HFM

artykulylista3

 

Jolida JD 502

jolida
Jolida JD 502 do zbudzenia przypomina recenzowany w listopadziel99 model JD 30213. Jedyną fatwo zauważalną różnicą jest typ lamp mocy. W „trzysta dwójce" użyto EL 34, w „pięćset dwójce" mamy potężne 6550, które mogą być wymienione na KT 88.


Zmiana w stopniu końcowym znalazła odbicie w osiągach... i cenie. Za dysponujący mocą 60 watów JD502B trzeba zapłacić 7600 złotych. Słabszy o 10 watów .302" jest w tej chwili tańszy o 900 PLN. Warto zwrócić uwagę na fakt, że dzięki bardzo mocnej pozycji złotego (pisane pod koniec maja 2001) ceny klocków Jolidy są dziś niższe i to nie tylko w ujęciu realnym, ale nawet nominalnym.

W W listopadzie'99 za JD302 trzeba było zapłacić 6850 zł, a więc o 350 zł więcej niż dzisiaj. Tak korzystna dla importerów i nabywców relacja zloty/dolar zapewne już długo się nie utrzyma, warto więc skorzystać z okazji i planowane zakupy zrobić już dziś.

Budowa
JD50213 wykonano z poszanowaniem najlepszych tradycji budowania lampowców. Obudowa jest solidna i gwarantuje mechaniczną trwałość urządzenia. Panel frontowy to blok trawionego aluminium w kolorze złotym. Z tego samego materiału wykonano również boczki pokrywy transformatorów. W zestawieniu ze stalową blachą wykończoną czarnym lakierem piecowym daje bardzo przyjemny efekt estetyczny. Jolida wygląda skromnie i elegancko zarazem. Trzy złote pokrętła służą do regulacji siły wzmocnienia i wyboru jednego z czterech źródeł. Wyposażenie jest bardzo skromne. Zabrakło nic tylko zdalnego sterowania czy wyjścia pre out, ale nawet pętli magnetofonowej, nie mówiąc już o przedwzmacniaczu gramofonowym. Wzmacniacz przeznaczony jest więc dla posiadaczy niezbyt rozbudowanych systemów, bazujących na źródłach liniowych. Rekompensatą za ten stan rzeczy jest duża swoboda doboru kolumn.

I nic chodzi tu jedynie o wysoką jak na lampę moc nominalną, ale również o obecność dwóch par wyjść głośnikowych. Dzięki wyprowadzeniu odpowiednich odczepów z transformatorów dopasowujących, J050213 będzie prawidłowo współpracować z kolumnami o znamionowej impedancji 4 i 8 omów. W praktyce oznacza to, że amerykański wzmacniacz poradzi sobie z nagłośnieniem średniej wielkości pomieszczenia, nawet sterując kolumnami o niezbyt wysokiej efektywności. Można się pozbyć obaw o kwestie kompatybilności i skupić na walorach brzmieniowych wybieranych zestawów. Kolejnym miłym gestem w stronę użytkowników było zastosowanie popularnych, przez co łatwo dostępnych, lamp i to we wszystkich stopniach. I tak na wejściu oraz w przedwzmacniaczu pracuje podwójna trioda I 2AX7A, czy jak kto woli ECC83. Ledwie widoczny biały smok na bańce sugeruje produkcję chińskiego Golden Dragona, ale można ją znaleźć także w wydaniu innych wytwórców, w tym również egzemplarze z katalogów tzw.

Old New Stock (oferują one lampy ze starych zapasów w idealnym stanie). W stopniu sterującym mamy równie popularną 12AT7 (ECCBI) i w końcu w roli lampy mocy potężną 6550. Tę wykonała rosyjska Svetlana Electron, ciesząca się znakomitą opinią ze względu na trwałość i walory brzmieniowe swoich produktów. A skoro już mowa o trwałości, to w instrukcji obsługi (bardzo przejrzystej i zawierającej wiele przydatnych informacji na temat wzmacniacza i jego obsługi, niestety tylko po angielsku) dowiadujemy się, że żywotność lamp mocy wynosi około 3000, a pozostałych 6000 godzin. Wynika z tego, że nawet podczas intensywnego użytkowania — średnio 4 godziny dziennie — pierwsza wymiana czeka nas za dwa lata. Na taki wynik trzeba jednak popracować, bo wbrew pozorom założona średnia jest wysoka. Znacznie częściej będą musieli inwestować w świeże lampy wyczynowcy, zostawiający wzmacniacz pod prądem 24 godziny na dobę. Co ciekawe —Jolida wcale nie zaleca takiego postępowania, argumentując, że jest on uzasadniony, alt.. w przypadku urządzeń tranzystorowych. We wzmacniaczach lampowych prowadzi tylko do przyspieszenia procesu starzenia i znaczącego zwiększenia częstotliwości wymiany elementów wzmacniających. Jakby na poparcie tej tezy w instrukcji znajdujemy również informację, że JD 502B osiąga pełnię możliwości już po 5 minutach od chwili włączenia. Jest w tym sporo racji, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że w miarę rozgrzewania dźwięk stawa! się pełniejszy, szybszy i bardziej spójny. Rozsądnym wydaje się więc nauszne stwierdzenie, po jakim czasie wzmacniacz zaczyna brzmieć najlepiej i włączanie go odpowiednio wcześniej. Inną interesująca rekomendacją Jolidy jest jednoznaczne opowiedzenie się za stosowaniem okablowania sygnałowego i głośnikowego jak najwyższej jakości. Firma nie wskazuje konkretnych marek, materiałów ani technik produkcji, ale podkreśla, że „najlepsze kable (...) mogą poprawić dźwięk". Deklaracja ta pozostaje jedną z nielicznych wyrażonych równie jasno i dosadnie przez wytwórców elektroniki.

Lampy zostały z wierzchu napylone metalicznym barem, którego zadaniem jest utrzymywanie próżni w bańce. Kiedy lampa zaczyna tracić próżnię, wokół niej pojawia się intensywna bladoniebieska poświata. Zastosowane podstawki są ceramiczne — droższe od tworzywa sztucznego, ale i bezdyskusyjnie lepsze. Są trwalsze i bez problemu wytrzymują wysokie temperatury. Montaż lamp w gniazdach jest dziecinnie prosty — poradzi sobie z nim nawet początkujący użytkownik. Trzeba tylko pamiętać, by nie dotykać baniek gołymi dłońmi, ponieważ pozostałe na palcach cząsteczki tłuszczu mogą doprowadzić do ich zniszczenia. Najwygodniej będzie używać bawełnianych rękawiczek. Można również posłużyć się zwykłą chusteczką albo kawałkiem starego podkoszulka. Na wszystkich lampach dostarczanych ze wzmacniaczem znajdują się małe karteczki. Zapisano na nich numery podstawek, w których powinny się one znaleźć. 6550 są parowane, a wzmacniacz fabrycznie kalibrowany. Szkoda by było, gdyby wysiłek producenta poszedł na marne. Karteczek nie należy obrywać, ponieważ można uszkodzić albo stłuc lampę. Najlepiej o nich zapomnieć i poczekać aż same odpadną.

Jeżeli przewidujemy demontaż wzmacniacza na czas transportu czy przeprowadzki, najlepiej przepisać oznaczenia bezpośrednio na lampę używając do tego celu foliopisu (markera). 6550 mają duże podstawki i napisy będą łatwe do naniesienia i czytelne. Male lampki nie są parowane, więc ich pozycja nie jest aż tak istotna. Trzeba tylko pamiętać, by nie zamienić miejscami obu typów. Jeżeli zajdzie potrzeba wymiany lamp mocy, użytkownik może odesłać cały wzmacniacz do serwisu albo samemu dokonać kalibracji nowych elementów. Wyprowadzenia końcówek pomiarowych są latwo dostępne z zewnątrz, więc ustawienie prądu spoczynkowego będzie dziecinnie proste. Wystarczy woltomierz albo cyfrowy multimetr. Cala procedura jest w instrukcji opisana tak szczegółowo, że poradzi sobie z nią nawet kompletny laik. Wykonanie układu elektronicznego jest bardzo staranne, a komponenty dobrej jakości. Do podłączenia lamp mocy wykorzystano grube kable, co eliminuje ryzyko uszkodzenia ścieżek na płytce drukowanej. Samym płytkom również nie sposób niczego zarzucić. Laminat jest gruby, a ścieżki szerokie i wytrawione tak, że komponenty mają wokół siebie dużo miejsca. Kondensatory elektrolityczne umieszczono z dala od lamp mocy.

Wpłynie to znacząco na żywotność urządzenia. Wszystkie transformatory to tradycyjne El. Sygnałowe są nawijane według specyfikacji Jolidy i mają germanowe rdzenie. Ich wielkość i staranność wykonania rodzą nadzieję na znakomite wrażenia odsłuchowe zastrzeżenia można mieć jedynie do potencjometru siły głosu. Teoretycznie jest wystarczający — otwarty Alps, ale niestety na początku skali wyczuwalne jest niezrównoważenie kanałów. Gdy korzystamy ze skutecznych kolumn i chcemy słuchać cicho, może się przydać pokrętło balansu. Poza tym wzmacniacz działa bez zarzutu i wszystko wskazuje na to, że z biegiem czasu nic się w tej kwestii nie zmieni.

Wrażenia odsłuchowe
Początek odsłuchu nie zapowiadał niczego nadzwyczajnego. W szufladzie odtwarzacza lądowały po kolei płyty wchodzące w skład programu obowiązkowego, ale po kilkunastu minutach stało się jasne, że system nie osiągnął jeszcze pełni swoich możliwości. Kolumny byty prawie nowe, lampy też lubią się trochę pogrzać Zimne grają trochę ostro, nie najszybciej i sucho. Postanowiłem więc dać komponentom trochę czasu i spróbować za dwa dni. W odtwarzaczu włączyłem funkcję „repeat" i zająłem się opisami technicznymi. Kątem oka obserwowałem jednak metamorfozę, jaką przechodziło brzmienie. Kontury stawały się coraz wyraźniejsze i lepiej wypełnione składowymi. Podzakresy coraz lepiej do siebie przylegały, a dźwięk zaczynał się rozpędzać. Przemiana nie trwała długo i już następnego wieczora z niezbyt ładnego kokonu wyłonił się cudownej urody motyl. Do pisania nie wróciłem przez następne trzy dni — słuchałem. U2 „The Joshua Tree" zabrzmiało w sposób niewiarygodny. Nic nie ograniczało dynamiki ani głębi. Nawet podczas bardzo głośnego słuchania najbardziej ekspresyjne partie wokalne (With or without You, Exit) pozostawały swobodne i czytelne. Wzmacniacz się nie gubił, nie tracił kontroli, dzięki czemu do muzyki nie wkradał niepokój.

Oczywiste byty również różnice w kreacji aury pogłosowej w różnych kompozycjach. Operowanie odległością sceny dźwiękowej dostarczało dodatkowej przyjemności. Szczegółów tła bylo mnóstwo; bez maskowania i uśredniania spotykanego w wielu systemach, nawet za wiele większe pieniądze. Doskonale udało się odwzorować barwę gitary; później okazało się, ie zjawisko to rozszerza się na instrumenty strunowe, nawet te bardzo egzotyczne. Czy muzyk grał na elektrycznym wiośle z tuzinem efektów, czy na klasycznej gitarze rejestrowanej w kameralnym pomieszczeniu z dwóch mikrofonów, dźwięk był po prostu bardzo rzetelny i prawdziwy. Wyśmienicie Jolida zaprezentowała się również w starych, a ciągle pełnych uroku i emocji piosenkach jazzowych. Duetów Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga można słuchać bez końca. Wokale były bliskie, niuanse artykulacji podane jak na tacy. Dreszcz przechodził jednak po plecach dopiero wtedy, gdy przychodził czas na partię trąbki. Barwa, dynamika i ten trudny do wyobrażenia realizm odwzorowania właściwości pogłosowych pomieszczenia, dosłownie wciskały w fotel. Bez jakichkolwiek oznak wysiłku, bez zniekształceń czy kompresji — dźwięk był taki, jak słyszymy na kameralnych koncertach. Powiem Państwu szczerze — czegoś takiego nie słyszałem od dawna. Jeżeli za około 20000 złotych można skompletować system na tym poziomie, to z audiofilizmem nie jest wcale lak źle. Uzyskanie wrażenia realności, muzycznego tu i teraz, nie jest wcale przywilejem najbogatszych. Trzeba tylko znaleźć właściwe, zestawienie. Miałem szczęście, o czym z ogromną radością i satysfakcją Państwa informuję. Zmieniając nieco temat, warto by może zastanowić się przez chwilę, jak Jolida prezentuje się z głośnikami referencyjnymi, używanymi do testów wzmacniaczy tranzystorowych. Antale stanowią bardzo przyjazne obciążenie, ale — nie ukrywajmy — są to głośniki specyficzne. Nie powiedzą nam więc całej prawdy o podłączonym wzmacniaczu, bo i chyba nie do tego zostały stworzone.

Audio Physic Libra to monitor z prawdziwego zdarzenia (słowo monitor nie jest bynajmniej synonimem kolumienki na podstawkę) — ma pasmo sięgające głębin i jest wręcz wyczynowo neutralny. Nie pomoże też wzmacniaczowi, którego producent postanowił zaoszczędzić na zasilaczu — to pewne. Z Librą Jolida poradziła sobie zaskakująco dobrze. Oczywiście nie sposób było osiągnąć takich efektów dynamicznych jak ze skutecznymi Trianglami, ale brzmienie było naturalne i dobrze zrównoważone. Bas miał właściwą wagę, był mięsisty, ale i wystarczająco szybki, dzięki czemu tempo nie ulegało spowolnieniu. Wysokie tony nie zostały obcięte czy nawet wycofane, co po raz kolejny zadaje kłam twierdzeniu, jakoby lampowce były pozbawione góry pasma. Trudno się doszukiwać braków, gdy talerz rozbrzmiewa dźwięcznie, a niekiedy nawet ostro, a triangiel z powodzeniem naśladuje budzik. Jolida nie tylko wygląda na prawidłowo zaprojektowany i wykonany wzmacniacz —ona jest takim wzmacniaczem i nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji, w której sprawia przykrą niespodziankę. W prasie anglojęzycznej spotyka się czasem sformułowanie „system to kilt for".

Używa się go w sytuacjach wyjątkowych, kiedy recenzent chce dać wyraz swojemu zachwytowi danym zestawieniem. W Polsce tej formuły nie spotyka się chyba w ogóle. Zamiast tego mówimy o zjawisku synergii, a więc sytuacji, w której unikalne połączenie komponentów daje efekt brzmieniowy zupełnie niespodziewany na określonym poziomie cenowym. Takie właśnie połączenie stworzył wzmacniacz Jolida JD 502B z kolumnami Triangle Antal XS, odtwarzaczem AVM Evolutnion CD I i okablowaniem Fadela. Relację, jaka zaistniała po wygrzaniu tego systemu bez odrobiny przesady można określić mianem synergicznej. Dźwięk miał kilka cech bardzo dobrych w kategoriach obiektywnych. Szybkość, żywość i dynamika podczas słuchania starszych płyt były fenomenalne.

Konkluzja
Jolida JD 5026 to kawał solidnej roboty. 60 watów pozwala na wysterowanie nawet niezbyt przyjaznych obciążeń, a jakość wykonania pozwala mieć nadzieję na długą i bezawaryjną eksploatacje. Brzmi super, ale szczyt możliwości osiąga dopiero w starannie dobranym towarzystwie. Wpięta pomiędzy odtwarzacz AVM i kolumny Triangle Antal XS, zasilana z listwy Fadela, przyczyniła się do powstania systemu marzeń. Mocna rekomendacja.

 



 

2875 12

2875 12

2875 12

 


Źródło: Hi-Fi i muzyka 07-08/2001

Pobierz ten artykuł jako PDF