HFM

artykulylista3

 

Rogue Audio Sphinx - Wyróżnienie 2016

4150092015 20

wyróżnienie

Amerykańska firma Rogue Audio mieści się w niewielkiej osadzie Brodheadsville, leżącej około 100 km na zachód od Nowego Jorku. Niby niewiele, ale licząca niespełna dwa tysiące mieszkańców pipidówka równie dobrze mogłaby się znajdować na Marsie.


 
Czas płynie tam w zupełnie innym tempie niż w nieodległej metropolii, co przekłada się na charakter wzmacniaczy Marka O’Briena. Jego filozofia jest prosta – należy projektować takie urządzenia, które chciałoby się kupić samemu. I to jest bardzo słuszna koncepcja!


 



Wszystkie urządzenia Rogue Audio są budowane ręcznie przez kilku wykwalifikowanych techników. Część podzespołów znajduje zastosowanie we wszystkich modelach, co pozwoliło sporo zaoszczędzić. Wbrew pozorom, to dla nas dobra wiadomość, bo choć Sphinx jest najtańszym wzmacniaczem Rogue Audio, można się w nim natknąć na rozwiązania z droższych modeli.
Angielskie słowo „rogue” oznacza łobuza. To trochę przewrotna nazwa dla firmy produkującej stateczne wzmacniacze lampowe. Jednak do Sphinxa rzeczywiście pasuje miano szelmy, bowiem pomimo obecności obowiązkowych lamp oddaje on 100 W przy ośmiu omach i 200 W przy czterech.

 

1726092015 01

Bańki JJ Electronics powinny bez problemów wytrzymać 5 tys. godzin grania. Ewentualna wymiana będzie dziecinnie łatwa.

Budowa
 
Wykonany z aluminiowej płyty front zdobią trzy pokrętła: potencjometr, selektor wejść i regulator balansu. Obok nich znalazło się pełnowymiarowe wyjście słuchawkowe oraz duży przycisk standby. W trybie czuwania świeci się żółta diodka, a w czasie normalnej pracy – niebieska. I w tym momencie natykamy się na pierwszą niespodziankę.
Otóż w trybie czuwania normalnie działa wzmacniacz słuchawkowy. Mało tego, za pomocą pilota można nawet regulować głośność! Jest to rozwiązanie niespotykane, choć – po zastanowieniu – ma głęboki sens. Jeśli korzystamy ze słuchawek w czasie normalnej pracy wzmacniacza, mnóstwo energii idzie w kosmos. W przypadku Sfinksa niepotrzebne układy oraz końcówki mocy śpią snem głębokim, a pracują tylko bezpośrednio zaangażowane, które zadowalają się symboliczną dawką energii. Mark O’Brien wymusza wręcz oszczędzanie energii na użytkownikach słuchawek, ponieważ włożenie wtyczki do gniazda na froncie w czasie normalnej pracy urządzenia nie odcina sygnału płynącego do głośników.
O ile przednią ściankę można zaliczyć do klasyki gatunku, to widok tylnej nie wywoła audiofilskiej ekstazy. Z jednej strony znalazły się tam niezłe, szeroko rozstawione gniazda. Z drugiej, ich wybór jest niewielki, a terminale głośnikowe mają plastikowe nakrętki. W przypadku wtyczek bananowych nie będzie to miało większego znaczenia, ale o silnym dokręceniu widełek można zapomnieć. Wątpię, czy Mark O’Brien sam kupiłby wzmacniacz z czymś takim. Obok sieciówki IEC znalazł się główny wyłącznik, z którego należy korzystać tylko w razie dłuższych nieobecności.

1726092015 01

We wzmacniaczu Rogue Audio nie znajdziemy tradycyjnego radiatora.


Wzmacniacz Rogue oferuje zaledwie trzy wejścia liniowe i jedno gramofonowe (MM/MC). Na uwagę zasługują natomiast dwa wyjścia opisane jako „Variable” i „Fixed”. Pierwsze, z regulowanym poziomem głośności, służy do podłączenia subwoofera lub dodatkowej końcówki mocy w trybie bi-ampingu, drugie zaś –zewnętrznego wzmacniacza słuchawkowego.
Jeśli do tej pory Sphinx wyglądał przeciętnie, to po zdjęciu pokrywy zrobiło się naprawdę ciekawie. Szeroko rozstawione terminale głośnikowe mogły sugerować budowę dual mono, ale jest tam coś zupełnie innego.
Lwia cześć elektroniki zmieściła się na dużej płytce drukowanej. Obok zasilacza widać przedwzmacniacz słuchawkowy, zbudowany z elementów dyskretnych, a także preampy phono oraz liniowy.
Podstawę zasilania tworzy blisko 400-watowy transformator toroidalny firmy Aver Lindberg z odrębnymi odczepami dla poszczególnych sekcji. Wspomaga go para dużych elektrolitów firmy NEC o łącznej pojemności 20 tys. µF. Dwa mniejsze Nichicony, po 470 µF każdy, umieszczono w sekcji żarzenia lamp.
Przedwzmacniacz zbudowano w oparciu o dwie podwójne triody ECC 802S produkcji JJ Electronic. Choć słowackie lampy nie emitują dużo ciepła, na wszelki wypadek w pokrywie nad nimi wycięto otwór wentylacyjny, chroniony stalową siatką. Mechaniczny wybierak źródeł, zintegrowany z gniazdami wejściowymi, zamontowano na tylnej ściance, a z gałką na froncie łączy go długi, stalowy pręt. Konstrukcja ta wymusiła rezygnację ze stosownych przycisków na pilocie. Potencjometr głośności to czarny Alps z silniczkiem. Zastosowano także wysokiej klasy polipropylenowe kondensatory sprzęgające Mundorf M-Cap.
Stopień końcowy Sfinksa pracuje w klasie D. Zbudowano ją w oparciu o moduły holenderskiej firmy Hypex Electronics, produkowane na zamówienie Rogue Audio. Wykorzystano układy UcD 180, czyli Universal class D. Podobne (UcD 400) znajdziemy w topowej integrze Pharaoh oraz m.in. w monoblokach MBL Corona c15. Towarzystwo niczego sobie. Zamiast do radiatorów, przykręcono je do dna wzmacniacza, oczywiście za pośrednictwem pasty termoprzewodzącej. Nawet po kilku godzinach nieprzerwanego grania obudowa pozostała letnia.

1726092015 01

Rogue Audio Sphinx


Wrażenia odsłuchowe
Łącząc lampy z tranzystorami podświadomie oczekujemy brzmienia ocieplonego, ale nie pozbawionego przytupu. I zazwyczaj takie dostajemy, choć w przypadku Sfinksa jest to zaledwie pobieżny szkic kreowanego obrazu muzycznego. Mówiąc wprost, pod względem brzmieniowym wzmacniacz Rogue to zupełnie inna liga. Przypuszczalnie księgowy w Brodheadsville kalkulował cenę Sphinxa po powrocie z wyjazdu integracyjnego albo polski dystrybutor źle spojrzał w tabelę kursów walut.
Testowanie Rogue Audio po innych urządzeniach przypominało przesiadkę z bardzo dobrego samochodu średniej klasy do prezydenckiej limuzyny. Poprzednim modelom trudno było cokolwiek zarzucić, teraz jednak przeniosłem się do świata, w którym dzielenie włosa na czworo po prostu nie wchodzi w grę.

Jedyną wadą (a może zaletą?) amerykańskiego wzmacniacza jest ponadprzeciętna wrażliwość na sprzęt towarzyszący. Nie mam na myśli wyłącznie źródeł i kolumn, bowiem już zmiana przewodu zasilającego, sygnałowego czy głośnikowego znajdowała wyraźne odzwierciedlenie w brzmieniu. Sphinx nie jest jednak całkowicie przeźroczysty. Ma swoje unikalne brzmienie, a zmiana sprzętu peryferyjnego w mniejszym lub większym stopniu się na nie nakłada.
Z odtwarzaczem Oppo i Xavianami Sphinx zagrał gładko i muzykalnie. Choć dźwiękowi nie brakowało detaliczności, wysokie tony ani myślały sypnąć piaskiem w uszy czy przenikliwie pisnąć. Wzmacniacz buduje atmosferę kameralności; można by powiedzieć, że stara się nawiązać nić porozumienia ze słuchaczem, a służyć temu mają delikatnie ocieplona, nasycona średnica, wielobarwne wysokie tony oraz mocny, lekko zaokrąglony bas. Wszystkie te elementy składają się na ujmującą muzykalność. Choć „Koncerty Brandenburskie” zagrał z matematyczną dokładnością, nie było w jego brzmieniu niczego technicznego. Niczym gospodarz filharmonii zapraszał mnie do swego przybytku, a za drzwiami czekali żywi ludzie i prawdziwe instrumenty.

1726092015 01

Mistrz świata w dziedzinie minimalizmu, choć w sumie... wystarczyłby tylko przycisk: „głośniej”.


Delikatne ocieplenie pokazało średnicę czarowną, zmysłową i plastyczną. Nie wiem, czy zasugerowałem się obecnością lamp w przedwzmacniaczu, ale brzmienie wokali, saksofonu i innych dęciaków było naładowane emocjami. W ostrzejszych rockowych nagraniach także pojawiły się emocje, tym razem związane z budową sceny. Rzadko się bowiem zdarza, że odtwarzając płyty koncertowe, niemal przenoszę się na stadiony i hale sportowe. Budowana przez Sfinksa scena zasługuje na miano spektakularnej. Panuje na niej rzadko spotykany porządek, a źródła pozorne są lokalizowane dokładnie. Powyższe uwagi dotyczyły płyt pochodzących z wielkich wytwórni, bo np. audiofilsko zrealizowany album „Up” Petera Gabriela czy nieśmiertelny „Amused to Death” nawiązywały do efektów kojarzonych raczej z systemami wielokanałowymi.

1726092015 01

Sphinx nie rozpieszcza użytkowników feerią gniazd.


Konkluzja
Kiedy po wybrzmieniu „Ten” Pearl Jamu w odtwarzaczu wylądowały akustyczne nagrania bluesowego pianisty Pinetopa Perkinsa, odpowiedziałem sobie na zadawane przez cały czas pytanie, mianowicie: czy Sphinx ma jakieś słabe strony? Żadnych. Nie tylko Mark O’Brien chciałby kupić taki wzmacniacz, oj, nie tylko…


 

 

  rogueaudio sphinx o




Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF