HFM

artykulylista3

 

Creek 4330

creek4330
Wśród brytyjskich firm produkujących minimalistyczne, audiofiIskie urządzenia Creek jest jednym z najbardziej bezkompromisowych konserwatystów.

„Nieważne jak wygląda, ważne jak gra" — to stwierdzenie pasuje jak ulał do wzmacniaczy i odtwarzacza CD Creeka. A wygląda? Delikatnie mówiąc — skromnie.

 
  Trudno jest zarzucić produktom Creeka niesolidność wykonania obudowy — wręcz przeciwnie — są one masywne i zrobione z grubych blach, czego nie można niestety powiedzieć o ładnych japońskich „klockach" (przynajmniej — nie zawsze). Jednak nie będą się one prezentować na półce zbyt efektownie. Opisywany, zintegrowany wzmacniacz 4330 przypomina z zewnątrz urządzenia Diory sprzed dwudziestu lat. Płaska obudowa, bez żadnych akcentów estetycznych, dwa pokrętła, plastykowy włącznik sieciowy —to apogeum minimalizmu. Podobnie wyglądają: odtwarzacz CD, wzmacniacz dzielony i tuner. Ofertę dopełniają trzy niepozorne, metalowe skrzynki: przedwzmacniacz phono (MM, MC), wzmacniacz słuchawkowy i zdalnie sterowany przedwzmacniacz pasywny. Ale, z drugiej strony, gdyby się zastanowić co jest we wzmacniaczu potrzebne i czemu ma on służyć to wyjdzie nam, że Creek inwestuje tylko w niezbędne podzespoły, a wzmacniacz niekoniecznie musi przypominać choinkę. Stawiając sprawę w ten sposób — wzmacniacz Creeka, to urządzenie do słuchania muzyki — eleganckie w swej prostocie, a nie do podziwiania w wykwintnym salonie. Idea minimalizmu jest tym bardziej zrozumiała, jeśli wnętrze obudowy rekompensuje jej skromną prezencję. I tak jest w przypadku 4330 — solidne zasilanie, prosty układ elektroniczny zrealizowany na dwóch płytkach, dobre komponenty, ograniczenie wewnętrznego okablowania do minimum — to cechy charakterystyczne audiofilskich konstrukcji. Wzmacniacz 4330 w najprostszej, opisywanej wersji, nie ma zdalnego sterowania ani przedwzmacniacza phono. Wersja ze zdalnym sterowaniem jest o 400 zł droższa, do obu zaś można, za dodatkową opłatą, zainstalować phono stage (zarówno dla MM, jak i MC). Warto wspomnieć też o tym, że ma on wyjście przedwzmacniacza, wobec czego w przyszłości można do niego dokupić drugą końcówkę mocy. Brzydka żona, to ponoć pełnia szczęścia — nie zdradza, nie kaprysi, a i gotuje nieźle.

Przede wszystkim jest jednak zadowolona — więc ma piękną duszę. W brzydkim Creeku tkwi na tyle piękna dusza, że jego małżeństwo z wieloma zestawami powinno być udane.

Mały Creek swym wyglądem nie wzbudza raczej zaufania, co jest dowodem trafności sloganu: usłyszeć znaczy uwierzyć.

Bo w Creeka można uwierzyć już od pierwszej chwili. Jego dźwięk jest zupełnie inny, niż większości wzmacniaczy z tego przedziału cenowego. Ale, inny — nie znaczy specyficzny lub oryginalny. Do stwierdzenia faktu tej odmienności nie trzeba zbyt wiele wysiłku. Dokładne poznanie Creeka wymaga czasu. Nawet długie obcowanie z tym brytyjskim dziwactwem nie prowadzi do odkrycia w jego dźwięku wad, które można byłoby uznać za warte „napiętnowania publicznego", przynajmniej mając świadomość ile Creek kosztuje. W kategoriach absolutnych — oczywiście znajdzie się to i owo, chociażby w porównaniu z naszym Gryphonem. Słuchanie Creeka po Gryphonie ukazuje, że nie ma nic za darmo i cud znowu się nie wydarzył, jednak w dźwięku 4330 nic nie przeszkadza (!), jest on tylko mniej obszerny i swobodny, z gorszą definicją detali i kontrolą basu, mniejszą dynamiką. Czyli brzmienie Creeka jest gorsze o klasę pod każdym względem, ale uwaga — sam fakt, że takie porównanie ma sens wskazuje, że wartość, którą otrzymamy za 1700 zł przekracza oczekiwania. Dźwięk 4330 jest fantastycznie miękki, spójny i plastyczny, bez cienia szorstkości i agresji. Przy tym jednak jest on przejrzysty jak kryształ i zachowuje rozdzielczość i precyzję iście komputerową. A więc — dwie sprzeczności, nie do pogodzenia w tej cenie. W „muzyce młodego pokolenia" daje o sobie znać mocny i bardzo energiczny bas o ostro zarysowanych konturach — sprężysty, czytelny i miękki zarazem. Takiego też basu możemy spodziewać się w symfonice i tam też docenić wypada jakość góry Creeka, mierzoną bogactwem spektrum alikwotów, czyli po ludzku — perfekcyjnym i czystym oddaniem dźwięku fletów, triangla czy skrzypiec.

W rozrywce wysokie  tony to przede wszystkim mnóstwo perkusyjnych przeszkadzajek, i tu znów uczta dla uszu. Efekt ten wspomaga mikrodynamika, czyli fizycznie odczuwalne szczegóły — charakterystyczne dla kilkakrotnie droższych wzmacniaczy. Dźwięk Creeka — to jednak nade wszystko przestrzeń, ogromna, plastyczna scena wypełniona szczegółami i niezdefiniowanym „powietrzem", lekkość, swoboda i jednocześnie rozmach. Atmosfera nagrania, wybrzmienie membrany kotła, subtelna aura pogłosowa — w tym względzie Creek zasługuje na miano meteora w swej cenie. Zapyta ktoś: czy aby nadchodząca wiosna nie przewróciła nam w głowach? Chyba nie, bo każdy kto posłucha Creeka z przyzwoitymi kolumnami, przyzna rację tym słowom. Ah! Z tyłu jest jeszcze wyjście przedwzmacniacza. Ponoć podłączenie dodatkowej końcówki mocy wiele może poprawić...



 

retrohfm0427 05

 

retrohfm0427 06



Żródło foto : internet
Źródło: Hi-Fi i muzyka 01/1998

Pobierz ten artykuł jako PDF