HFM

artykulylista3

 

Atoll CD 100/IN 100

30-35 02 2012 01Atolla założyli Stephane i Emmanuel Dobreuil. Wprawdzie nic mi nie wiadomo, aby żywili głębokie uczucia patriotyczne, ale chwalą się na wszystkich odpustach, że ich urządzenia powstają we Francji. No, może oprócz obudów, które wykonują u „odwiecznego wroga”, za kanałem La Manche. Firma w tym roku będzie obchodziła 15. rocznicę działalności. Na razie nie słychać, aby z tej okazji szykował się wysyp jubileuszowych modeli, za to widać co innego: żelazną konsekwencję w realizacji purystycznych założeń. W czasach może nieodległych, ale zupełnie innych, przynajmniej z punktu widzenia ludzi, którzy wiedzą, co w głośniku piszczy.

 

A' propos głośnika – Atoll nie zaprezentował dotąd żadnego, bo firma preferuje wąską specjalizację. Ma w ofercie tylko elektronikę: wzmacniacze zintegrowane i dzielone, odtwarzacze CD, tuner i przetwornik oraz amplifikację do kina domowego. To pierwsze przykazanie na tablicy Dobreuilów. Kolejne dotyczą budowy urządzeń. Układy są proste, za to wykonywane z dobrych komponentów. Konstruktorzy podkreślają, że w torze lądują zawsze elementy dyskretne, wzmacniacze są zbudowane w topologii dual mono, mają płytkie sprzężenia zwrotne, a ścieżka sygnału jest tak krótka, jak tylko możliwe.
Jeżeli dodamy do tego zapewnienie, że wszystkie klocki są montowane ręcznie, dojdziemy do ostatniej, chyba najważniejszej z punktu widzenia klienta atrakcji – polityki cenowej. Najtańszy komplet – CD 30/IN 30 to wydatek rzędu 4500 zł. Dzisiaj za tę sumę da się kupić ekskluzywną miniwieżę, a prawdziwie audiofilskie firmy, które mogą konkurować z tą ofertą, policzymy na palcach jednej ręki.
Nie licząc flagowych modeli 400 (wyraźnie odstają koncepcyjnie od reszty katalogu), opisywane „setki” to druga od góry pozycja w cenniku. Kiedy uważnie przyjrzymy się urządzeniom, trudno uwierzyć, ile dostajemy za 1000 euro/klocek. Tym bardziej, że z czego, jak z czego, ale z hojności to Francuzi nie słyną.

 

Budowa
Najmniej odpowiada mi wzornictwo. Wprawdzie urządzenia pozbawiono atrakcji w postaci regulatorów barwy czy mnóstwa funkcji, ale układ przycisków wydaje się nieco chaotyczny. Przydałoby się więcej symetrii. Uwagę przyciąga od razu ogromne logo z „klejnotem” w środku litery „o”. Jest to szybka z nadrukowanym symbolem. Czytałem w jakimś teście, że jego autor narzekał na brak lampki za tą ozdóbką, ale ja akurat przyjmuję to z ulgą. Na szczęście regulacja głośności odbywa się po staremu, czyli za pomocą dużej, centralnie ulokowanej gałki.
Fronty zrobiono z grubych płyt aluminiowych, a pozostałe ścianki obudów – z blachy. Wzmacniacz ma wycięte otwory wentylacyjne, więc lepiej będzie go postawić na odtwarzaczu, nie odwrotnie. Wszystkie gniazda są złocone, a zaciski akceptują zarówno gołe kable, jak i stosowane zazwyczaj wtyki. Odtwarzacz ma tylko cyfrowe wyjście koaksjalne i analogowe RCA o napięciu nominalnym 2,5 V. To więcej niż standardowe 2 V, więc przy bezpośrednich porównaniach z konkurencją należy pamiętać, że Atoll będzie grał głośniej.
Źródła odsłuchu we wzmacniaczu wybieramy przyciskami. W starszym modelu była druga gałka i szkoda, że tak nie zostało. Do dyspozycji mamy też gniazdo słuchawkowe.

30-35 02 2012 02     30-35 02 2012 03

Z zewnątrz urządzenia nie zachwycają, za to po rozkręceniu obudów zorientowanym szybciej zabije serce. Solidność i prostota konstrukcji są uderzające.
W odtwarzaczu od razu uwagę zwraca zasilanie. Do sekcji analogowej przeznaczono potężny toroid (160 VA). Za nim widzimy baterię kondensatorów MKT, a filtracja i stabilizacja prądu odbywa się w układzie dual mono. Stopień wyjściowy pracuje w klasie A. W odróżnieniu od poprzednika, CD 100 wyposażono w „czysty” napęd CD (wcześniej był to mechanizm DVD Pioniera), a przetwornik oparto na układach Wolfsona. Napęd czyta płyty CD-R, także z plikami MP3.
Wzmacniacz zasilają dwa potężne transformatory toroidalne, a napięcie filtrują cztery kondensatory o pojemności 6700 μF każdy. Elektronika zmieściła się na jednej płytce drukowanej i w zasadzie nie ma tu połączeń kablowych. Za regulację głośności odpowiada zmotoryzowany potencjometr Alpsa, a w końcówce mocy pracują cztery tranzystory MOS-FET, przykręcone do osobnych radiatorów.
Do kompletu dostajemy pilot. W pierwszej chwili wygląda na skomplikowany, ale szybko nauczymy się go obsługiwać. Z ciekawostek warto wspomnieć, że każde urządzenie można włączyć i wyłączyć osobno (w tym tuner) oraz że zamiast paluszków zastosowano baterie zegarkowe. Są droższe i trudniej dostępne, za to dłużej wytrzymują.

 

Konfiguracja
W teście system pracował z kolumnami Audio Physic Tempo VI i Focalami, opisywanymi w tym samym numerze. Pomiędzy CD i wzmacniaczem biegł Nordost Quattro-Fil, a do kolumn sygnał płynął Tarą Labs RSC Vector 1. Prąd oczyszczała listwa Gigawatt PF-2, a przesyłały sieciówki Neel N14E Gold.
Wszystko to zagrało, jakby było dla siebie stworzone. Nie chciało się niczego zmieniać. Jednak, dla poznania cech poszczególnych elementów, w teście pojawiły się gościnnie McIntosh MA7000 i Gamut CD 3. To urządzenia ze znacznie wyższej półki, wybrane spośród wielu konkurentów. Oczywiście, każde z nich wprowadzało poprawę, ale była ona mniejsza, niż się spodziewałem. To oznacza, że „setki” Atolla są wyjątkowo udane, a już na pewno to „killer” w swoim przedziale cenowym. Zanim się jednak tym zajmę, warto wspomnieć o innych potencjalnych konfiguracjach.
Tutaj najważniejsze okażą się możliwości wzmacniacza, w dodatku wysterowanego wysokim napięciem z CD. Są imponujące. Szybko doszedłem do wniosku, że IN 100 to nie tylko świetna integra, ale też prawdziwy wół roboczy. Z AP Tempo VI robił, co chciał. Myślę, że niestraszne byłyby mu nawet Magnepany. A uwierzcie, że wiele wzmacniaczy w cenie Maka może mieć z nimi problemy. W dodatku ta elektrownia wykazała się dużą klasą i nie ingerowała mocno w przekaz. A jeżeli już tak było, to działało na korzyść prezentacji. Słowem: Atoll ze swoją kompatybilnością jest zjawiskowy i jeżeli chcecie zrobić nam konkurencję, zakładając gazetę albo portal – wskazuję Wam najtańszy sprzęt roboczy. Czy można mieć taki za około 4000 zł za element? Jak się okazuje, tak. Chociaż jeszcze kilka dni temu na takie pytanie tylko bym się roześmiał.

30-35 02 2012 04     30-35 02 2012 05     30-35 02 2012 06

 

Wrażenia odsłuchowe
Dlatego tym razem nie opiszę obu klocków osobno. Kompakt jest świetny i spokojnie możecie go kupić „sauté”. Powtarza charakter wzmacniacza. W zasadzie niczego nowego nie wnosi; jest doskonałym partnerem i jednocześnie solistą, zasługującym na osobne wyróżnienia. Wnosi pół wolta dodatkowej energii, która ożywi leniwe systemy, ale gra tak samo jak IN 100.
Jednak to pewne cechy tego drugiego sprawiają, że pozostaje w jego cieniu. Ale nie myślcie sobie, że to niechęć albo polityczna poprawność recenzenta. Raczej lenistwo, bo musiałbym powtórzyć wrażenia odsłuchowe, pisząc to samo, tylko trochę inaczej. Dla wygody zajmę się systemem w całości, bo jako taki jest moim nowym faworytem w tym przedziale cenowym.
Pierwszą cechą „setek”, która rzuciła mi się w uszy, były rozmach i skala brzmienia. Przywodzi ona na myśl kontakt z high-endowymi klockami, a raczej wzmacniaczem dysponującym potężną dawką prądu. Dynamika nabiera tutaj znaczenia innego, niż przywykliśmy oczekiwać za lekko ponad 4000 zł. W tym segmencie cenowym wzmacniacze mogą grać głośno, nawet pokazywać sugestywnie różnice miedzy pp i ff, a jednak to nie jest ten rodzaj ekspresji, co w mocnych i drogich urządzeniach. Tam się pojawia fizycznie odczuwalna potęga i zapas mocy, tkwiący w tranzystorach jak w napiętych mięśniach geparda, szykującego się do sprintu. Atoll radzi sobie z trudnymi nagraniami ze swobodą, o którą przed odsłuchem trudno by było go posądzać. Sytuacja wydaje się analogiczna, jak w przypadku monitorów, które z łatwością wypełniają dźwiękiem duży pokój. Patrzymy na nie i z przyzwyczajenia zaczynamy szukać wzrokiem ukrytego za zasłonami subwoofera. Tutaj widzimy skromne urządzenie i zastanawiamy się: skąd, u diabła, bierze się tyle dźwięku? Może to tylko preamp, a monobloki stoją obok kolumn?
Wrażenie podkreśla ogromne i głębokie basisko. Do tej integry ze spokojem ducha podłączymy odtwarzacz DVD i będziemy mogli oglądać kino akcji bez rezygnowania z ekscytujących wybuchów, głębokiego mruczenia silników pojazdów kosmicznych i... tańca szklanek w kredensie. Jednocześnie nie jest to prosta ekspozycja, która powoduje zaciemnienie barwy instrumentów, gdy słuchamy muzyki. Niskie tony nie wchodzą na średnicę i nie obciążają jej nosowym, buczącym nalotem. Bas pojawia się tam, gdzie jest potrzebny, a więc jeżeli dokonano korekcji, to z wyczuciem i smakiem. Oczywiście, trudno się spodziewać takiej kontroli, jak na przykład w Maku, ale nie odczułem spowolnienia ataku czy wybrzmień ciągnących się ponad miarę. Spoglądając jeszcze raz na rozbierane zdjęcia IN 100, przestałem się dziwić. Po prostu zasilacz zrobił swoje i dowiódł, jak ważnym elementem konstrukcji są transformatory. Zachwycanie się wielkimi toroidami ma swoją przyczynę.
Połączenie dynamiki z imponującym basem powoduje, że duet Atolla jest wymarzonym sprzętem do słuchania koncertów i mocnego rocka. Jednak w muzyce klasycznej sprawdza się równie dobrze. To także nie dziwi, bo oddanie potencjału nagrań symfonicznych również wymaga pary i elektryki. Dopiero gdy mamy odpowiednią dawkę prądu, możemy oczekiwać rozdzielczości i dokładności w przekazaniu szczegółów, kiedy orkiestra gra tutti. Jeżeli chodzi o moje prywatne preferencje, to stawiam na przejrzystość i czystość brzmienia, a dopiero potem zastanawiam się nad barwą. Bo czym mam się zachwycać, jeżeli słyszę zubożony albo zamazany przekaz?
Zapewne dlatego komplet Atolla tak mi przypadł do gustu. Francuskie urządzenia grają klarownie i z blaskiem. Być może łączy się to z delikatną ekspozycją góry pasma, ale jeżeli już miał być jakiś kompromis, to ten przyjmuję bez narzekania. Oczywiście, są osoby, które wyżej sobie cenią rozgrzane do czerwoności wokale i wyeksponowane, wysunięte naprzód instrumenty operujące w średnicy, ale i one nie powinny być zawiedzione. Nie można powiedzieć, że brzmienie „setek” jest chłodne. Raczej dąży do neutralności, chociaż też nie do końca, bo wtedy płytoteka zostałaby podzielona na dwie kategorie użyteczności. Tymczasem Atolle lubią „poprawić” starsze nagrania, lekko je „napompować” i sprawić, że zabrzmią strawniej. Przypomina mi to przygodę z Wilsonami Sophia 3, których podkreślony bas i zjawiskowa przejrzystość dodawały przyjemności w słuchaniu staroci. Francuskie klocki to oczywiście nie ta liga, ale spojrzenie na muzykę wydaje się identyczne. To podobna estetyka, choć w skromniejszym wydaniu.
W przypadku prezentacji przestrzeni mamy znowu poszukiwanie naturalności i złotego środka. Pierwszy plan nie jest ani przybliżony, ani oddalony, a gradacja kolejnych sugestywna i dokładna. Rozmiary sceny to także ścisła czołówka w tym przedziale cenowym.

Reklama

 

Konkluzja
Muzyka Atollem malowana smakuje jak świeża bułeczka z masłem i szynką na śniadanie albo mocny drink na udanej imprezie. Wszystko zależy od tego, czego, kiedy i jak chcemy słuchać. Sprzęt sprawdza się w każdej sytuacji i mimo poszukiwań nie znalazłem wad. Piszę to z pełnym przekonaniem i są już pierwsze osoby, którym poleciłem właśnie te klocki.
Malkontenci powiedzą, że „setki” lubią czasem coś podrasować. Jednak w tym segmencie cenowym znacznie częściej mamy do czynienia ze sprzętem, który potrafi coś zepsuć. Czy wobec tego wybieramy „z dwojga złego”? Moim zdaniem nie, bo Atolle są jednoznacznie dobre (nomen omen od Dobreuilów). Chociaż chętniej określiłbym je słowem z młodzieżowego slangu. A zresztą, co mi szkodzi? Kto nie chce czytać wulgaryzmów, niech zamknie teraz oczy.
Atoll IN 100/CD 100 to „zajebisty” system.

30-35 02 2012 T

 

Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 2/2012

 

Pobierz ten artykuł jako PDF