HFM

artykulylista3

 

Dziewczyna z Nanaimo - Diana Krall

072 077 Hifi 06 2019 001Kiedy w Cannes kroczyła po czerwonym dywanie, a fani wołali za nią „Diana, Diana”, skojarzenia z „tamtą” Dianą były tak silne, że rozpłakała się ze wzruszenia. A później szybko zadzwoniła do swojej mamy. Dla jednych księżniczka jazzu, dla innych – produkt skutecznego marketingu. Kim jest urodziwa Kanadyjka o magicznym głosie, której koncerty z taką samą siłą przyciągają tłumy w Stanach, Japonii i Europie?




Krok po kroku
Urodziła się 11 listopada 1964 w niewielkim Nanaimo w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie, oddalonym o dwie godziny promem od Vancouver. W jej żyłach płynie krew szkocka, irlandzka, czeska, angielska i niemiecka. Ona sama uważa, że ta mieszanka wpłynęła na jej osobowość, charakter, styl muzyki i angielską wymowę.
Cała rodzina Diany była bardzo muzykalna. Rodzice grali na fortepianie. Przy niedzieli wszyscy zbierali się w domu babci, po której Diana odziedziczyła piękny głos, by wspólnie grać i śpiewać. Zasady muzyki zaczęła poznawać w czwartym roku życia; w świat jazzu wprowadził ją ojciec. Stephen Krall, z zawodu księgowy, był miłośnikiem muzyki synkopowanej, pianistą-amatorem i zapalonym kolekcjonerem płyt. Diana twierdzi, że miał w swych zbiorach wszystkie nagrania Fatsa Wallera i na pewno znał je na pamięć. W domu Krallów było także mnóstwo innych płyt – od Goldkette’a, Jamesa P. Johnsona, Earla Hinesa, Ellingtona, Crosby’ego, po Bacha i operę. Młodą Dianę najbardziej pociągały jednak te jazzowe.

072 077 Hifi 06 2019 002

Muzyczną edukację rozwijała pod okiem basisty i nauczyciela miejscowego gimnazjum (Nanaimo District Secondary School) Bryana Stovella, który prowadził szkolny zespół i uczył podstaw kompozycji. W wieku 15 lat Krall grała już w lokalnych restauracjach w Nanaimo (średnio trzy noce w tygodniu), wciąż doskonaląc warsztat i oswajając się z publicznością. Pozostawała wówczas pod wpływem pianisty Dave’a McKenny; analizowała jego nagrania pod kątem operowania linią basu, co później wykorzystała w swej grze i aranżach.
W 1981 roku, w czasie Vancouver Jazz Festiwal, otrzymała nagrodę w postaci stypendium Berklee College of Music. W Bostonie spędziła 18 miesięcy. Po powrocie do Kanady coraz częściej pojawiała się na estradzie; brała udział w konkursach i warsztatach jazzowych. Na jednym z koncertów w Nanaimo wystąpiła z perkusistą Jeffem Hamiltonem, ten zaś przedstawił ją legendarnemu basiście Rayowi Brownowi. Obaj przekonali młodą artystkę, by wyjechała na dalsze studia do Los Angeles, co stało się możliwe dzięki stypendium przyznanemu jej przez Canadian Council for the Arts.

072 077 Hifi 06 2019 002

W LA, z rekomendacji basisty Johna Claytona, trafiła na lekcje do pianisty Jimmiego Rowlesa, tego samego, który parę dekad wcześniej uczył śpiewać Marylin Monroe. Od razu złapali dobry kontakt, zaś same lekcje, prowadzone na luzie, polegały na wspólnym graniu, słuchaniu płyt i pogawędkach o legendach jazzu; specjalnie dla niej Rowles napisał utwór „Poor Butterfly”. Nadal uczyła się u Raya Browna, który jednocześnie wprowadzał ją w jazzową społeczność LA i wspierał finansowo. To właśnie on przekonał Dianę, by do swych występów w większym stopniu włączyła śpiew. Jego argumentacja była prosta: jeśli nie tylko grasz, ale i śpiewasz, częściej dostajesz pracę.
Pod koniec lat 80. XX wieku Diana Krall nie była jeszcze szeroko znana, ale coraz częściej koncertowała jako śpiewająca pianistka, zarówno w Kanadzie, jak i Europie (m.in. w Szwecji i Szwajcarii). Powoli zdobywała sobie pozycję w Nowym Jorku i Bostonie, gdzie grała przez dłuższy czas ze swoim triem (z basistą Whitem Browne’em i perkusistą Klausem Suonsaarim). Od sukcesu dzielił ją tylko krok.

072 077 Hifi 06 2019 002

Na topie
Debiutancką „Stepping Out” nagrała w Montrealu w 1992 roku. Płytę firmowała Justin Time Records, a w sesji wzięli udział doskonali muzycy, a zarazem przyjaciele Diany: Jeff Hamilton, John Clayton i Ray Brown. Album został dobrze przyjęty i otrzymał pochlebne recenzje. Jednak dopiero następna płyta – „Only Trust Your Heart”, zarejestrowana w 1995 roku dla GRP, przyniosła jej rozgłos. Partnerami Diany znów byli wyborni jazzmani: Christian McBride, Lewis Nash, Stanley Turrentine oraz niezawodny Ray Brown, zaś promujące album tourné po Europie i Japonii umocniło pozycję artystki poza Kanadą i Stanami. Nagranie tego krążka zapoczątkowało współpracę Diany z legendarnym producentem Tommym LiPumą, znanym z realizacji projektów największych gwiazd – od Barbry Streisand, po George’a Bensona. Doskonałe recenzje w wielkonakładowych dziennikach („oto pojawiła się nowa gwiazda o fascynującym głosie”) i zachwyty fanów zmotywowały artystkę do dalszej pracy.

072 077 Hifi 06 2019 002

W 1996 nagrała „All For You (A Dedication to the Nat „King” Cole Trio)”. Płyta była rodzajem muzycznego hołdu, złożonego słynnemu wokaliście i prowadzonemu przez niego zespołowi. Ukazywała nie tylko potencjał Diany jako wokalistki (w recenzjach wspominano o ciekawej barwie głosu i oryginalnym sposobie frazowania) i pianistki jazzowej, ale także liderki własnego tria z gitarzystą Russellem Malone’em i basistą Paulem Kellerem (zastąpionym później przez Bena Wolfa).
„All For You” cieszyła się wielkim powodzeniem. Na liście bestsellerów „Billboardu” utrzymywała się przez 70 tygodni, zaś „New York Times” wybrał ją do dziesiątki najlepszych albumów roku. Przyniosła też Dianie pierwszą nominację do Grammy i otworzyła drzwi do najbardziej prestiżowych imprez – jak gala w Carnegie Hall, poświęcona Elli Fitzgerald (1996), czy koncert w Lincoln Center, dedykowany saksofoniście Benny’emu Carterowi.

072 077 Hifi 06 2019 002

W 1997, z towarzyszeniem Mallone’a i McBride’a, Diana nagrała „Love Scenes”. W repertuarze płyty, oprócz standardów (m.in. „They Can’t Take That Away from Me” Gershwina), znalazły się mniej znane utwory, takie jak „I Don’t Know Enough About You” Peggy Lee czy „My Love Is” Billy’ego Milesa.
Kariera Diany nabierała tempa. Następny krążek, „When I Look In Your Eyes” (1999), okazał się największym sukcesem w dotychczasowej karierze artystki. Także komercyjnym – przez 52 tygodnie utrzymywał się na pierwszym miejscu listy „Billboardu” i przyniósł jej Grammy dla najlepszej wokalistki jazzowej. Płyta otrzymała także Grammy w kategorii najlepiej zrealizowanego albumu (Best Engineered Album) – co było zasługą współpracującego z Dianą na stałe Ala Schmitta – oraz nominację (m.in. razem z płytą Santany) w kategorii najlepszego albumu roku. O ile jej poprzednie płyty sprzedawały się bardzo dobrze, to „When I Look In Your Eyes” pobiła wszelkie rekordy – w samych Stanach fani zakupili ponad milion egzemplarzy. Tam też album zdobył platynę, w Kanadzie – podwójną platynę, a we Francji – złoto. O spektakularnym sukcesie zadecydował nie tylko repertuar i interpretacje Diany, ale również jej muzycy (Mallone i McBride) oraz genialne aranże na orkiestrę, napisane przez Johnny’ego Mandela, jednego z najbardziej rozchwytywanych kompozytorów na rynku amerykańskim.

072 077 Hifi 06 2019 002

Notowania artystki nieprzerwanie szły w górę. W czerwcu 2000 wystąpiła w auli Igora Strawińskiego w czasie Montreux Jazz Festival, gdzie wykonała utwory z albumów „Only Trust Your Heart”, „Love Scenes” i „When I Look in Your Eyes”. O tym koncercie napisano: „Po latach ciężkiej pracy Diana osiągnęła jazzowy Olimp, a jej wyjątkowy styl można porównać jedynie z Ellą Fitzgerald”.
Jej następna płyta, „The Look of Love” (2001), także okazała się sukcesem. Tylko w pierwszym tygodniu obecności na rynku sprzedano 95000 egzemplarzy. W zespole towarzyszącym Dianie znaleźli się Mallone i McBride, perkusista Peter Erskine (znany m.in. ze współpracy z Milesem Davisem i Weather Report), słynny perkusjonalista Paulinho Da Costa oraz gitarzyści Romero Lubambo i Dori Caymmi. Na szerszą skalę wykorzystano brzmienia orkiestrowe. Aranże, w charakterze nieco hollywoodzkie, wyszły spod ręki Clausa Ogermana, który stanął również za pulpitem dyrygenckim, prowadząc London Symphony Orchestra i Los Angeles Session Orchestra. Płyta była utrzymana w wyciszonym klimacie jazzowej ballady i bossa novy (w pierwszej wersji album miał nosić tytuł „Ballads And Bossa Novas”), a obok utworów z repertuaru Franka Sinatry znalazła się na niej ciekawa interpretacja „Besame mucho”.

072 077 Hifi 06 2019 002

Nagrany na żywo w paryskiej Olympii „Live in Paris” (2002) zmieniał wizerunek Krall w oczach bardziej zachowawczych fanów i krytyków. Program obejmował nie tylko standardy („I Love Being Here With You” Peggy Lee, „‘S Wonderful” Gershwina, „I’ve Got You Under My Skin” Cole’a Portera), ale również utwory bardziej współczesne („A Case Of You” z repertuaru Joni Mitchell) czy nawet rozrywkowe, jak „Just The Way You Are” Billy’ego Joela. „Live in Paris” uświadomił też słuchaczom postęp, jaki dokonał się w warsztacie wokalnym Diany (wystarczy porównać paryską wersję „Deed I Do” z tą dawną, utrwaloną na „All For You”). W zespole, oprócz Claytona, Hamiltona, McBride’a i Da Costy, pojawił się gitarzysta Anthony Wilson, a w „Just The Way You Are” solówką błysnął Michael Brecker. Wokalistce towarzyszyła Orchestre Symphonique Européen, którą dyrygował znakomity pianista jazzowy Allan Broadbent.

072 077 Hifi 06 2019 002

W duecie z Elvisem
Wyciszona, rodzinna, stabilna emocjonalnie, wolna od uzależnień, trzymająca stały poziom produkcji, Diana nie była atrakcyjna dla tabloidów. Dopiero w 1999 pojawił się ktoś, kto mógł namieszać w jej uporządkowanym życiu. W trakcie rozdania nagród Grammy poznała starszego o dziesięć lat wokalistę i autora tekstów Elvisa Costello. Ten od razu zaproponował, by zaśpiewała kilka jego utworów. Odmówiła twierdząc, że mają zbyt duży rozrzut stylistyczny. Jednak znajomość przetrwała i po pewnym czasie przerodziła się w uczucie. Na temat ich związku krążyło wiele plotek i domysłów: „Ten romans na pewno zrujnuje ich kariery” – szeptano wokół. Potrzebowali siebie nawzajem – Costello pomagał Dianie odzyskać równowagę po śmierci ukochanej matki; ona wspierała go po rozstaniu z drugą żoną Cait O’Riordan (byłą wokalistką The Pogues), z którą spędził 16 lat. Na ślub zdecydowali się w 2003 roku, a o decyzji pary poinformował media ojciec Diany. Przyjęcie weselne odbyło się w rezydencji Eltona Johna pod Londynem, a trzy lata później na świat przyszły bliźnięta.

072 077 Hifi 06 2019 002

Elvis obudził w Dianie potrzebę tworzenia. Płyta „The Girl in The Other Room” była ich wspólnym dziełem. Połowę utworów skomponowała ona, do „Abandoner Masquerade” słowa ułożył Costello, który był też autorem nastrojowej muzyki do „Almost Blue”. We wszystkich utworach muzyka bardzo dobrze koresponduje z tekstami, a forma i charakter piosenek wynikają po części ze struktury wiersza (stąd m.in. zmiany metrum i tempa). Większość numerów to spokojne ballady z ciekawą melodyką i harmonią. Wśród nich wyróżnia się tytułowy „The Girl In The Other Room” oraz kończący album „Departure Bay”, z wpadającym w ucho motywem początkowym. Diana Krall zaprezentowała się tutaj także jako wszechstronna pianistka, poruszająca się w różnych stylistykach – od boogie-woogie („Love Me Like A Man”), po klimaty niemal Jarrettowskie („Almost Blue”). Obok utworów autorstwa Krall-Costello, na płycie znalazły się kompozycje Mose Allisona, Joni Mitchell, a nawet Toma Waitsa, co zostało odebrane jako przejaw otwierania się wokalistki na inny, „pozastandardowy” repertuar. Przyczynił się do tego głównie Costello, któremu płyta została dedykowana. W wywiadach Diana przyznała, że w jej muzyce zaszły pewne zmiany, ale jest spokojna o swoich fanów: „Ci naprawdę oddani wciąż podążają ze mną”.

072 077 Hifi 06 2019 002

Ambitna i pracowita
Ma silny charakter. Jest wymagająca, ambitna, pracowita, zawsze stawiała sobie wysokie cele. Jako mała dziewczynka chciała zostać astronautką – do dziś interesuje się podbojem kosmosu; zdarzyło się jej nawet obserwować start wahadłowca. Sprawia wrażenie osoby zwyczajnej, ciepłej i spontanicznej. Na scenie odczuwa tremę, choć przyznaje, że kontakt z publicznością ją uspokaja. Jest bezpośrednia, skromna, nie stara się skupiać na sobie uwagi, co bywa różnie odbierane. Kiedy nie skomentowała faktu przyznania jej Grammy za „Live in Paris”, wielu uważało, że jest zbyt pewna siebie. Z kolei w recenzji płyty „The Girl In The Other Room” można było przeczytać, że „zachowuje się jak najmniej ważna osoba w pokoju pełnym ludzi”.
Często porównywano ją do Sharon Stone, co jest uzasadnione z racji typu urody Diany i jej związków z kinem. Zagrała przecież (i to samą siebie) w filmie swego ulubionego reżysera Woody’ego Allena („Życie i cała reszta”, 2003), wcześniej wcieliła się w rolę piosenkarki w obrazie Irvina Winklera „Dotyk miłości” (1999). Nagrała też piosenkę – niestety, dość przeciętną – „Why Should I Care” do filmu „Prawdziwa zbrodnia” Clinta Eastwooda, którego w wywiadach nazywa przyjacielem (Eastwood był nie tylko reżyserem filmu, ale i kompozytorem utworu). W 2009 pojawiła się w epizodzie dramatu gangsterskiego „Wrogowie publiczni” (z Johnnym Deppem i Christianem Bale’em).

072 077 Hifi 06 2019 002

Whisky z miodem
Na początku kariery o Dianie Krall pisano, że przypomina Peggy Lee, a także… Franka Sinatrę. I nie dlatego, że ten kochał standardy i nastrojowe piosenki, ale przede wszystkim z powodu podobieństwa w strukturze głosu obojga, pewnej – jak to nazywano – „skazy” lub „pęknięcia”. Odnosiło się to nie tyle do intonacji – u Krall zawsze nieskazitelnej, ile do specyficznej barwy. Charakterystyczny wokal Diany był opisywany na wiele sposobów. Określano go mianem zmysłowego, erotycznego, intymnego. Mówiono, że jest czysty i nieskażony wpływami. Autorem najbardziej smakowitego – i w sumie niezwykle trafnego – porównania okazał się dziennikarz „Wall Street Journal” Terry Teachout, który w 1995, przy okazji omawiania „Only Trust Your Heart”, napisał że „głos Diany Krall przypomina smak dzikiego miodu z odrobiną szkockiej”. Jego słowa były później wielokrotnie cytowane przez innych krytyków.

072 077 Hifi 06 2019 002

Wokalistka operuje głębokim, ciepłym kontraltem (miód) z delikatnym wibrato i lekką, ledwo zauważalną szorstkością (whisky). Jego barwa zmienia się w zależności od charakteru utworu i sposobu podawania tekstu. A ekspresja? Diana nie naśladuje czarnoskórych wokalistek z ich skłonnością do podbijania temperatury i wchodzenia w bezpośrednie relacje z publicznością. Preferuje dystans, ekspresję typu skandynawskiego. Porusza się w obrębie swojej naturalnej skali; unika ozdobników i skrajnej dynamiki. W swych interpretacjach jest opanowana i dobrze kontroluje emocje – pod tym względem może stanowić wzór białej wokalistki, skupiającej się głównie na klarowności przekazu. To najważniejszy powód, dla którego jej styl bywa określany mianem minimalistycznego. Nie ma natury eksperymentatorki. Nie traktuje głosu instrumentalnie. Nie moduluje go elektronicznie, jak niegdyś Karin Krog czy Urszula Dudziak. Jest wciąż zorientowana akustycznie, a trzon jej repertuaru stanowią standardy. Tak się dzieje również na najnowszej płycie artystki – „Love Is Here to Stay”, nagranej w 2018 roku razem z Tonym Bennettem.
Diana Krall kontynuuje linię śpiewających pianistów i pianistek, takich jak Fats Waller, Nat „King” Cole, Blossom Dearie i Shirley Horn. Kiedy akompaniuje sobie w trakcie występów, najczęściej gra akordami, stosując ciekawą harmonię, natomiast w wejściach solowych – zazwyczaj zwartych i pełnych treści – operuje pojedynczym dźwiękiem legato ze zróżnicowaną dynamiką. Jej gra staje się wtedy przedłużeniem głosu. Fortepian pomaga wyrazić Dianie to, z czego świadomie rezygnuje w śpiewie.

072 077 Hifi 06 2019 002

Wdzięczny przypadek
Krytycy zawsze mieli problemy z zaszufladkowaniem tego, co śpiewa. Jej styl wciąż ewoluował. Repertuar się rozszerzał, a głos szlachetniał z każdą płytą. Spędzała sen z powiek szczególnie jazzowym ortodoksom – ci najbardziej zawistni do dziś zarzucają jej „ogólny brak jazzowej wiarygodności”. Wokalistka stanowi dla nich wdzięczny i zarazem trudny przypadek. Bo – z jednej strony – redukuje stricte jazzowe elementy, takie jak improwizacja i scat (co w ich mniemaniu dyskwalifikuje ją już na starcie); z drugiej – mocno przecież swinguje (także jako pianistka), a cała jej sztuka jest przesycona bluesem. Krytykowano również przywiązanie Diany do standardów. Niektórzy twierdzili wprost, że taki repertuar świadczy o jej odtwórczej naturze i że najwyraźniej nie ma niczego ważnego do przekazania. Artystka starała się odpierać te ataki twierdząc, że siła jazzu tkwi w kreatywnym odczytywaniu tradycji. „Przecież – broniła się – Keith Jarrett także gra standardy i nikt z tego powodu nie robi mu wymówek”. W przeszłości wytykano jej też, że nie komponuje, lecz wciąż opiera się na cudzym materiale. I znów musiała tłumaczyć, że na razie nie odczuwa takiej potrzeby, że ważniejsza jest dla niej  interpretacja. Dopiero na „The Girl In The Other Room” zdecydowała się wprowadzić autorskie utwory i wtedy wszyscy przyznali, że jest także interesującą kompozytorką.

072 077 Hifi 06 2019 002

Jej styl i kariera sygnalizują zmiany zachodzące tak w jazzie, jak i samym rozumieniu tego terminu. Jest oczywiste, że jazz, by przetrwać, musi się otwierać na szerokiego odbiorcę. Krall rozumie tę sytuację – dokonując syntezy jazzowej tradycji z elementami bardziej współczesnymi, jest w stanie oddziaływać tak na zdeklarowanych fanów gatunku, jak i na tych, którzy słuchają jazzu od święta.
Dziś pozycja Diany Krall jest mocna i ustabilizowana. Artystka należy do ścisłego grona najpopularniejszych i najlepiej opłacanych wokalistek jazzowych na świecie. Regularnie nagrywa płyty, w całej karierze nie miała albumów ewidentnie słabych; nie zanotowała też spektakularnych wpadek. W 2012 nieco zamieszania wywołało jej zdjęcie na okładce płyty „Glad Rag Doll” – krytykowano skąpe odzienie, lekko wyzywającą pozę, ale do samej muzyki nie przyczepił się nikt.

 

 

Bogdan Chmura
Źródło: HFM 06/2019


Pobierz ten artykuł jako PDF