HFM

artykulylista3

 

Leben CS660P

54-60 10 2011 01Leben to niewielka japońska manufaktura działająca od roku 1977. Jej założyciel – Taku Hyodo – upodobał sobie technikę lampową. Doświadczenie zdobywał, projektując wzmacniacze dla Luxmana oraz przy okazji jednorazowych zleceń. Obecnie w Kraju Kwitnącej Wiśni jest zaliczany do elity konstruktorów, mimo że katalog jego firmy mieści się na jednej stronie formatu A4.

Pan Hyodo projektuje niewiele i nie prowadzi masowej produkcji, za to ma dobrą markę i nie musi się martwić o sprzedaż. Aktualnie znaczek Lebena zdobi dwa wzmacniacze zintegrowane, dwa przedwzmacniacze, preamp korekcyjny i recenzowaną dzisiaj końcówkę mocy. Jest więc wszystko, żeby wzmocnić sygnał i... nic ponadto. To się nazywa „wąska specjalizacja”.

Budowa
CS660P wygląda skromnie, oldskulowo, ale taka prezencja pasuje do tradycyjnej techniki lampowej. Wykonanie może nie przyprawia o zawrót głowy, ale też nie budzi zastrzeżeń. Obudowę zrobiono w całości z blachy stalowej (w tej klasie sprzętu można było użyć aluminium). Powłokę lakierniczą położono fachowo, a kolor mocno rozbielonej kawy z mlekiem harmonizuje z drewnianymi boczkami, dodając całości ujmującego staromodnego wdzięku.
Wzmacniacz dociera do użytkownika z zamontowanymi lampami i założoną kratką ochronną. Łatwo ją zdjąć, by wieczorami cieszyć oczy widokiem żarzących się pomarańczowym światłem baniek.
Należy jednak pamiętać o względach bezpieczeństwa. Wzmacniacz mocno się nagrzewa i jeżeli w pomieszczeniu znajdują się dzieci lub zwierzęta, klatkę należy założyć. Dostęp do otwartej konstrukcji mógłby mieć skutki poważniejsze od oparzenia – napięcie w podstawkach sięga setek woltów.
CS660P to stereofoniczna końcówka mocy z regulacją głośności. Pokrętło potencjometru to jeden z dwóch elementów na przedniej ściance. Drugim jest włącznik sieciowy z zieloną diodą. Więcej dzieje się z tyłu. Umieszczono tam wysokiej jakości wejście RCA Canare, a po sąsiedzku – terminale à la WBT. Złocone gniazda ukryto w płaszczach z tworzywa sztucznego, co obniża ryzyko przypadkowego zwarcia końcówek. Przyjmują banany, widełki i gołe kable. Pomiędzy wyjściami prawego i lewego kanału ulokowano selektor impedancji. Dopasujemy nim parametry wzmacniacza do aktualnie podłączonych kolumn. Do wyboru są wartości 4, 6, 8 i 16 omów. Ustawienie odpowiadające impedancji deklarowanej przez producenta głośników powinno być optymalne, np. 4 Ω dla kolumn 4-omowych, ale w niektórych sytuacjach rozstrzygnięcie przyniesie odsłuch. Będzie tak, kiedy nominalna impedancja kolumn to 8 Ω, a minimalna np. 4,2 Ω. W takim przypadku najlepiej sprawdzić pozycje 4, 6 i 8.
Leben może pracować w trybie końcówki stereo, jak i monobloku. W drugim przypadku moc wzrasta do 80 W. Wyboru dokonujemy dwupozycyjnym przełącznikiem.
Gniazdo zasilające IEC umożliwia podłączenie dowolnej sieciówki w najpopularniejszym standardzie. Prawidłową polaryzację uzyskamy, podłączając żyłę gorącą w kablu do lewego styku w gnieździe wzmacniacza (nad napisem „serial”).
Ostatni element wyposażenia CS660P to dwa przełączniki opisane jako „voltage” i „resistors”. Służą do wyboru napięcia anodowego (450/410 V DC) oraz opornika katodowego (680/460 Ω). Zmieniając kombinacje ustawień można dostosować wzmacniacz do pracy z różnymi typami lamp. Do wyboru przewidziano popularne EL34 i KT88, jak też rzadziej spotykane KT90, KT100, 6L6GC czy nawet 350B. Pełna lista oznaczeń dopuszczalnych, jak również tych, których stosować nie należy, znajduje się w tabeli danych technicznych. Różnorodność jest na tyle duża, że pozwala traktować CS660P jak wyjątkowo elastyczną platformę, dzięki której można uzyskać szeroką paletę barw i charakterów brzmienia. Już wybór jednego typu lamp, ale pochodzących z różnych czasów (NOS albo produkcja współczesna) albo wytwórni, daje duże możliwości strojenia dźwięku. W przypadku Lebena ta paleta znacznie się poszerza, pozwalając dostosować do własnych upodobań już nie tylko charakter dźwięku, ale też jego temperaturę emocjonalną czy sposób prezentacji wybranego aspektu. Nie należy oczywiście oczekiwać, że Leben raz będzie zimny jak głaz, a za chwilę gorący jak tropikalne lato, ale zakres zmian jest wystarczająco szeroki, żeby nie kręcić się w ramach tej samej estetyki i nie wypatrywać różnic na granicy autosugestii. Dodajmy do tego eksperymenty z triodami wejścia/sterowania i już mamy pasjonujące zajęcie na długie zimowe wieczory.
Leben jest wyjątkowo elastyczny, a przy tym prosty w obsłudze. Wystarczy jeden komplet lamp zastąpić innym, a następnie dobrać właściwą kombinację pstryczków, zgodnie z tabelką na końcu dołączonej do urządzenia kartki. Swoją drogą, Japończycy mogli się bardziej postarać i przygotować instrukcję obsługi z prawdziwego zdarzenia. Odbity na ksero świstek niespecjalnie pasuje do ekskluzywnego charakteru wzmacniacza i jego ceny.
Operacja wymiany lamp nie trwa dłużej niż pięć minut i jeżeli zachowujemy podstawowe zasady BHP – jest bezpieczna. Wystarczy chwytać bańki bawełnianą rękawiczką, a wszelkie zmiany przeprowadzać na wyłączonym wzmacniaczu. Każdy sobie poradzi, a zmiana dźwięku będzie wystarczającą zachętą do kolejnych prób.
Standardowo CS660P jest obsadzony czterema podwójnymi triodami 6CS7 na wejściu i w roli sterujących. Połączono je po dwie na kanał. Pierwsze stopnie odpowiadają za wstępne wzmocnienie napięciowe, a drugie sterują lampami mocy.
Na wyjściu zastosowano cztery tetrody strumieniowe KT66. Nad prawidłowością prądu spoczynkowego czuwa układ autobiasu. Przy każdej lampie znajduje się dioda. Jeżeli świeci na zielono – urządzenie działa poprawnie.

54-60 10 2011 03     54-60 10 2011 08

Leben pracuje w push-pullu, w trybie ultraliniowym (klasa AB). Z dwóch KT66 na kanał uzyskano 40 watów. Producenci lamp się zmieniają – mają na to zapewne wpływ ceny, dostępność i czynniki organizacyjne. W każdym razie wyraźnie widać brak stałości w uczuciach. Miejmy nadzieję, że rekompensują go restrykcyjne pomiary i dobór tylko najlepszych egzemplarzy.
Przed transformatorem sieciowym widać jeszcze jedną lampę, ale nie znajduje się ona w torze sygnałowym. 6CM3 (na www znajdujemy oznaczenie 6CJ3) to tzw. „damper valve”, na której sprytnie zrealizowano układ opóźnionego załączania napięcia anodowego. Chodzi o to, żeby emisja elektronów nie odbywała się na zimno, ponieważ skraca to ich żywotność. Po załączeniu wzmacniacza wszystkie elementy się nagrzewają. Kiedy lampa opóźniająca osiągnie właściwą temperaturę, jej oporność zmniejsza się na tyle, że napięcie anodowe zostaje załączone i wzmacniacz może normalnie grać. 6CM3 jest obecna w obwodzie zasilania przez cały czas – nie zostaje odłączona po przejściu urządzenia w tryb właściwej pracy. Można się więc pokusić o jej wymianę i sprawdzić różnicę w dźwięku.
Za lampami znajdują się transformatory – sieciowy i, zamknięte w obudowie, głośnikowe; wszystkie E-I. Pasmo przenoszonych częstotliwości (do 100 kHz praktycznie bez osłabienia) świadczy o tym, że prezentują bardzo wysoką jakość. Z kolei trafo sieciowe nie produkuje niepożądanych odgłosów, filtrując przy okazji przydźwięki z sieci energetycznej.
Jak na lampę, Leben pracuje dosyć cicho, choć z bliska słychać szum. Mikrofonowanie nie jest uciążliwe. Dopiero telefon komórkowy w bezpośrednim sąsiedztwie powoduje, że w głośnikach pojawia się przydźwięk.
Transformator sieciowy współpracuje z prostownikiem diodowym, a nie lampowym, ponieważ – zdaniem konstruktora – przy niewielkich rozmiarach potrafi on zapewnić wysoką obciążalność i szybkość działania. Opóźnione załączanie napięcia anodowego zrealizowano na wspomnianej lampie 6CM3. Producent wspomina też, że w układzie zasilania zastosowano dławik. Nie jest widoczny, ale najprawdopodobniej ukryto go w obudowie razem z trafami głośnikowymi. Takie rozwiązanie sugeruje architektura zintegrowanego modelu CS600.
CS660P zbudowano techniką punktpunkt. Elementy z laminatu pojawiają się tylko w roli podstawek do mocowania komponentów. Sygnał w nich nie płynie. Montaż jest czysty i staranny, co pozwala oczekiwać niezawodności i stałości parametrów nawet w czasie długotrwałej eksploatacji. Dla świętego spokoju można było sięgnąć po elektrolity z wyższej kategorii termicznej (tu są na 85°C), ale duża odległość od lamp i ażurowa płyta dolna skutecznie przeciwdziałają przegrzewaniu.
Budowa jest relatywnie mało skomplikowana, a wzmacniacz nie zawiera kosmicznych technologii ani rozwiązań z pogranicza magii. Widać za to dobre rzemiosło i potrzebę zbudowania układu nawiązującego do lampowej tradycji. To nie przypadek – inspiracją dla CS660P był klasyczny Quad II,bazujący właśnie na rzadko obecnie używanych KT66 (stąd 66 w nazwie Lebena). Pan Hyodo ma do niego słabość, dlatego postanowił zbudować swoją własną, możliwie najlepszą wersję.

54-60 10 2011 04     54-60 10 2011 06

Konfiguracja
Dzięki potencjometrowi Alpsa CS660P można używać bez przedwzmacniacza. Korzystając z jednego źródła, zbudujemy minimalistyczny zestaw. To rozwiązanie ekonomiczne, ale nie optymalne. W praktyce okazuje się, że Leben lubi napięcie, a do jego wysterowania lepiej wykorzystać zewnętrzny preamp, jak choćby firmowy RS28CX.
W teście końcówka pracowała z BAT-em VK3iX SE oraz Tresholdem Fet 10/e. Z każdym stworzyła kompozycję o innej palecie barw i temperamencie, ale obie wypadły lepiej niż z odtwarzaczem CD podłączonym bezpośrednio. Brzmienie stawało się dookreślone, lepiej ustawione w przestrzeni i wykończone w szczegółach, nie mówiąc o basie, który w zestawieniu z Fetem 10/e tak się zdyscyplinował, że bez problemu dało się słuchać Marylin Mansona i Rammsteinu. Z drugiej strony, już końcówka sterowana bezpośrednio robi dobre wrażenie i można jej słuchać z przyjemnością. Z dobrym przedwzmacniaczem po prostu wyciśniemy więcej.
Kwestie związane z konfiguracją Lebena można podzielić na oczywiste i te dla zaawansowanych. Wśród pierwszych należy wymienić łatwe do wysterowania kolumny. Jeżeli dysponujemy dużym pomieszczeniem, powinny się cechować wyższą od średniej efektywnością. W innym przypadku nie uzyskamy z 40-watowym piecykiem satysfakcjonujących ciśnień akustycznych. Dobre zestawienie Leben stworzy z głośnikami o brzmieniu żywym, świeżym, którym nie brakuje werwy. Mogą być nawet ciut rozjaśnione czy suchawe. Nasycona średnica i pełna barwa wzmacniacza skutecznie zniwelują te cechy. Elektronika i kable powinny kontrolować bas i nie popadać w nadmierną miękkość. Inaczej dźwięk zacznie się rozpływać i tracić tempo.
Zalecenia mniej oczywiste to świetna konfiguracja z Harbethami Super HL5, wskazana przez Jeffa Daya, współpracującego z portalem sixmoons. Taki mariaż mógł się zakończyć różnie – wysoka impedancja i niska efektywność niekoniecznie muszą dać wymarzony efekt z lampą. Tym razem się udało; podobnie było z modelem CS300X Limited, który z SHL5 zagrał dziarsko i muzykalnie, mimo niewielkiej mocy. Nie jest jednak tak, że Leben zawsze tworzy z Harbethem synergiczne zestawienia. Ze zintegrowanym CS600 dźwięk nie jest tak dobry jak z trzysetką, mimo że to wzmacniacz droższy i teoretycznie lepszy. Z CS660P wszystko wraca do normy. Urządzenia bardzo się lubią i potrafią dać wyjątkową przyjemność ze słuchania. Podobny efekt, tym razem zupełnie już niezrozumiały, następuje przy połączeniu CS660P z Dynaudio Special 25. To w ogóle nie powinno działać: 86 dB, 4 omy – a gra tak, że niektórzy tracą głowę.
Kwestia doboru lamp to temat na osobną recenzję. Niektórzy zostaną przy standardowych KT66 i nie popełnią błędu, ale też... mogą nie odkryć brzmienia, którego oczekiwali. Zastąpienie ich opcjonalnymi KT88 zaowocowało spadkiem poziomu zniekształceń i powiększeniem skali dynamiki. Mocne impulsy były oddawane wyraźniej. Miały dla siebie więcej miejsca. Wzmacniacz grał swobodniej, chętniej wchodził na wysokie obroty. Mniej eufoniczny przy niskich głośnościach, zyskiwał większą kontrolę nad wysokimi. Poszerzyła się też przestrzeń i to zarówno z KT88 produkowanymi dla McIntosha, jak i standardowymi Electro-Harmoniksami. Te drugie grały ciut surowo, bez makowej gładkości, ale i to miało swój urok.
Pan Hyodo najbardziej lubi KT66, ale nie narzuca nam swego gustu. Traktujmy więc CS660P jak platformę do eksperymentów i korzystajmy z elastyczności, jaką zapewnia.
Konfiguracja testowa obejmowała wspomniane wcześniej przedwzmacniacze BAT-a i Tresholda oraz monitory Harbetha, ustawione na przeznaczonych specjalnie dla nich podstawkach Stand Artu. W roli źródeł pracowały na zmianę Burmester 089 i Accuphase DP-500. Sygnał do preampu przesyłała Tara Labs ISM Onboard The 0,8 XLR, do końcówki – Nordost Quattro-Fil (RCA), a do kolumn Fadel Coherence II. Prąd dla odbiorników o niskim poborze energii filtrował Gigawatt PC-3SE Evo. Sam Leben lepiej zagrał włączony bezpośrednio do gniazdka w ścianie. Sieciówkami były Gigawatt LS-1, Harmonix Studio Master X-DC 350 i Acrolink P-6100. Elektronika stała na stolikach Sroka i Stand Art STO MkII. System grał w 16,5-metrowym pomieszczeniu delikatnie zaadaptowanym akustycznie.

54-60 10 2011 05     54-60 10 2011 07

Wrażenia odsłuchowe
Źle zaczęliśmy znajomość. Japońska końcówka dotarła do recenzji fabrycznie nowa i wyraźnie jej się to nie spodobało. Dźwięk był tłusty, niemrawy i wylewał się – wybaczcie Państwo – jak obfity biust z przyciasnego stanika. Żadnego zebrania, żadnej kontroli. Rytm był tak spowolniony, jakby odtwarzacz zwolnił obroty. Leben był rozleniwiony jak spasione kocisko po sutym obiedzie. Grał tak zniechęcająco, że można było zwątpić w pozytywne efekty wygrzewania. Tym bardziej, że producent na jego temat również nic nie pisze i nie bardzo wiadomo, czego się spodziewać. Pozostawało czekać.
Wzmacniaczowi nie przypadł też do gustu, cokolwiek ekscentryczny, przyznaję, bi-wiring, skomponowany z dwóch kompletów Fadeli Coherence (1. i 2. generacji). Obciążyłem nim Lebena na dzień dobry, a ten jasno dał do zrozumienia, co myśli o podobnych pomysłach. Wypięcie jednej pary kabli i założenie zwór w Harbethach poprawiło charakterystykę tonalną, ale do euforii nadal było daleko. Dźwięk był zbyt powłóczysty. Impulsom brakowało energii, a bas nadal się snuł, choć nie w stopniu tak karykaturalnym, jak na samym początku. Trzeba było szukać dalej.
Przełom nastąpił czwartego wieczoru, kiedy... BAT zaczął zniekształcać. Zaciekawiony tym zjawiskiem, wpiąłem tranzystorowego Tresholda Fet 10/e. Ten z miejsca zagrał czysto i odzyskał kontrolę nad niskimi tonami. „Mam cię, bratku!”, pomyślałem i nazajutrz zamówiłem parę 6N30 na wymianę. Najwyraźniej fabrycznie zainstalowane lampy dokonały żywota. Zdrowy BAT nie muli. Może być jasny i szybki, ale nie ogranicza przejrzystości. Wymiana triod w preampie i intensywne wygrzewanie Lebena rozwiązały problem. Wreszcie można było smakować brzmienie dobrej lampy albo przełączyć na Tresholda i oddać się rozpatrywaniu różnic pomiędzy estetyką próżni i silikonu.
Treshold Lebena zdominował. Zrobił dźwięk. Studyjną bezpośredniość i liniowość tylko delikatnie uzupełniało lampowe ciepło. W przestrzeni zapanował punktowy porządek. Była wystarczająco głęboka, żeby instrumentalistom nie było ciasno i na tyle poukładana, żebyśmy nie musieli się domyślać ich pozycji na dalekich planach. Bardzo dobrej kontroli towarzyszył równie szeroki zakres dynamiczny. Lebena można było kręcić wysoko – jak na 40-watową lampę – i nie odczuwać niepokojącego wzrostu poziomu zniekształceń. Brzmienie było dokładne, a zarazem wybitnie relaksujące. Można było usiąść w fotelu, z autentyczną fascynacją wysłuchać całej płyty i przez dobre trzy kwadranse nie dotknąć gałki głośności. W takim błogostanie pozostałem z Fever Ray, a następnie współczesnymi remiksami, nie zawsze współczesnych singli Depeche Mode („Remixes 81-11”). Mimo że akurat miałem nastrój na elektronikę, z recenzenckiego obowiązku sprawdziłem jazz – „What a Wonderful Trio” Tsuyoshi Yamamoto – oraz klasykę – „I musici”, w rewelacyjnym wydaniu XRCD 24. Dźwięk pozostał wciągający pomimo gwałtownych zmian estetyki i obie płyty wirowały w odtwarzaczu o wiele dłużej niż wymagała tego procedura.
Ze względu na dotkliwą różnicę w cenach zmiana źródła z Burmestera 089 na Accuphase’a DP-500 powinna skutkować spadkiem jakości dźwięku. Tymczasem obserwacje okazały się niejednoznaczne. Burmester jest bardziej płynny, wyrafinowany w średnicy pasma i kulturalny, ale Accuphase... ma 2,5 wolta na wyjściu. I tak, jak Treshold narzucił swoją wolę Lebenowi, tak Accuphase wprowadził ostateczny element kontroli. Dźwięk stał się tak równy, sprężysty i zwarty, że w preampie wyprostowały się chyba nawet krzywizny na ścieżkach drukowanych. Stało się coś więcej niż wynikałoby z połączenia kilku dobrych elementów. Pojawiła się synergia. Jeżeli chcecie gotowca, oto on: Leben CS660P, Treshold Fet 10/e (opcjonalnie Fet 10, Fet 2 Series II albo Fet 9), jakiś Accuphase i oczywiście Harbeth Super HL5. Takiego dźwięku można słuchać godzinami i nie odczuć śladu dyskomfortu. Można z nim zostać na długie lata i nie pomyśleć o zmianie. Tranzystorowy przedwzmacniacz sterujący lampową końcówką, a do tego relatywnie niedrogi kompakt i kolumny o niewysokiej skuteczności – to przecież nie ma sensu. Ale jak działa!
Zastąpienie Tresholda BAT-em zmieniło wiele, ale nie zmniejszyło przyjemności odbioru. Dźwięk stał się bardziej nasycony, organiczny, z mniej dobitną konturowością, za to większą różnorodnością średnicy. Obiektywnie pogorszyło się zróżnicowanie niskich tonów, czego można się było domyślić, znając specyfikę urządzeń lampowych. Muzyka elektroniczna brzmiała teraz subtelniej, zupełnie niepotrzebnie, a skrzypcowa klasyka nabrała finezji – potrzebnie jak najbardziej. Można się było skoncentrować na obserwacji niuansów, kolorystyki i mikrodynamiki. Do tego dochodziła krystaliczna, perlista góra i przestrzeń swobodna, ale opanowana. Dźwięk nie był studyjny, jak z Tresholdem, ale pełen niuansów. Jeden i drugi kuszący, wolny od efektów ubocznych.
Leben wyraźnie różnicuje otoczenie sprzętowe, ale – co ważniejsze – oferuje nieprzeciętną muzykalność. Obiektywnie nie jest tak neutralny jak bardzo dobre tranzystory, ale to nie przeszkadza. Wyraźnie słychać lampę. Oldskulowe ciepło, niekiedy „bułeczkę” w basie, ale też fenomenalnie nasyconą, głęboką średnicę i masę informacji o harmonicznej strukturze wybrzmień i akustyce. Dynamika jest bardzo dobra w mikroskali i wystarczająca przy wysokich natężeniach. Dopiero przy bardzo głośno słuchanym Rammsteinie pojawiają się oznaki clippingu i na to nie ma siły. Jednak odstęp pomiędzy ciszą a hałasem jest na tyle duży, że w niewielkim pomieszczeniu nie odczujemy niedosytu decybeli. Jeżeli komuś będzie brakować mocy, może dokupić drugą końcówkę albo zmienić kolumny na skuteczniejsze. Chociaż to drugie odradzam. Takiej średnicy jak z Super HL5 albo Monitor 40.1 ze świecą szukać.

Reklama

Konkluzja
Leben CS660P to wzmacniacz o ujmującej muzykalności i wielkim sercu do muzyki. Prawdziwa perełka. Gra każdy repertuar i zachęca do bardzo długiego słuchania. Zestawienie z Harbethami Super HL5 i przedwzmacniaczem Tresholda należy uznać za wybitne. Jeżeli lubicie lampę i posłuchacie tego systemu – przepadliście.

54-60 10 2011 T

Autor:Jacek Kłos
Źródło: HFiM 10/2011

Pobierz artykuł jako PDF