HFM

artykulylista3

 

Porada

img152
Kawa, ciasteczko, błoga chwila, a tu masz… telefon z prośbą o poradę. Czy wzmacniacz X jest dobry? Ja na to: zależy do czego. No to dziękuję, do usłyszenia – i ciach. Zaniemówiłem, a widelczyk z kęsem wuzetki zawisł w bezruchu w pół drogi. Czyli teraz tak to wygląda: albo spodnie spadają, albo do piachu.

przęt hi-fi brzmi różnie i spełnia różne zadania. Niejednakowo się też wpasowuje w akustykę otoczenia. Fachowa porada powinna zawierać serię pytań, jak u lekarza. Żeby postawić diagnozę, trzeba wiedzieć, gdzie boli i czym pacjent sam sobie szkodzi. Nie da się także uniknąć kwoty do wydania, ponieważ stanowi ona punkt wyjścia. Trzeba się również dowiedzieć, jaki dźwięk preferuje rozmówca, bo nie ma, że dobry. W jakim pokoju system ma stanąć? Następna sprawa to sprzęt towarzyszący: czy już jest, a jeżeli tak, to co? Wreszcie na koniec: do czego sprzęt ma służyć? To wcale nie jest takie oczywiste. Nam się wydaje, że tylko do kontemplacyjnych spotkań z Dianą Krall, Milesem Davisem i kantatami Bacha, tymczasem życie wygląda inaczej. Standardowa sytuacja to 50:50 kina i muzyki. Tryb życia, ilość wolnego czasu i okoliczności rodzinno-towarzyskie często przeważają szalę na korzyść pierwszego. I nie ma się co obrażać ani krytykować. Ostatnio trafiły do mnie kolumny producenta jednoznacznie kojarzonego z high-endem. Bardzo dobre, choć – jak dla mnie – zbyt obfite w basie.

Ale to kwestia gustu, bo wolę dźwięk neutralny. Ktoś inny może jednak kochać potężny dół. Wiedział to również konstruktor. Mógł za to nie wiedzieć, jak spektakularnie, porywająco i olśniewająco jego głośniki sprawdzą się w kinie, na dodatek w zwykłej konfiguracji stereo. Ze wspomnianymi kolumnami i w pomieszczeniu do około 30 m² subwoofer okaże się zbędny – efekt w porykach potworów i szaleństwach pirotechniki będzie nie tyle „wystarczający”, co po prostu taki sam. A do tego dostaniemy wyrazistość dialogów i realizm tła – jak las, to las; jak wojna, to wojna. Wspomniane spotkania z muzyką zakończyłem zatem dość szybko. Za to projekcje zajęły mi dobrych kilka dni. I przyniosły ciekawe obserwacje: ze współczesnym kinem wcale nie jest tak źle.

Gorzej z krytykami, bo jeżeli ktoś uważa, że „Kos” to kino historyczne, nareszcie z dystansem, to chyba powinien zmienić zawód. Przecież to Tarantino w czystej postaci i tyle samo w nim historii, co w „Django”. Co nie zmienia faktu, że film dobry. „Gwiezdnych wojen” w wydaniu Disneya nie trawię, a tu się okazało, że „Han Solo” prawie dorównuje pierwowzorowi. Najnowszego „Indianę Jonesa” stawiam zaraz za pierwszą częścią. „Diuna” – wiadomo, tak dobrego s-f nie było od wielu lat. Tylko dlaczego w dwóch ostatnich mamy albo dubbing, albo… nieważnie, nie chcę nikogo obrażać. Polacy są przyzwyczajeni do lektora, a przy takim kalibrze filmu to musi być Borowiec, Szydłowski, Gudowski albo ktoś równie dobry i „przezroczysty”. Bo jeżeli dokument przyrodniczy, to – wiadomo – Czubówna. Dlaczego, tłumaczyć nie ma potrzeby, bo to po prostu słychać. Jakoś trudno mi uwierzyć, że Disneya albo HBO nie było na nich stać. Wstyd. Jeżeli ktoś uczciwie przyzna, że kolumny mają spełniać wymagania parytetu 50:50, to wiem, co polecić. Jeżeli chce ciepła lampy i krainy łagodności, takie też się znajdą. Przejrzyste i studyjnie precyzyjne – podobnie. Każde są dla kogo innego i do czego innego. I, niestety, nie da się wszystkich cech i zalet połączyć w jednych.

 

Maciej Stryjecki
HFM 06/2024

 

Ta strona korzysta z plików Cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.