HFM

artykulylista3

 

Komu straszny „Straszny dwór”?

8485122015 001
Najczęściej wystawiana polska opera jest zarazem najmniej znaną. Jak klątwa zaciążyły na tym dziele okoliczności jego premiery: 28 września 1865, Warszawa – najciemniejsza noc po upadku powstania styczniowego; represje carskie, aresztowania, zsyłki na Sybir, konfiskaty majątków uczestników powstania i ogólnonarodowe przygnębienie.

 


I oto na scenie odżył świat Polski przedrozbiorowej, przytulnych dworków szlacheckich, polowań, kuligów i uczt. Każda śpiewana wzmianka o matce odczytywana była jak aluzja do znękanej ojczyzny. Każdy synonim broni i walki – jako wezwanie do oporu wobec zaborcy. Publiczność szlochała, krzyczała, klaskała i, szczerze mówiąc, nie należy się dziwić, że po kilku spektaklach rosyjskie władze kazały skreślić tytuł z repertuaru.
„Straszny dwór” zyskał swoją legendę, a w powszechnej świadomości zaczął istnieć jako widmowy konstrukt, excusez le mot, kikut opery, złożony z paru „numerów”, paru haseł i obrazów. Kontusze, szable, zegar z kurantem, aria Stefana, czyli mniej więcej „Matko moja miła”, aria Skołuby, czyli „Zażyj tabaki”, aria Miecznika, czyli „Dla swej ziemi macierzystej na skinienie oddać krew” plus mazur z przytupem – oto cały „Straszny dwór”.


Ta składanka stereotypów reanimowana była co i raz na różnych scenach krajowych i wszyscy byli zadowoleni. Co prawda, czasem ktoś wyraził żal, że Moniuszko nie przebił się na sceny światowe, tak jak udało się Smetanie, Janačkowi czy Musorgskiemu, ale przecież nasza tradycja i nasz patriotyzm są tak swoiste, że tylko my, Polacy, potrafimy zrozumieć tajemny kod kontuszowy. Niestety, sama warstwa fabularna okazuje się dla większości rodzimych odbiorców kodem nie do złamania. O czym jest „Straszny dwór”? O dwóch dzielnych żołnierzach, szlachcicach, którzy nie chcą zakładać rodziny, aby w każdej chwili móc bronić ojczyzny, jednak, po serii zabawnych perypetii, ulegają urokowi córek Miecznika, wielkiego patrioty z sąsiedniego dworu, w którym ponoć w nocy straszy.
I oto na pięćdziesięciolecie odbudowy gmachu stołecznego Teatru Wielkiego pojawiła się premiera przygotowana przez Anglika, Davida Pountneya, mającego już w dorobku inscenizacje polskich oper („Król Roger” Szymanowskiego, „Pasażerka” Weinberga). Pountney przeanalizował kontekst historyczny dzieła i partyturę i doszedł do wniosku, że jest to opera buffa, o wspaniale napisanych ariach (jego zdaniem arie Stefana i Hanny mogą się równać z najlepszymi dokonaniami Verdiego). Kluczem scenograficznym uczynił żywe obrazy (wielkie kompozycje w ramach przesuwanych po scenie – wszak według libretta, nocą z obrazów przodków schodzą żywe postaci, czyli dowcipne panny, Hanna i Jadwiga). Akcja z epoki przedrozbiorowej została przeniesiona do dwudziestolecia międzywojennego, a Zbigniew i Stefan wracają z wojny polsko-bolszewickiej (obraz Jerzego Kossaka „Bitwa Warszawska” otwiera akcję).

8485122015 002


Pountney, widząc w „Strasznym dworze” operę buffa, całkiem serio podchodzi do libretta. Sprawnie, wartko i przejrzyście przekazuje treść. Minimum kontuszów i szabel, maksimum słów docierających do słuchaczy. Moniuszko często pisał w niewygodnych dla śpiewaków tessiturach. Dźwięki z góry skali plus skoki interwałowe i szybkie tempa sprawiają, że część tekstu nie dociera „w słuchaniu” i nie jest to tylko kwestia złej dykcji solistów i chórzystów (choć pod tym względem można mieć zastrzeżenia do warszawskiej obsady, zwłaszcza do jej żeńskiej części).


Napisy na tablicy świetlnej (po polsku i po angielsku), pełne dwujęzyczne libretto wydrukowane w programie – to zabiegi, dzięki którym bariera niezrozumienia fabuły znika. Nagle „Straszny dwór” obnaża prawdziwe sensy wydarzeń i motywacje bohaterów. W celach poznawczo-edukacyjnych warto tu wyjaśnić, o co naprawdę w tej operze chodzi.
Bracia Zbigniew i Stefan, po zwycięskiej dla ojczyzny wojnie (nie później niż w połowie XVIII wieku), wracają do rodzinnego dworu. Postanawiają nie zakładać rodzin – po części dlatego, aby nie przysparzać swym bliskim bólu rozstania w przypadku kolejnej zawieruchy, a chyba po większej części – z zamiłowania do wygody i niezależności. Rodzice nie żyją; bracia chcą dobrze gospodarzyć w odziedziczonym majątku, a na początek – odebrać wszystkie długi, które sąsiedzi mieli wobec ich ojca – Stolnika. Mogliby, co prawda, wystąpić na drogę sądową, ale liczą na poczucie honoru i szybszy tryb osobistej egzekucji należności.


Największym dłużnikiem Stolnika jest Miecznik, toteż do dworu w Kalinowie bracia chcą się zgłosić na finał swego rewindykacyjnego objazdu – na koniec roku, w Sylwestra. Cześnikowa, wdowa po stryju młodzieńców, która bawi się w swatkę, zamierza podsunąć im upatrzone kandydatki na żony – jedna panna ma 24 lata, druga 22, więc, według ówczesnych standardów, są to już prawie stare panny. Kiedy Zbigniew i Stefan nie okazują zainteresowania, a – z drugiej strony – mówią o planowanym wyjeździe do Kalinowa, Cześnikowa pragnie ich zniechęcić, opowiadając o rzekomych duchach straszących w owym dworze.
W ostatnim dniu roku w Kalinowie córki Miecznika bawią się we wróżby . Odlane z wosku kształty pokazują, że panny wyjdą za mąż za rycerzy i rolników. Kiedy Zbigniew i Stefan przyjeżdżają do dworu, Miecznik, zamiast powitać ich oświadczeniem, że pamięta o długu wobec nieboszczyka Stolnika i rychło go zwróci, zaczyna bajać o swojej przyjaźni ze Stolnikiem.
I tu potrzebne jest objaśnienie: w hierarchii urzędów/tytułów dawnej Rzeczypospolitej Stolnik stał o niebo wyżej niż Miecznik, tak więc operowy Miecznik, mówiąc kolokwialnie: rżnie głupa. Chciałby wżenić swoje córki w „lepszą” rodzinę i uniknąć zwrotu długu! Przy tym Miecznik, obłudnie zamaskowany kontuszem, wyciera sobie gębę frazesami patriotycznymi o tym, że swoje córki odda tylko walecznym patriotom; cecha gospodarności nie jest dla niego istotna? Damazy, rezydent-fircyk, ma ochotę na ślub z którąś z panien, ale Miecznik, pod pozorem walki z kosmopolityzmem, nie chce oddać córki tzw. gołodupcowi.


Na młodzieńcach nie robią wrażenia nocne strachy – postaci wychodzące z obrazów (zabawa znudzonych miecznikówien) i z zegara (koncept zdesperowanego Damazego). Argumentem przemawiającym za opuszczeniem Kalinowa jest dopiero tajemnica ujawniona przez Damazego: ponoć dwór jest przeklęty przez Boga, bowiem powstał z „hańbiącej zapłaty”. Cóż to mogło być? Zdrada, oszustwo, zaprzaństwo przodków? Jeśli nawet Damazy zmyśla, Zbigniew i Stefan uważają to za powód, by wrócić do domu i wytrwać w bezżennym stanie.
Przerażonemu Miecznikowi pali się grunt pod nogami, ale oto nadciąga ratunek: noworoczny kulig, którym okoliczna młodzież jedzie do Kalinowa, aby potańczyć i pośpiewać na początek karnawału. A gdy już emocje opadną, Miecznik opowiada swoją wersję legendy o strasznym dworze: nazwa rzekomo pochodzi od tego, że dziad Miecznika miał dziewięć córek, które „wydrenowały” okolicę z atrakcyjnych kawalerów. Stolnikowicze dają wiarę tym bajaniom i decydują się pojąć za żony Hannę (Stefan) i Jadwigę (Zbigniew), a o właściwym powodzie wizyty u Miecznika oczywiście zapominają. Ani długu nie odzyskują, ani nawet o posagu dziewcząt nic nie słychać.

8485122015 003


Akcja sceniczna u Pountneya opiera się na napięciu między „nowoczesnością” i „tradycją”, „postępem” i „zabobonem”, „przedsiębiorczością” i „cwaniactwem”. Wszystko to określenia umowne, tak jak umowna jest operowa rzeczywistość i tak jak efektom komicznym jest podporządkowane libretto „Strasznego dworu”. Zbigniew i Stefan to single w garniturach, energiczni producenci rolni; Miecznik – to zgnuśniały pater familias, używający kontusza jak wizytówki swej rzekomej cnoty uczciwości. Tłum młodych ludzi przybyłych z kuligiem to energia, bezpretensjonalność i brak kompleksów. To nowy model patriotyzmu – duma z biało-czerwonych barw przejawia się w kolorach modnych ubrań i kostiumów karnawałowych; w radosnym biało-czerwonym mazurze w nowoczesnej choreografii.
Niektóre gesty sceniczne i obiekty scenograficzne mają moc uniwersalnych symboli, przetworzonych w żartobliwe pastisze – np. postać Hanny wystylizowana na „Wolność wiodącą lud na barykady” czy bajkowy wiejski domek z dymiącym kominem, w finale wjeżdżający na scenę jako tort weselny. Czytelna i ciekawie zakomponowana jest scena początkowa, kiedy żołnierze w koszarach po raz ostatni przed demobilizacją przywdziewają mundury. Pountney umieszcza też akcent polski – w czasie radosnego mazura słychać złowrogi warkot i widać cień nadlatującego samolotu – to zapowiedź, że szczęśliwe niepodległe dwudziestolecie niebawem zakończy się wybuchem II wojny. Ale na widowni powszechne było inne skojarzenie: z wydarzeniami 10 kwietnia 2010…


Dyrektor Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, Waldemar Dąbrowski, zapraszając do współpracy Pountneya, miał na celu nie tylko odświeżenie spojrzenia na Moniuszkę, lecz zainteresowanie teatrów zagranicznych „Strasznym dworem”. Stwierdził: „Teraz albo nigdy”. Akurat teatry europejskie, wraz z warszawskim, utworzyły międzynarodową platformę transmisji operowych. W kilkanaście dni po premierze„Straszny dwór” był pierwszym polskim spektaklem pokazywanym on-line przez internet i przez następne dwa miesiące dostępnym w sieci.
Nie mamy się czego wstydzić. To produkcja na wysokim poziomie muzycznym (świetni soliści, zwłaszcza głosy męskie – Rafał Siwek jako Zbigniew, Tadeusz Szlenkier – Stefan, Aleksander Teliga – Skołuba) i inscenizacyjnym. Trzymajmy kciuki. Oby „Straszny dwór” nikogo już nie odstraszył.
 
8 listopada 2015, Teatr Wielki – Opera Narodowa
Stanisław Moniuszko: „Straszny dwór” (premiera tej inscenizacji)
Wykonawcy: Tadeusz Szlenkier, Rafał Siwek, Edyta Piasecka, Elżbieta Wróblewska, Adam Kruszewski, Anna Borucka, Ryszard Minkiewicz
Reżyseria: David Pountney
Scenografia: Leslie Travers
Kostiumy: Marie-Jeanne Lecca
Chór i Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej
Dyrygent: Andriy Yurkevych

 
Hanna Milewska
Źródło: HFM 12/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF