HFM

artykulylista3

 

Rick Wakeman Progres i regres

076 081 Hifi 4 5 2020 0008
Kiedy w 1971 po raz pierwszy założył pelerynę, jeden z krytyków napisał, że przypominał gigantycznego pająka, którego odnóża omiatają klawisze instrumentów. Wakeman był zachwycony tym porównaniem; od tego czasu peleryna stała się nieodłącznym elementem jego scenicznego wizerunku.

Dla fanów była tak samo ważna jak jego gra. Podobnie dla dziennikarzy, którzy każdy wywiad rozpoczynali od pytania: „Hej, Rick, kiedy kupujesz nową pelerynę?”.



Jest uważany za jednego z czołowych klawiszowców rocka lat 70. XX wieku – intrygującego kompozytora, współtwórcę sukcesu grupy Yes. Jego koncerty gromadziły tłumy, a solowe albumy sprzedawały się w milionach egzemplarzy. Od początku kariery był tytanem pracy – w wieku 25 lat miał już za sobą nagrania z Davidem Bowie, Catem Stevensem, płyty z The Strawbs i Yes oraz trzy albumy solowe. Zdążył się dorobić własnego domu, kolekcji 21 samochodów (w tym ośmiu rolls-royce’ów) oraz… trzech zawałów i zmasakrowanej wątroby.


Krótki rozbieg
Urodził się 18 maja 1949 roku w Perivale, w zachodnim Londynie. Był jedynym dzieckiem Mildred i Cyryla Wakemanów. Talent do muzyki odziedziczył po ojcu, który w młodości grywał na pianinie. Kiedy Rick skończył siedem lat, posłano go na prywatne lekcje fortepianu do Dorothy Symes, jednej z najbardziej szanowanych nauczycielek na południu Anglii. Pod jej skrzydłami przez ponad dekadę zgłębiał tajniki muzyki klasycznej. Od 1960 brał udział w konkursach dla dzieci, które najczęściej wygrywał. Symes zapamiętała go jako dobrego, nie sprawiającego problemów ucznia, który jednak mało się przykładał do codziennej pracy z instrumentem.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

W wieku 12 lat zaczął grać na klarnecie, a później – na klawesynie i organach kościelnych. Jego pierwszą grupą był zespół jazzu tradycyjnego Brother Wakeman and Clergyman. W 1963 został członkiem Atlantic Blues. Wkrótce potem założył kapelę taneczną o nazwie Green Dolphin Trio, a w 1967 zasilił podobną – Ronnie Smith Band. Intensywnie dorabiał. Grywał, gdzie tylko się dało: na potańcówkach, weselach, pogrzebach, w knajpach, hotelach, a nawet w klubach ze striptizem.
W 1968 roku dostał się do prestiżowej Royal College of Music w Londynie i planował karierę pianisty koncertowego. Gdy jednak się zorientował, że większość kolegów jest tak samo dobra albo nawet lepsza od niego, zmienił kierunek na pedagogiczny. W Royal College studiował fortepian i grę na klarnecie, ale to zajęcia z orkiestracji, prowadzone przez Philipa Cannona, miały się w przyszłości okazać najbardziej przydatne.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

W pełni korzystał z uroków życia studenckiego – zamiast ćwiczyć i chodzić na zajęcia, przesiadywał w barach, popijając whisky. Był też stałym bywalcem komisu z instrumentami Musical Bargain Centre, gdzie na zapleczu, przy drinkach, zbierali się ludzie z branży. To właśnie tam złowił pierwszą pracę muzyka sesyjnego. Gdy zaproponowano mu udział w sekcji Ike’a i Tiny Turnerów, zgodził się bez wahania. Menedżerowie byli tak zachwyceni jego umiejętnościami, że zaproponowali mu kolejne nagrania. Godziny spędzane w studiu zaczęły stopniowo odciągać Wakemana od obowiązków na uczelni. W 1969 zdecydował się opuścić Royal College. Informacja o jego klasycznym wykształceniu jest zatem prawdziwa tylko w połowie. Do nauki już nie powrócił, uznając, że jest na tyle sprawnym muzykiem, iż dalsze kształcenie będzie tylko stratą czasu i spowolni jego awans w środowisku.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

Estrada i studio
A ten dokonywał się błyskawicznie – w wieku 20 lat Wakeman miał mnóstwo pracy przy sesjach i aranżowaniu utworów. Nieźle zarabiał i nagrywał ze znanymi artystami, m.in. z Bowiem (fragmenty na melotronie w „Space Oddity” przeszły do historii), a później, w 1971, z Catem Stevensem, Eltonem Johnem i T. Rex.
Jednak najbardziej zależało mu na pisaniu i wykonywaniu własnej muzyki. Postanowił dołączyć do The Strawbs, rockowo-folkowej kapeli, która poczynała sobie coraz śmielej na scenie. Poznali się w trakcie nagrywania albumu „Dragonfly”. W marcu 1970 Wakeman grał już w stałym składzie. To z tych czasów pochodzi anegdota związana z incydentem w Paryżu, kiedy to na jednym z koncertów The Strawbs Wakeman zepchnął ze sceny Salvadora Dali. „Nie miałem pojęcia, kim jest stary drań, który nagle wtargnął na scenę, rozwalając mi solo – wspominał po latach. – Gdybym to wiedział, powiedziałbym mu moim koszmarnym hiszpańskim: Trudno, wybaczam ci, ale w ramach rekompensaty musisz mi podarować jakiś obraz”.
Pierwszy znaczący koncert The Strawbs zagrali w Queen Elizabeth Hall w lipcu 1970. Materiał z tego występu został zarejestrowany i wydany na płycie „Just a Collection of Antiques and Curios”. W repertuarze znalazł się improwizowany utwór Wakemana „Temperament of Mind”, który publiczność przyjęła owacją na stojąco. Po tym koncercie pismo „Melody Maker” nazwało muzyka wschodzącą supergwiazdą.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

Zbudowany sukcesem, zabrał się za pisanie kawałków na kolejną płytę. Równolegle działał jako muzyk sesyjny – potrzebował środków na zakup domu w West Harrow. Zainwestował w sprzęt. Za połowę ceny nabył minimooga (przenośną odmianę wersji modułowej), który był wówczas nowością. Jego poprzedni właściciel, Jack Wild, chciał się go pozbyć, sądząc, że jest uszkodzony, gdyż nie da się na nim zagrać akordów. Minimoog to instrument monofoniczny.


Yes, Yes, Yes
Album nagrany z The Strawbs nie przyniósł Wakemanowi spodziewanych dochodów. Postanowił odejść z grupy (30 lat później dołączył do niej jego syn, Adam). Wtedy pojawiła się szansa stałej współpracy z formacją Bowiego. Jednak tego samego dnia zadzwonił Chris Squire z Yes, który przekazał mu, że zespół poszukuje nowego klawiszowca. Wakeman wspominał później, że stanął wtedy przed jedną z najbardziej dramatycznych decyzji w karierze.
Pomysł ściągnięcia Wakemana do Yes zrodził się w trakcie prac nad płytą „Fragile”. Członkowie grupy doszli wtedy do wniosku, że nowym koncepcjom muzycznymi powinna towarzyszyć zmiana brzmienia na bardziej nowoczesne. Główny ciężar miały wziąć na siebie instrumenty klawiszowe, które obsługiwał Tony Kaye. Ten jednak odmówił grania na czymkolwiek innym niż fortepian i Hammond. Gwałtowna wymiana zdań doprowadziła do odejścia Kaye’a z zespołu. Gitarzysta Steve Howe oraz Squire zgłosili kandydaturę Wakemana, którego niedawno słyszeli na koncercie. Byli pewni, że idealnie się sprawdzi w nowej formule.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

Wakeman dołączył do Yes w sierpniu 1971, gdy trwało ogrywanie materiału na „Fragile”. Niestety, nie mógł niczego skomponować – takie było zastrzeżenie kontraktu, jaki podpisał wcześniej z A&M Records. Jego wkład w repertuar ograniczył się zatem do zaaranżowania fragmentu IV symfonii Brahmsa („Cans and Brahms”). Miał też wpływ na kształt „Heart of the Sunrise”, sugerując wprowadzenie repryzy – fragmentu z rekapitulacją wcześniejszych motywów. O wiele ważniejsza była jego rola instrumentalisty. Klawiatury Ricka – Hammond, minimoog (później miał aż pięć egzemplarzy, by na scenie nie tracić czasu na zmianę ustawień), Mellotron M400 i Rocky Mount Instruments RMI 368 Electra-Piano sprawiły, że brzmienie Yes stało się „tłuste”, a przy tym – zadziorne i bogate w plany dźwiękowe. Album „Fragile” spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem i wkrótce zespół ruszył w trasę promującą po USA. Był to pierwszy pobyt Wakemana w Stanach.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

Niedługo później rozpoczęto prace nad „Close to the Edge” – płytą, która miała rozwijać kierunek „Fragile”. Utwory powstawały w stanie stresu i twórczego chaosu. Muzycy mieli masę pomysłów, ale działali po omacku, przez co nie do końca nad nimi panowali. Tylko Anderson i Howe mniej więcej wiedzieli, dokąd zmierza muzyka i jak ją ogarnąć formalnie. Wakeman stał nieco z boku. Interesowały go głównie własne partie i to, by zostały właściwie wyeksponowane.
W „Syberian Khatru” zagrał na RMI quasi-barokowe solo, a tytułowy „Close to the Edge” wzbogacił fragmentem wykonanym na organach kościelnych. Album okazał się najważniejszym krążkiem w historii zespołu, a dziś jest uważany za epokowe dokonanie rocka progresywnego.
Cały 1972 był okresem intensywnych koncertów. Ich najlepsze momenty znalazły się na trzypłytowym „Yessongs” (1973), na którym Wakeman prezentuje absolutnie szczytową formę.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

Niesiona sukcesem, grupa Yes przystąpiła do nagrywania „Tales from Topographic Oceans” – wielowątkowego albumu, opartego na motywach „Autobiografii jogina” (1946) guru Paramahansy Yoganandy. Koncept płyty powstał błyskawicznie i muzycy wzięli się do pracy. Jednak Wakeman nie zaakceptował estetyki albumu. Uznał ją za przekombinowaną, co stało się początkiem tarć między nim a resztą zespołu. Wielokrotnie sygnalizował kolegom, że materiał jest zbyt obszerny, niedopracowany i wymaga dalszych prób. Jednak nikt go nie słuchał. Sfrustrowany, popijał w studyjnym barze. W wolnej chwili dograł, za dwa piwa, partię klawiszy do „Sabbra Cadabra” Black Sabbath. Swoje niezadowolenie wobec projektu Yes wyrażał słowem i czynem – najbardziej ostentacyjnie zrobił to w trakcie koncertu promującego „Tales…” w Manchesterze, kiedy to zamówił na scenę curry, a następnie spożył je na oczach skonsternowanej publiczności.
W końcu postanowił odejść. Odmówił też współpracy przy następnym albumie. Ponoć prawdziwym powodem jego decyzji był konflikt z Andersonem, który miał mu za złe obijanie się na koncertach i granie słabych solówek. Odejście Wakemana było komentowane przez kolegów. Zarzucali mu nielojalność, brak zaangażowania i kombinowanie na boku. Ten ostatni zarzut był prawdziwy – Wakeman był jedynym członkiem grupy, który znajdował czas na realizację własnych projektów. W Yes zastąpił go Patrick Moraz – rewelacyjny muzyk o jazzowym rodowodzie, który mógłby być dla niego konkurencją, gdyby szybko nie rozmienił się na drobne.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

Rozwód Wakemana i Yes okazał się separacją. Schodzili się i rozchodzili wiele razy. Nagrywali lepsze lub słabsze płyty. Dawali koncerty, po czym znów się obrażali i działali osobno. Nie ulega jednak wątpliwości, że lata 1971-74 były najlepszym, najbardziej twórczym okresem, zarówno w historii Yes, jak i w karierze Wakemana.
W kwietniu 2017 spotkali się – bez zmarłego dwa lata wcześniej Chrisa Squire’a – na gali Rock & Roll Hall of Fame. Co prawda na długo przed imprezą Wakeman deklarował, że nie weźmie udziału w tej „szopce”, ale w końcu się przełamał. Kiedy przybył, miał na sobie zbyt obszerny garnitur i źle dobrane buty, a w swojej przemowie opowiadał o niedawnej wizycie u urologa.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

Rycerze na łyżwach
Pod koniec 1971 Wakeman podpisał kontrakt z A&M Records na pięć albumów solowych. Pierwszą płytą nagraną pod tym szyldem była „The Six Wives of Henry VIII”. Rejestrowanie materiału odbywało się od lutego do października 1972 w dwóch londyńskich studiach. W sesjach wzięli udział muzycy z Yes i The Strawbs, m.in. Bruford, Howe, Squire, Dave Cousins, Chas Cronk, Dave Lambert, oraz kilka wokalistek. Nie wszystko szło gadko. Często iskrzyło miedzy liderem a sekcją. Kiedy Wakemana opuszczała wena, wyskakiwał do baru na parę kolejek. Gdy wracał, odzyskiwał wigor i prace znów nabierały tempa.
Na płycie znalazło się sześć kompozycji, które zostały uszeregowane w formę suity. Muzyka kolejnych części ilustrowała, według wyobrażeń Wakemana, charakter każdej z żon króla Henryka. Fragment „Jane Seymour” Wakeman nagrał na organach kościoła St Giles-without-Cripplegate – tych samych, które wykorzystał w „Close to the Edge”. Reakcje krytyków były generalnie pozytywne. Styl muzyki porównywano do Emersona. Chwalono melodyjność tematów, bogatą fakturę aranżacji, sprawność techniczną lidera i jakość nagrania. Magazyn „Time” uznał album za jeden z najlepszych krążków rockowych, jakie się ukazały w 1973 roku.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

W styczniu 1974, w przerwach między koncertami z Yes, Wakeman rozpoczął nagrywanie „Journey to the Centre of the Earth” – kolejnego albumu dla A&M. Ta dźwiękowa adaptacja powieści Juliusza Verne’a została pomyślana jako suita na zespół rockowy, orkiestrę, chór i solistów. By obniżyć koszty, wytwórnia zaproponowała rejestrację materiału w czasie koncertu. Artysta wyłożył część budżetu (środki uzyskał ze sprzedaży części kolekcji samochodów) i skompletował zespół. Po wielu perypetiach album trafił do sklepów i wkrótce znalazł się na pierwszym miejscu brytyjskiej listy przebojów. Do Wakemana dotarło, że warto było odejść z Yes.
W 1975 ukończył prace nad „The Myths and Legends of King Artur and the Knights of the Round Table”. Wpadł na szalony pomysł, by koncert promujący miał formę rewii na lodzie. W maju tego roku, w czasie trzech – wyprzedanych na pniu – koncertów na Wembley Arena, 27 tysięcy widzów podziwiało zmagania rycerzy na łyżwach, którym towarzyszyła patetyczna muzyka wykonywana przez Wakemana, orkiestrę, chór i solistów. Było to ponoć jedno z najdroższych widowisk w dziejach rocka, a zyski ledwie pokryły wydatki.
W kolejnych latach nagrał „No Earthly Connection” (1976), „Rick Wakeman’s Criminal Record” (1977) oraz podwójny „Rapsodies” (1979), będący zwieńczeniem jego współpracy z A&M. Później wyprodukował jeszcze mnóstwo albumów – w sumie była ich prawie setka – z muzyką rockową, popową, filmową i religijną, ale nie miały już one takiego znaczenia, jak te z początku lat 70. XX wieku.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

Drugi po Emersonie
Wypromował się w Yes. Kiedy dołączał do grupy, był cenionym muzykiem sesyjnym i byłym członkiem popularnej, głównie w Anglii, formacji The Strawbs. Gdy odchodził, miał status gwiazdy progresywnego rocka. W 1972, wkrótce po nagraniu „Close to the Edge”, znalazł się na drugim miejscu rankingu najlepszych klawiszowców (Top Keyboardist) magazynu „Melody Maker”, tuż za Keithem Emersonem. Ta kolejność nie dziwi – genialny organista wyznaczył niebotyczny pułap, a Wakeman był w tamtym czasie jedynym, który mógł się do niego zbliżyć.
Obaj wyrośli na klasyce, a w młodości brali prywatne lekcje fortepianu. Wakeman uwielbiał Brahmsa, Liszta, Czajkowskiego; Emerson także Bacha, Musorgskiego i Bartoka. Jeden i drugi miał słabość do składów orkiestrowych, patosu i „epickiego” brzmienia. Choć Wakeman był lepiej wyedukowany (Emerson nawet się nie otarł o zorganizowane szkolnictwo ani kurs orkiestracji), ustępował Emersonowi sprawnością techniczną (wystarczy porównać, jak każdy z nich operował lewą ręką), co potrafił nieźle maskować różnymi sztuczkami. Nie miał też tak podzielnej uwagi – Emerson grał jednocześnie na moogu i dwóch Hammondach, stojących naprzeciw siebie, czasem także na odwróconej klawiaturze. Wakeman, choć również używał wielu instrumentów, wolał je mieć przed sobą. Wakeman myślał kantyleną; Emerson większymi strukturami, gdzie melodyka była ściśle powiązana z zaawansowaną harmonią. Przekładało się to zarówno na sposób gry – Rick eksponował melodię, Keith grał akordami lub prowadził polifonicznie kilka głosów – jak i sposób komponowania. Obaj chętnie pisali obszerne, wieloczęściowe suity, ale to Emerson lepiej panował nad formą. Ciekawiej rozwijał motywy i potrafił je zgrabniej powiązać z innymi. Wakeman operował najczęściej tematami opartymi na prostych zwrotach akordowych. Budował z nich symetryczne, kontrastujące odcinki, następnie scalał je w szereg zamkniętych epizodów, które po krótkim łączniku powtarzał w identycznej kolejności.

076 081 Hifi 4 5 2020 0001

Regres
Na początku działalności solowej, szczególnie na „The Six Wives…”, trzymał jeszcze poziom zbliżony to tego, jaki prezentował w Yes. Jego późniejsze albumy ukazują stopniowy regres. Muzyka Wakemana zaczyna się oddalać od progresywnego rocka w stronę popu i klimatów musicalowych. Słychać to już w „Journey…” i „Myths and Legends…” – monumentalizm i ogromne składy nie były w stanie przysłonić muzycznej pustki. Upraszczanie języka było – z jednej strony – efektem kalkulacji, wynikającej z właściwego rozpoznania oczekiwań odbiorców; z drugiej – szybkiego wyczerpywania się pomysłów. Wakeman pracował bez wytchnienia i produkował masę muzyki, a zatracając się w pracy, przestawał się rozwijać. Nie próbował poszerzać muzycznych horyzontów. Stronił też od eksperymentów. Nie chciał iść pod prąd, jak King Crimson, Pink Floyd czy nawet Yes (o „Tales…” mawiał, że jest zbyt awangardowa). Wolał bazować na sprawdzonych rozwiązaniach, licząc na wsparcie fanów i przychylne recenzje dziennikarzy.
Emerson marzył, by zostać kompozytorem klasycznym lub przynajmniej kimś, kto będzie szanowany w tym środowisku. Bywał na koncertach. Poznawał muzykę najnowszą, spotykał się z Coplandem i Ginasterą, a swoje utwory konsultował z Bernsteinem. Wakeman nie miał takich aspiracji. Chciał być gwiazdą i zarabiać przyzwoite pieniądze, których potrzebował na domy i drogie samochody.

Rick Emerson
Kiedy w 1976 poniewierany depresją Keith komponował dzieło życia – „Piano Concerto no. 1”, Wakeman nagrywał „No Earthly Connection” – album dziwaczny, wtórny, inspirowany jego rzekomą przygodą z UFO. Obaj mieli wiernych fanów, często tych samych. Obaj skutecznie mieszali na rockowej scenie przez całe lata 70. XX wieku; wytyczali nowe standardy wykorzystania klawiszy, czym zyskali szacunek także własnego środowiska. Organista Jon Lord, przedstawiając swój zespół podczas koncertu, powiedział: „A ja nazywam się… Rick Emerson”.

 

 

 

Bogdan Chmura

Źródło: HFM 04-05/2020