykonawca rzadko parał się rockiem, jednak w nowej dla siebie konwencji sprawnie sobie poradził. „Muzyka przedstawienia jest różnorodna – mówił przed premierą. – Składają się na nią zarówno rock, jak i soul oraz gospel. Dla kogoś, kto – tak jak ja – kocha muzykę i lubi występować, nie ma stylistycznych granic. Poza tym zaproponowano mi rolę Jezusa Chrystusa. Jak mógłbym odmówić?”

072 074 Hifi 05 2018 002

Media
Zarówno wcześniejsze dokonania Legenda, jak i jego występ w słynnej rockowej operze były szeroko komentowane. Nie zawsze pochlebnie. Hejterów w sieci w końcu nie brakuje. „Po pewnym czasie można do tego przywyknąć – twierdzi wykonawca. – Trzeba się pogodzić z utratą prywatności.”
Wydana po dłuższej przerwie piąta płyta artysty – „Darkness and Light” – jest utrzymana w klimacie znanym z poprzednich albumów, ale przynosi też sporo nowych brzmień „To wciąż ja – mówi Legend o swoim najnowszym albumie. – To moja najbardziej szczera i soulowa płyta.”
Wraz z jej wydaniem artysta dostrzegł, że zmieniają się jego przemyślenia na temat otaczającej go rzeczywistości. „Stałem się filozofem. Zastanawiam się nad poważniejszymi sprawami – nad życiem i śmiercią. Im jestem starszy, tym bardziej zauważam, że jest coraz więcej rzeczy, o których nie wiem.”
Czyżby Sokrates wśród muzyków? Zanim odpowiemy, posłuchajmy!

072 074 Hifi 05 2018 002


Dyskografia studyjna:
1.    Get Lifted (2004)
2.    Once Again (2006)
3.    Evolver (2008)
4.    Love in the Future (2013)
5.    Darkness and Light (2016)

 

Grzegorz Walenda

Źródło: HFM 05/2018

Pobierz ten artykuł jako PDF