HFM

artykulylista3

 

Accuphase E-550

e550
Accuphase to firma dobrze zakorzeniona w audiofilskiej tradycji. Założył ją w 1972 roku Jiro Hasuga, zwolniwszy się uprzednio z Trio-Kenwood Corp. Pierwszą konstrukcją odważnego inżyniera był dzielony wzmacniacz, złożony z końcówki mocy P-300 i preampu C-200.

Później oferta wzbogacała się o nowe urządzenia, ale dwóch rzeczy Accuphase konsekwentnie unikał: produkcji kolumn głośnikowych i... tanich urządzeń dla masowego klienta.

 

 
 

Pokusy musiały być silne, ale jeszcze silniejsza okazała się motywacja utrzymania wizerunku. I to się udało. Dziś firmę wymienia się obok największych tuzów hiendu. Ma opinię producenta urządzeń drogich, ale niezawodnych i dopracowanych w najdrobniejszym szczególe. W katalogu dominują komponenty dzielone, ale znalazło się też miejsce dla kilku klocków w przystępniejszej cenie. Wśród wzmacniaczy zintegrowanych możemy wybierać spośród czterech modeli. Na samym szczycie znajduje się E550. Jak na flagową integrę pięćset pięćdziesiątka jest trochę nietypowa. To najsłabszy, a zarazem największy wzmacniacz Accuphase'a. Obudowa nie zawiera jednak audiofilskiego powietrza. Znajdziemy w niej kilka rozwiązań, do których projektanci dochodzili latami i które dziś stanowią wizytówkę japońskiej wytwórni. Budowa Szczytowa integra Accuphase'a wygląda spokojnie i elegancko, a kiedy wyłączymy podświetlanie wskaźników — niemalże dyskretnie.

110 117 2015 05 01

 

Nie oznacza to bynajmniej obniżenia funkcjonalności. Chociaż na frontowej ściance widać tylko dwa duże pokrętła i trzy przyciski, wyposażeniem niewiele ustępuje Mclntoshowi MA6900. Z tą różnicą, że wszystkie mniej przydatne manipulatory ukryto pod klapką. Wystarczy ją odchylić, by zyskać dostęp do całego bogactwa opcji. Znajdziemy tu m.in. płynną regulację barwy i balansu, selektor źródeł nagrywania i wybór kierunku kopiowania, przyciski aktywujące pre out, przedwzmacniacz phono (o ile zamontowaliśmy kartę MM/MC), a nawet loudness. Purystom spodoba się, że korekcję tonu można odłączyć, wykluczając z toru sygnałowego nadmiarowe elementy. Można też zrezygnować z podświetlenia. Zgaszenie żaróweczek automatycznie przełącza wskaźniki w stan spoczynku. Jeżeli nie korzystamy z dodatkowych regulacji— zamykamy klapkę i przed oczami mamy już tylko elegancki front z podświetlonym na zielono logo. Gdyby nie to, że wzmacniacz pracuje w klasie A i pobiera z sieci sporo prądu, można by go włączyć i zapomnieć. Kilka razy zresztą mi się to zdarzyło. Na szczęście, zaledwie na parę godzin, więc rachunek za energię nie będzie wysoki. Panel frontowy to bloczek aluminium anodowanego na złoto. Pokrętła również są aluminiowe, a wykonanie całości nie dosyć że solidne, to jeszcze wyjątkowo precyzyjne. Jakość poznaje się po szczegółach, a Accuphase do szlifował je do perfekcji. „Fazki" na regulatorach, płynne opuszczanie klapki, nawet opór potencjometru i pewny skok selektora źródeł nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z urządzeniem wysokiej klasy. Projektantowi tylnej ścianki przyświecała najpewniej myśl, że od przybytku głowa nie boli. Otrzymujemy więc cztery wejścia liniowe RCA, dwa XLRy i dwie kompletne pętle magnetofonowe. Jeżeli ktoś nie korzysta z kasetowca, zyskuje kolejne dwa wejścia.

110 117 2015 05 01

 

Dalej mamy zestaw preout/main in, pozwalający bez problemu włączyć wzmacniacz w instalację kina domowego (bo niby dlaczego nie?), podłączyć aktywny subwoofer albo drugą końcówkę do zasilania kolumn w trybie biamp. Odpowiednia do tego celu byłaby A30, chociaż nie zdziwię się, jeśli zamożni perfekcjoniści od razu sięgną po A60. O jakości tej ostatniej krążą już legendy, więc jeśli tylko będzie Was stać na zakup, na pewno nie poczujecie się zawiedzeni. Wyjścia kolumnowe to znaczny postęp w stosunku do tańszych modeli. Ułatwiające biwiring podwójne zaciski bez problemu przyjmą każdy rodzaj wtyczek, jak i gołe kable. Ciężkie przewody zakończone widełkami lepiej montować od spodu. Unikniemy dzięki temu łamania się kabli. Do dyspozycji jest też sieciowe gniazdo IEC oraz dwa zaślepione otwory na opcjonalne moduły. E550 można uzupełnić przedwzmacniaczem korekcyjnym MM/MC (AD10, AD20) kartą przetwornika c/a (DAC10, DAC20) albo po prostu dodatkowym wejściem liniowym RCA. Takie rozszerzenie dla chętnych jest o tyle sensowne, że pozostali nie muszą płacić za coś, czego nie potrzebują. Ponadto karty reprezentują różne klasy jakości, więc wraz zewzrostem zasobności portfela można je wymienić na bardziej zaawansowane. Montaż wydaje się dziecinnie prosty. Wystarczy odkręcić zaślepkę i wsunąć moduł w otwór. We wzmacniaczu przygotowano już odpowiednie gniazda (podobne do portów komputerowych), dzięki czemu nawet osoby kompletnie nie obeznane z lutownicą nie powinny mieć problemu z wymianą. Operacja będzie prostsza od dołożenia RAMu w pececie. Obudowę skręcono z giętych, lakierowanych blach stalowych. Boczne ścianki są podwójne; to, co widać na zewnątrz, to ozdobne panele, przykręcane do zasadniczej obudowy. Podwójna jest też ścianka przednia. Wewnątrz znajdują się dodatkowe przegrody, redukujące interferencje pomiędzy sekcjami i poprawiające sztywność konstrukcji. Przestrzeń na dodatkowe moduły również oddzielono od reszty. Blacha pełni funkcję ekranu i jednocześnie wzmacnia chassis. Szczątkowe drgania wygaszają paski gąbki, poprzyklejane zarówno z boków, od góry, jak i w sąsiedztwie żeberek radiatorów. Nóżki wykonano ze stali z dużą zawartością węgla i podklejono filcem. Zmniejszają ilość wibracji przenoszonych na obudowę i zapewniają wzmacniaczowi stabilne oparcie. Wnętrze widziane po raz pierwszy zaskakuje. Niby wszystko jest na swoim miejscu, ale brakuje... transformatora. Przewrócenie urządzenia na plecy ukazuje zasilacz w pełnej krasie. No, może nie do końca, bo wylądował w ekranującej puszce. E550 to jedyna integra Accuphase'a wyposażona w transformator toroidalny. Pozostałe bazują na klasycznych EI.

 

Obok trafa można dostrzec dwie grupy elektrolitów. Wykonuje je Nichicon, ale logo Accuphase'a jednoznacznie wskazuje, na czyje zamówienie. Każdy kanał jest zasilany z osobnego uzwojenia i korzysta z własnej pojemności filtrującej. W pierwszym stopniu wynosi ona 40000 µF i jest uzupełniana kolejnymi kondensatorami, rozlokowanymi w różnych częściach układu. Zasilacz musi być wydajny, bo producent składa dwie poważne deklaracje. Po pierwsze, zalecana impedancja nominalna kolumn rozpoczyna się już od 2 Q; po drugie — wzmacniacz podwaja moc wraz z dwukrotnym spadkiem obciążenia. I to nie tylko do 4, ale i do 2 omów, a to już wyczyn nie lada. E550 jest też wyjątkowy z innego powodu. To jedyna integra Accuphase'a wyposażona w potencjometr AAVA. Firma stosuje go w swoich przedwzmacniaczach, w tym także w najnowszym flagowcu C2810. Intencją twórców Analog Varigain Amplifier było wyeliminowanie konwencjonalnego potencjometru ze względu na jego niekorzystny wpływ na parametry mierzalne oraz brzmienie. W tradycyjnych tłumikach wzrost impedancji przekłada się na większy poziom szumów i zniekształceń wnoszonych do oryginalnego sygnału. Accuphase postanowił w ogóle zrezygnować z tego ogniwa i zastąpił je własnym rozwiązaniem. Z powszechnie stosowanych potencjometrów w E550 pozostała jedynie... gałka. Dalej wszystko odbywa się po nowemu.
 

 
Pozycję pokrętła siły głosu rozpoznaje mikroprocesor, czuwający nad prawidłowym działaniem całego układu. Przekazuje on informację o wychyleniu gałki do obwodu złożonego z konwerterów napięcieprąd i przełączników prądowych. Zastosowanie konwerterów pozwala uzyskać niezmienną impedancję wejścia, a co za tym idzie — nie wpływa na pasmo przenoszenia ani nie generuje szumów. Zmienia się tylko wzmocnienie, impedancja pozostaje ta sama.

110 117 2015 05 01

Liczba możliwych do uzyskania kombinacji załączania konwerterów odpowiada 65536 poziomom sygnału. Dzięki tak dużej rozdzielczości tłumienie odbywa się płynnie jak z tradycyjnym potencjometrem, ale jest wolne od jego wad. Nie ma zmian impedancji, w związku z czym nie ma szumów, a umieszczenie każdego kanału na osobnej płytce eliminuje zjawisko przesłuchu. Jedyną wadą tego rozwiązania jest wysoka cena, dlatego na razie jest dostępne tylko w najdroższej integrze. AAVA obsługuje przy okazji balans kanałów. Na trzeciej płytce umieszczono regulację barwy tonu i przedwzmacniacz słuchawkowy. Złocone gniazdo 6,35 mm znajduje się na froncie. Końcówki mocy przykręcono do osobnych radiatorów. Wszystkie układy zbudowano w oparciu o firmową koncepcję MCS+ (Multiple Circuit Summing). Polega ona na prowadzeniu kilku równoległych torów i sumowaniu ich na końcu. Taka topologia pomaga obniżyć szum własny urządzenia. Stopień prądowy pracuje w konfiguracji triple parallel pushpull. Zastosowano tu trzy połączone równolegle pary komplementarnych MOSFETów Toshiby K3497/J618. Tranzystory mocy przykręcono do aluminiowego radiatora w formie jednolitego odlewu. Wentylację poprawiają ażurowe pokrywy dolna i górna. W wyposażeniu standardowym otrzymujemy pilot. Wykończony aluminium, daje możliwość wyboru źródła, zmiany głośności i obsługuje podstawowe funkcje firmowego odtwarzacza. Solidność wykonania oraz jakość zastosowanych komponentów nie budzą najmniejszych wątpliwości. Mimo niewielkiej mocy wzmacniacz wygląda jak czołg. E550 zaprojektowano tak, by bezawaryjnie działał długie lata. Konfiguracja Pogłoski o niekompatybilności Accuphase'a są przesadzone. Trudno by może uznać za najszczęśliwszą koncepcję zestawienie go z Halesami Transcendence, nie odważyłbym się też powierzyć mu wysterowania dużego panelu elektrostatycznego, ale jeżeli chodzi o w miarę normalne głośniki, E550 spisuje się nadspodziewanie dobrze. Fakt, że z łatwością poprowadził WLMy Diva, nie jest oczywiście powodem do dumy, ponieważ są to zestawy o wyjątkowo przyjaznych parametrach. Z równą łatwością poczynał sobie jednak z Harbethami Super HLS, które już do efektywnych nie należą.

 

110 117 2015 05 01

 

Oczywiście, sceptycy zauważą, że w przypadku monitorów Alana Shaw niską skuteczność wynagradza 8omowa impedancja nominalna, ale trzeba zauważyć, że rozbudowana zwrotnica na pewno nie ułatwia życia piecykowi. Poza tym E550 ma tę zaletę, że podwaja moc wraz z dwukrotnym spadkiem obciążenia. Można zatem przypuszczać, że gdyby SHLS widział jako 4omowe, poradziłby sobie równie sprawnie. Nie to jest jednak najważniejsze. Znacznie bardziej istotne dla codziennej eksploatacji wydaje się, że 30 W Accuphase'a to jedynie... straszak i że japoński wzmacniacz zachowuje się jak rasowa 100watowa integra. Albo producent stosuje wyjątkowo restrykcyjne procedury pomiarowe, albo celowo zaniża ich wyniki w danych katalogowych. Tak czy inaczej, o Accuphasie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że brak mu pary. Przy doborze sprzętu warto się jednak kierować zdrowym rozsądkiem. E550 bez problemu nagłośni pomieszczenie o powierzchni 25 m', ale nie jest to wielka amerykańska końcówka mocy i ograniczenia prędzej czy później dadzą o sobie znać. Oczywiście, można pomóc wzmacniaczowi skutecznymi kolumnami i zaradzić tym sposobem niedostatkom decybeli, ale wielki salon i wyjątkowo niewdzięczne kolumny mogą się dla Accuphase'a okazać zadaniem ponad siły. Zamiast wyciskać z niego siódme poty, lepiej podejść do niego życzliwie i stworzyć przyjazne otoczenie. Warto, bo umie się odwdzięczyć. Pomijając kwestie pomiarowe, charakterystyka tonalna kolumn może być taka, jaka nam się podoba. E550 nie zabarwia prezentacji na tyle, żebyśmy musieli szukać głośników kompensujących jego wady. Osoby nie mające wyraźnych preferencji brzmieniowych powinny się rozejrzeć za zestawami naturalnymi i przejrzystymi. Słuchając, opisywanych po sąsiedzku, monitorów Lipińskiego, uznałem, że byłyby bardzo dobrym partnerem Accuphase'a. Harbethy SHL5 stworzyły z nim zestawienie tak dobre, że staram się jak najdalej odwlec moment zwrotu piecyka dystrybutorowi. Wydaje się również, że Focale z serii Electra BE czy droższe BW (powiedzmy od 704 w górę) również zagrałyby dobrze. Naturalne ciepło i lekko zaokrąglony bas japońskiego piecyka powinny się świetnie zestroić z analitycznymi kolumnami. Z drugiej strony nie obawiałbym się podłączyć głośników grających łagodnie, w typie starych Virgo czy niektórych modeli Vienna Acoustics. Nie wyobrażam sobie, żeby dźwięk stał się za słodki. Najważniejsze, żeby szukać zespołów możliwie naturalnych, stworzonych przez ludzi z doświadczeniem. Brzmienie może być odrobinę ocieplone albo chłodniejsze, ale zawsze musi mieć klasę. Inaczej będzie odstawać od wyrafinowanego Accuphase'a. Te same zalecenia można by powtórzyć w odniesieniu do okablowania. Z tym tylko uzupełnieniem, że przewody powinny być łatwe do wysterowania. Drogie modele Tary Labs, MITa czy Transparenta wydają się ryzykowne; zwykle dobrze się sprawdzają z mocnymi tranzystorami o ostrzejszym brzmieniu.

 

110 117 2015 05 01

 

 

Do E550 warto szukać modeli pochłaniających mniej amperów, jak Tara czy XLO ze średniej półki. Tym, którzy chcą czegoś więcej, polecam Fadela Coherence. Accuphase zagrał z nim jak marzenie i nawet cena francuskiego przewodu wydała się jakby bardziej uzasadniona. Zestaw użyty do testu składał się z monitorów Harbeth Super HL5, podłogówek WLM Diva oraz odtwarzaczy CD: Naim CDX2 i Accuphase DP67. Chociaż nie jestem wielkim zwolennikiem składania systemu z urządzeń jednego producenta, to pełna wieża Accuphase'a zagrała lepiej niż połączenie z brytyjczykiem. O efekt powinni też być spokojni posiadacze droższych Linnów, Metronome'ów, Levinsonów czy Krelli. W tej kwestii panuje duża dowolność wyboru. Pod jednym warunkiem — źródło musi być świetne i dostarczać wzmacniaczowi jak najwięcej informacji z odczytanych z płyt. Accuphase nie jest kapryśny i pewnie zagrałby nawet z Cambridge'em za 1500 zł, ale przecież nie o to chodzi. Dlatego zadbajcie o jak najlepszy odtwarzacz CD czy gramofon. Nie ma mowy, żeby Accuphase pozostał nieczuły na jego zalety. Powyższe wskazówki nasuwają jeden wniosek będzie drogo. Rzeczywiście, chociaż... nie do końca. Trochę uda się zaoszczędzić na okablowaniu. Prawdą jest, że E550 pokochał Fadela od pierwszego wejrzenia, ale też nie przeszkadzało mu towarzystwo nieco tańszego asortymentu. Bardzo dobry efekt — ładnie zbalansowane połączenie żywości i łagodności — udało się uzyskać z Tarą Labs Reference Gen. 2. Trudno uznać ten kabel za budżetowy, ale jego cena nie przekracza granicy przyzwoitości.  

 
Accuphase pokazuje różnice między przewodami głośnikowymi czytelnie, ale nie stawia im wymagań trudnych do spełnienia. Przypomina raczej wyrozumiałego nauczyciela — wskazuje niedoskonałości, ale też wyjaśnia, jak je poprawić. Nie koncentruje się na wadach; raczej sugeruje przejście na wyższy poziom jakościowy, na którym będzie w stanie zaoferować więcej. Test trwał z górą trzy miesiące i przez cały ten czas korzystałem z łączówki Acoustic Zen Silver Reference II. Prąd filtrował kondycjoner PAL Powerbox v4.0, a dostarczały sieciówki Fadel PowerFlex II i Neel N14E Gold. Elektronika stała na stoliku Sroka; kondycjoner na StandArcie STO Mk2, a monitory na dedykowanych im podstawkach StandArt SHLS.

Wrażenia odsłuchowe
E550 to piecyk z klasą. W żadnym razie zimny, wyniosły czy niedostępny. To byłoby sprzeczne z jego temperamentem. Ma w sobie wiele ciepła i łagodności, a grając, pochyla się nad każdą płytą, by zabrzmiała najlepiej, jak to możliwe. Czytając opis recenzowanych kilka stron wcześniej monitorów Lipińskiego, można dojść do wniosku, że są piekielnie precyzyjne i takoż bezlitosne. Nie przepuszczą najmniejszej wpadki, nie przymkną oka na choćby chwilowe odstępstwo od ideału. Wytropią, wskażą błąd i udzielą takiej reprymendy, że wszystkim w pięty pójdzie. A Accuphase nie. Jest łagodny jak baranek, ale niesamowicie przejrzysty. Ma gołębie serce, chociaż ani na chwilę nie spuszcza nagrania z oka. Różnica w podejściu między nim a Lipińskimi polega jednak na tym, że one, jako monitory do zastosowań profesjonalnych, koncentrują się na analizie. On zaś nad dzielenie włosa na czworo przedkłada syntezę. Oba produkty, mimo że z zupełnie innych segmentów, prezentują jakość, o której wielu audiofilów marzy. Oba też stanowią niejako dwa bieguny w podejściu do prezentacji muzyki. Nie słuchałem ich razem, ale wydaje się, że zestawione mogłyby stworzyć wyjątkowo dobrany system. To jakby połączyć ogień z wodą; w realnym świecie niemożliwe, w muzyce mielibyśmy do czynienia z uzupełnianiem się przeciwieństw. Wynikająca z niego nowa jakość mogłaby uwieść tych słuchaczy, których konwencjonalne, bezpieczne zestawienia nie zadowalają. Niska moc wzmacniacza zawsze budzi obawy o jego zdolności dynamiczne; szczególnie w dziedzinie makro. Accuphase szybko rozwiewa podobne wątpliwości. V symfonia Szostakowicza nie robi na nim większego wrażenia. Precyzyjnie buduje plan stereofoniczny i trzyma się go przez cały czas, aż do orkiestrowego tutti. Gęstniejąca faktura nie wywołuje u słuchacza dyskomfortu. Dźwięk pozostaje nie tylko lekki i czytelny, ale wolny od niepokojących oznak kompresji, pojawiających się niekiedy niczym cienie za plecami muzyków. W Accuphasie orkiestra ma dużo energii, a impulsy są akcentowane z adekwatną mocą. Więcej nut w partyturze to tylko więcej dźwięków i coraz wyższe poziomy sygnału, docierające do naszych uszu. O efektach ubocznych nie może być mowy, bo chociaż to tylko 30 W, wzmacniacz prowadzi kolumny pewną ręką. Nie chwyta membran stalowym uściskiem, nie rzuca krótkich, urywanych komend, ale panuje nad każdym wychyleniem i łączy precyzję z płynnością. To nie jest granie słabego lampowca — romantyczne i lekko rozmarzone — ani mocnego tranzystora — zwarte i ostro znaczone. Jesteśmy gdzieś pośrodku, a jednocześnie zupełnie gdzie indziej. Ciepło płynnie przechodzi w przejrzystość, a spójność w wyodrębnienie detali.

 

110 117 2015 05 07

 

 

Najciekawsze, że Accuphase wcale tych paradoksalnych zestawień nie akcentuje. Stroni od efekciarstwa, kierując naszą uwagę na muzykę. Nie oddziela od siebie przeciwieństw, by w ostatniej sekundzie spektaklu połączyć je ze sobą i zebrać oklaski od zachwyconej publiczności. Jego klasa objawia się w dyskrecji oraz tym, że nawet najbardziej karkołomne operacje przeprowadza niemal niezauważalnie. Analizy dźwięku można dokonać po zakończeniu odsłuchu. Wtedy stopniowo docierają do nas kolejne aspekty prezentacji. W czasie słuchania ten analityczny aparat szybko się wyłącza. Nie dlatego, że ktoś mu każe, ale po to, byśmy mogli czerpać jak największą przyjemność. Prezentację cechuje subtelność, szacunek dla detali i łagodność w obchodzeniu się z najdrobniejszą kruszyną informacji. Wszystko to, połączone z optymalnym zrównoważeniem pasma sprawia, że zaczynamy się wsłuchiwać w muzykę i staramy się odnaleźć jej esencję. Tak naprawdę, brzmienie nie jest w pierwszej chwili nawet spektakularne. Kiedy jednak łapiemy się na tym, że o drugiej w nocy, zamiast kłaść się spać, kładziemy na talerz kolejną płytę, dociera do nas, że E550 zawładnął naszym sercem. Ten wzmacniacz jest naprawdę świetny! Bezpretensjonalność i ciepło uzależniają, i chociaż jesteśmy w stanie wskazać wzmacniacze, które w poszczególnych kategoriach wypadają lepiej, to kompozycja całości pozostawia niezatarte wrażenie. A że piecyk nie pręży muskułów i nie przestawia ścian —to naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Chcąc odnaleźć kategorię, w której konkurenci w zbliżonej cenie mogą wypadać lepiej, najłatwiej wskazać prezentację basu. Schodzi nisko i jest obszerny, ale łatwo zauważyć zmiękczenie i zaokrąglenie konturów. Wystarczy sięgnąć po Gryphona Callisto 2200, żeby niskie częstotliwości nabrały dyscypliny. Dźwięki wybrzmiewają tam szybko, a najniższe zakresy są osiągane w mgnieniu oka. Accuphase pozwala sobie w tej kwestii na więcej luzu. Trudno zresztą oczekiwać, by było inaczej, skoro średnica, w przeciwieństwie do duńskiego wyczynowca, jest nasycona i miękka.

Dziwnie by wyglądało, gdyby taki środek pasma nagle przechodził w zwarty, wycięty skalpelem bas. E550 preferuje prezentację z odrobiną ciepła i delikatności. Gryphon jest stanowczy i zasadniczy, co akurat niskim tonom wychodzi na dobre. Mimo dużej wydajności zasilacza Accuphase'a trudno też nazwać ideałem kompatybilności. Nawet tańszy model E408, z mocą 180 W, wydaje się lepiej przystosowany do sterowania opornymi głośnikami. E408 z dziecinną łatwością porusza panelowymi Magnepanami MG 3.6. Callisto nagłaśnia 60metrowe poddasze monitorami Harbetha. To są ekstrema, do których E550 lepiej nie używać. Tutaj potrzeba więcej wyrozumiałości, chociaż — podkreślamy to jeszcze raz — pięćset pięćdziesiątka i tak potrafi znacznie więcej, niż wskazywałaby jej moc. Sami widzicie, wady zostały wyszukane trochę na siłę; głównie po to, by uprawdopodobnić zalety japońskiego piecyka. Rzeczywiście jest urządzeniem obdarzonym charyzmą i wyjątkowym wdziękiem. Średnica jest kremowa, ale nie traci przejrzystości. Możecie się pozbyć obaw o brzmienie jak zza kotary albo przesłodzone niczym w landrynkowym lampowcu. Urządzenie pozostaje po ciepłej stronie neutralności, ale nie odchodzi od centrum zbyt daleko. Tylko na tyle, by zlitować się nad źle nagraną płytą. Przestrzeń trudno określić mianem „rozbuchanej", na wzór końcówek mocy zza oceanu, ale też nic jej nie brakuje. Jest raczej budowana na modłę europejską, ale nie studyjną. Nie przybliża się do słuchacza i nie ustawia kontrabasu tuż przed nosem. Przeciwnie — jeżeli źródło czy też sposób realizacji na to pozwala — wzmacniacz chętnie wycofuje plan, sytuując go za bazą i rozciągając daleko za nią. Definicja źródeł pozornych pozostaje dokładna z przodu, jak i w dalekich planach orkiestry. I niezależnie od tego, czy słuchamy jazzowego tria, czy wielkiej symfoniki, muzycy mają wokół siebie wystarczająco dużo miejsca. Mają też dużo powietrza, bo Accuphase lubuje się w przekazywaniu informacji o przestrzeni nagraniowej i charakterystyce pogłosu. Prawdziwego czy dodanego w studiu, można dociekać w każdym albumie z osobna. Istotne, że o ile źródło będzie w stanie to odtworzyć, otrzymamy wystarczającą ilość informacji o miejscu, w którym dokonano nagrania. Konstruktorzy E550 doskonale zdawali sobie sprawę, że tak naprawdę o realizmie prezentacji decyduje ilość niezniekształconych detali, a klasa A pomogła wynieść czystość dźwięku na wysokie poziomy.

Chyba nie bez przyczyny E550 jest flagową integrą Accuphase'a. Ten wzmacniacz prezentuje kunszt i wyrafinowanie niedostępne tańszym, choć mocniejszym modelom. Konkluzja Używając terminologii winiarskiej, można powiedzieć, że Accuphase E550 to wielki wzmacniacz. Jednak w przeciwieństwie do niektórych butelek z Bordeaux, z nim czekają nas same przyjemne niespodzianki. Brzmienie jest pełne, dojrzałe, płynne i delikatne. Cena — na pierwszy rzut oka wysoka, ale w porównaniu z rynkiem niemieckim staje się atrakcyjna. W porównaniu z konkurentami — również. Bardzo rzadko wydając podobną kwotę, dostaniemy równie dużo słodyczy i czaru. Gorąco polecam.  

 accuphasee550 o

Jacek Kłos
Źródło: Hi-Fi i muzyka 11/2006

Pobierz ten artykuł jako PDF