HFM

artykulylista3

 

Siedemnaście sezonów Wilka

086 087 Hifi 01 2020 0001Bohaterem tej książki jest nie tylko tytułowy sławny tancerz, lecz także całe pokolenie polskich artystów (i, ogólnie, przedstawicieli świata kultury) urodzonych w czasie II wojny światowej lub tuż po niej. Wychowanych w ponurych i głodnych latach pięćdziesiątych. Stawiających pierwsze profesjonalne kroki w szarej erze gomułkowskiej małej stabilizacji. Tworzących oazy kolorowej radości w trakcie zakrapianych imprez. Rozpaczliwie próbujących nosić ubrania spoza seryjnej peerelowskiej produkcji i marzących o podróżach poza obszar Demoludów. Gerard Wilk był jednym z nich.

Na prezentację książki do foyer warszawskiego Teatru Wielkiego przyszły tłumy – rówieśnicy Gerarda ze szkoły baletowej, koledzy z telewizji, dziennikarze; średnia wieku: 75. Ich drogi życiowe i droga Wilka to biegły równolegle lub się splatały, to znów się rozchodziły. Nigdy jednak nie stracili kontaktu i wzajemnej sympatii. Może gdyby mieli trochę więcej talentu, szczęścia, determinacji i śmiałości, również spróbowaliby wyjechać z kraju, ale większość się na to nie zdecydowała. Zofia Rudnicka, koleżanka Gerarda ze szkoły i internatu, tancerka, choreograf, wykładowca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina, napisała świetną książkę o swojej generacji. W sugestywnych i pełnych szczegółów opisach przywołała atmosferę modnych miejsc relaksu. Przypomniała historię stołecznej szkoły baletowej, odbudowy gmachu Teatru Wielkiego i początków rodzimej telewizji. Nie zabrakło passusów poświęconych modzie, czasopismom, ambitnemu repertuarowi kin, brakowi mieszkań i kłopotom z komunikacją telefoniczną, które utrudniały warszawiakom codzienne funkcjonowanie.

Na tym tle rozkwitł cudowny barwny motyl – Gerard Wilk, podziwiany przez fachowców za wspaniałą technikę baletu klasycznego i jednocześnie idol młodzieży, gwiazdor programów telewizyjnych, znany z ekspresyjnych nowoczesnych tańców do przebojów muzyki popularnej, rozpoznawalny też jako model z reklam ubrań najlepszych polskich projektantów. Rudnicka układa trójwymiarowy portret Wilka z własnych wspomnień i dziesiątek relacji innych osób, z kraju i zagranicy; sięga do artykułów prasowych, dokumentów, filmów i fotografii. Wyłania się z nich obraz ciepłego, wrażliwego, ambitnego, konsekwentnego, otwartego człowieka, którego charakter pozwolił mu żyć w zgodzie z innymi i ze sobą – ze swoim sumieniem artystycznym. Dobrze oddają to słowa jednego ze szkolnych przyjaciół: „Gerard był wspaniałym kolegą – niekonfliktowy, towarzyski, bezpośredni – chociaż zawsze miałem wrażenie, że ma jakąś tajemnicę, coś, co jest tylko jego. Był ciekawy życia i świata, garnął się do niego z całych sił, jakby chciał wchłonąć w siebie wszystkie jego wartości. Z pozoru powolny, a nawet leniwy, żył szybko i inten- sywnie”.

 

086 087 Hifi 01 2020 0002

• • Urodził się w 1944 roku w Gliwicach. Ojca, wcielonego przymusowo do Wehr-machtu, zobaczył po raz pierwszy jako sześciolatek, po jego powrocie z sowieckiej niewoli. W szkole podstawowej zapisał się do kółka plastycznego i tanecznego. W wieku trzynastu lat (a więc o trzy lata później niż rówieśnicy) w tajemnicy przed rodzicami zgłosił się na egzamin do szkoły baletowej w Bytomiu. Przyjęto go tam pod warunkiem, że w ciągu roku nadrobi to, co umieli już jego koledzy. Robił tak szybkie postępy, że po dwóch latach zalecono przeniesienie utalentowanego chłopca do szkoły w stolicy. Utrzymanie syna w internacie, daleko od domu, było sporym wydatkiem dla rodziców, zwłaszcza że sceptycznie odnosili się do możliwości zarobkowania w zawodzie artystycznym. Dopiero po kilku latach, kiedy zobaczyli go na scenie Teatru Wielkiego, pozbyli się wątpliwości. W Warszawie tańczył sześć sezonów, dochodząc do stanowiska pierwszego tancerza. Dostawał role z kategorii tzw. „danseur noble” – szlachetnych bohaterów – wymagające na scenie gracji i lekkości. Wilk wcielał się zatem w Księcia w „Jeziorze łabędzim” Czajkowskiego i Księcia w „Kopciuszku” Prokofiewa, Alberta w „Giselle” Adama i Romea w „Romeo i Julii” Prokofiewa. Tańczył świetnie, oceniano go w superlatywach, ale po latach wyznał: „Ja nigdy nie czułem się Romeem, już to ze względów fizycznych, emocjonalnych. Rola, która bardziej mi odpowiadała, to był Tybalt [zapalczywy i mściwy kuzyn Julii, który zabija Merkucja – przyjaciela Romea, a potem sam zostaje zabity przez Romea]”. Jego marzenie się spełniło. Zatańczył Tybalta, lecz nie do muzyki Prokofiewa, lecz w choreografii Béjarta do symfonii Berlioza. Wilk zobaczył słynny Balet XX wieku Maurice’a Béjarta w 1966 roku, kiedy przyjechał na gościnne występy do Warszawy. Zafascynowany, zapragnął stać się częścią tego zespołu, ale jeszcze nie był na to gotowy. W 1970 roku, tuż po zakończeniu sezonu w Teatrze Wielkim, oficjalnie ogłaszając, że jedzie z kolegami na wakacje za granicą (na zaproszenie z Hiszpanii), pojechał na przesłuchanie do Brukseli. Przygotowaniem gruntu zajął się jego ówczesny partner życiowy, hiszpański scenograf Fabian Puigserver, wychowany w Polsce. Gerard został przyjęty i występował u Béjarta jedenaście sezonów. W międzynarodowej grupie wspaniałych tancerzy czuł się jak w rodzinie. Nie zawsze dostawał pierwszoplanowe role, a nawet gdy był w nich obsadzony, nie zawsze wychodził na scenę w spektaklu, ale nie miał o to pretensji; nie pozwalał sobie na frustrację.

• • • Wilk nie emigrował z Polski; nie wyjechał z powodów politycznych. Nie bez trudności, ale zdołał uzyskać pozwolenie władz na pobyt i pracę za granicą. Zachował paszport i czasem przyjeżdżał do kraju. W Belgii (i w innych krajach, w których mieszkał) chętnie gościł polskich przyjaciół, biesiadował z nimi, oprowadzał, a i pomagał w zatrudnieniu. W 1980 otrzymał obywatelstwo belgijskie; rok później zakończył karierę. Chciał to zrobić w pełni sił i możliwości. Nie wiązał przyszłości z choreografią (wiedział, że cokolwiek wymyśli, będzie to wtórne wobec stylu mistrza Béjarta), za to, o dziwo dla samego siebie, odkrył w sobie pasję pedagogiczną. Uczył w szkołach baletowych i na kursach mistrzowskich w najlepszych zachodnich teatrach. W 1994 roku, na zaproszenie ówczes-nego dyrektora stołecznego Teatru Wielkiego Sławomira Pietrasa, Wilk wyreżyserował operę „Werther” Masseneta, ze scenografią swego ostatniego partnera, francuskiego malarza Jean-Jacques’a Le Corre’a. Reżyseria operowa mogła się stać kolejnym rozdziałem w twórczej biografii Wilka, gdyby nie zabrała go śmiertelna choroba (AIDS). Operą Gerard zainteresował się jeszcze w czasach szkolnych. Chodził na spektakle, zbierał płyty, podziwiał wielkie primadonny. Zadysponował, aby na jego pogrzebie odtworzono nagrania m.in. Montserrat Caballé. Zmarł w 1995 roku. Uroczystość żałobna (i kremacja) odbyła się na cmentarzu Père-Lachaise w Paryżu. Urnę przechowuje do dziś Le Corre (nota bene Sławomir Pietras uważa, że należy sprowadzić prochy tancerza do ojczyzny i pochować w Alei Zasłużonych na Powązkach). 086 087 Hifi 01 2020 0003
• • • • Rudnicka zanalizowała fenomen polskiego tancerza, który nie mieścił się w idiomie tańca klasycznego, a propozycje nie klasyczne, które tu, w kraju, otrzymywał (z telewizji, z filmu, z estrady) były zbyt rzadkie, skromne, nieregularne, by mógł z nimi wiązać nadzieje na miarę ambicji. Niepowetowana szkoda. W omawianej książce znajduje się jeden fragment wręcz wstrząsający. Otóż kiedy jesienią 1965 roku miała nastąpić inauguracja odbudowanego gmachu Teatru Wielkiego, śpiewacy i tancerze przez rok przygotowywali repertuar na nowy etap działalności. Dyrektor Bohdan Wodiczko, który nie bał się muzyki współczesnej, zaplanował dla baletu premiery m.in. „Cudownego mandaryna” Beli Bartóka (Wilk miał tańczyć rolę Studenta) oraz „Apolla i muz” Strawińskiego w nowoczesnej choreografii Francuzki Françoise Adret. Niestety, Wodiczko nie zachował stanowiska dyrektora. Jego plany anulowano. Praca tancerzy poszła na marne, a Wilk zyskał kolejny argument za wyjazdem. Co więcej, Wodiczko zamierzał również wystawić w Warszawie musical „West Side Story”. Z pewnością Wilk zatańczyłby jedną z głównych partii, a przedsmak tego, jak mogłoby to wyglądać, daje efektowna scena baletowej bójki z udziałem Gerarda w komedii muzycznej „Małżeństwo z rozsądku” (1966) Stanisława Barei (choreografia Krystyny Mazurówny). Intencją autorki było, aby jej starannie wydana, bogato ilustrowana książka zaprosiła wszystkich tych, którzy chcą dowiedzieć się czegoś o Gerardzie Wilku. Ci, którzy w tę książkę wejdą, bez wątpienia dobrze poznają Wilka, a także świat, którego już nie ma, a który miał niepowtarzalny klimat.

Zofia Rudnicka:
„Gerard Wilk. Tancerz”,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2019.


Hanna Milewska
Źródło: HFM 01/2020