HFM

artykulylista3

 

VTL TL5.5 Series II Signature

Mag 22-24 03 2012 01VTL to niemal 30-letnia tradycja w budowie konstrukcji lampowych: wzmacniaczy zintegrowanych, końcówek mocy, przedwzmacniaczy liniowych i gramofonowych. To długa historia, która zobowiązuje.

Przedwzmacniacz lampowy TL5.5 Series II Signature jest rozwinięciem wersji wprowadzonej oryginalnie w 1997 roku. Został udoskonalony dzięki zapożyczeniu rozwiązań z wyższego modelu TL-7.5 Reference.
Obudowa jest masywna, ciężka i estetyczna. Złożono ją z grubych blach aluminiowych, anodowanych na czarno albo srebrno. Jest sztywna i dodatkowo ekranowana.


Na przedniej ściance umieszczono numeryczny wyświetlacz, przycisk odwracania fazy, balansu, wyciszania oraz gałkę potencjometru głośności. W dolnej części znalazły się włącznik sieciowy oraz wybierak źródeł. Regulacja głośności odbywa się w 117 krokach. Wybrany poziom pokazuje trzycyfrowy wyświetlacz. Górna ścianka to gruba płyta aluminiowa z wyfrezowanymi szczelinami wentylacyjnymi.
Na panelu tylnym ulokowano gniazdo zasilania IEC, dwa wejścia XLR, 7 wejść RCA, w tym pętlę magnetofonową, oraz wejścia gramofonowe w egzemplarzach wyposażonych w opcjonalny moduł korekcyjny. Dwukierunkowe gniazdo RS-232 oraz dwa wyzwalacze 12 V służą do sterowania w rozbudowanej instalacji AV.
W stopniu liniowym zastosowano dwie podwójne triody 12AU7 oraz cztery 12AT7 jako bufor. Całość robi wrażenie luksusowego urządzenia wysokiej jakości.
Po włączeniu urządzenia do sieci na wyświetlaczu numerycznym pojawia się „_ _”, a następnie rozpoczyna się odliczanie od 90 do 0. W tym czasie miga czerwona dioda, a przedwzmacniacz się nagrzewa. Gotowość do użycia sygnalizuje świecąca się na stałe dioda niebieska, a na wyświetlaczu widać „00”.

Jerzy Mieszkowski

Mag 22-24 03 2012 opinia1

Odsłuch rozpocząłem od klasyki: koncertów fortepianowych Rachmaninowa, Czajkowskiego, symfonii Mahlera oraz „Requiem“ Mozarta. Następnie zagrały mniejsze składy instrumentalne – jazzowe tria Jarrett, Peackock, DeJohnette i Esbjorn Svensson Trio – oraz płyty z wokalami Patricii Barber i Diany Krall. W każdym repertuarze i z każdą z użytych w teście końcówek mocy przedwzmacniacz ujawniał swój charakter. Muzyka stawała się dynamiczna, klarowna, gładka, a jednocześnie soczysta i pełna emocji. Nie mam wątpliwości, że za ten efekt odpowiadają lampy.
TL5.5 Series II Signature od początku zwrócił moją uwagę na stereofonię. Była uporządkowana i naturalna. Chodzi nie tyle o chirurgiczną precyzję w wycinaniu instrumentów czy głosów, ale o porządek na scenie i jej obszerność. Przestrzeń była rozbudowana zarówno w głąb, jak i na boki, ale bez nienaturalnej ekspozycji.
Swoboda i dynamika zasługują na pochwałę zarówno w małych składach, jak i symfonice. Zakresy pasma pozostały zrównoważone. Nie analizujemy ich oddzielnie, a traktujemy jako nierozdzielną całość.

Mag 22-24 03 2012 02     Mag 22-24 03 2012 07

Niskie tony grały czysto, a przy tym były zebrane. Wybrzmienia nie ciągnęły się nadmiernie. Czasem, czytając opisy brzmienia kontrabasu, spotykam się ze stwierdzeniem mówiącym, ile słyszymy drgania strun, a ile rezonansu pudła. Ma to związek ze sposobem wykorzystania instrumentu; czy muzyk szarpie struny palcami, czy używa smyczka. VTL potrafi różnicować te składowe, zachowując jednocześnie wierną barwę. Podobne odczucia towarzyszyły słuchaniu fortepianu. Zakres niskotonowy nie jest faworyzowany. Raczej dopełnia średnicę, dodając jej masy.
Średnie tony VTL traktuje z pietyzmem, jak na lampę przystało. Głosy ludzkie są odtwarzane naturalnie. Czarują bezpośredniością, barwą i emocjami. Nie odnosimy jeszcze wrażenia obecności wykonawcy w pokoju odsłuchowym, ale czy to w ogóle potrafi jakiś sprzęt grający?
Wysokie tony są zwiewne i subtelne. Prezentują kapitalną barwę i zróżnicowanie. Pojawiają się na firmamencie jak skrzące się iskierki. Uderzenia w talerze perkusji nigdy nie były zbyt ostre czy kłujące, co nie oznacza, że zostały zaokrąglone. Konturowość wysokich tonów zachowano bez ocieplania czy też wycofania, „typowego” dla konstrukcji lampowych. Nawet najdrobniejsze szczegóły materiału muzycznego nie umykały uwadze. To bardzo ważna cecha.
Próbowałem się doszukać słabszych stron tego urządzenia, podłączając je do kilku końcówek mocy, ale nie potrafiłem. Lampowy charakter ujawnia się tylko w takim stopniu, w jakim jest to pożądane. Satysfakcja ze słuchania gwarantowana.

Jerzy Mieszkowski

Mag 22-24 03 2012 04     Mag 22-24 03 2012 05

Mag 22-24 03 2012 opinia2

Przedwzmacniaczy unikam jak ognia. Od dłuższego czasu słucham muzyki,
wykorzystując minimalistyczny system, złożony jedynie ze źródła cyfrowego z regulacją głośności oraz końcówki mocy. Gdyby więc preamp VTL-a nie trafił do testu wraz ze wzmacniaczem ST-150 II, prawdopodobnie w ogóle bym się nim nie zainteresował.
Do odsłuchu przystępowałem z ograniczonym entuzjazmem i bez nadziei na warte opisu wrażenia. Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że chcąc podłączyć jakiekolwiek dodatkowe źródło do mojej konfiguracji, wcześniej czy później będę musiał zrewidować swoje poglądy i poszukać jakiegoś pre-ampu.
Pierwsze spostrzeżenie godne odnotowania jest takie, że podłączenie VTL-a do systemu nie spowodowało żadnej kolosalnej zmiany. A to już coś, co w moim przekonaniu zdarza się rzadko. VTL-a prawie nie ma w torze i to jest jego największa zaleta.
Odsłuch rozpocząłem delikatnie, od fantastycznej płyty Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga. W zestawieniu z firmową końcówką zmiany w prezentacji nagrania, które wprowadził przedwzmacniacz, były niewielkie i polegały jedynie na lekkim uzupełnieniu średnicy i zwiększeniu dynamiki. Głosy solistów i trąbka Armstronga zostały lekko powiększone i ocieplone, jednak równoczesny wzrost dynamiki spowodował wyraźniejsze odcięcie ich od tła. Obraz sceny stał się dzięki temu bardziej przestrzenny i precyzyjny, a wrażenie kontaktu z muzykami – pełniejsze.

Reklama

Obawiałem się, że to lekkie powiększenie odbije się na czytelności sceny w nowocześniejszych lub bardziej złożonych realizacjach. Jednak kolejna płyta, będąca, dla kontrastu, ostatnim dokonaniem zespołu Megadeth („Thirdteen”) szybko rozwiała wątpliwości. Mocne, momentami wielowarstwowe utwory, nawiązujące do najlepszych lat heavy metalu, zyskały jeszcze bardziej niż wcześniejszy klasyk. Gitary nabrały właściwego im ciężaru, wspaniale zszywając się z liną basu, bogato akcentowaną uderzeniami perkusji. System w całym paśmie prezentował bardzo dobre wypełnienie barwą, świetną dynamikę, a co najbardziej zaskakujące – zachowywał czytelność. Nieczęste, a bardzo pożądane zjawisko w takim repertuarze.
Spotkanie z końcówką mocy VTL 150 było dla mnie objawieniem, które dość szybko zaowocowało tym, że zagościła w moim systemie. Po uzupełnieniu zestawu przedwzmacniaczem zaszły dalsze korzystne zmiany. Nie są one ogromne, ale na tyle pozytywne, że uprawniają stwierdzenie o wyższości kompletnego wzmacniacza VTL-a nad samą końcówką. Nie ukrywam, że w kontekście mojego dotychczasowego podejścia do przedwzmacniaczy mocno mnie to zaskoczyło.

Adam Bernacki

Mag 22-24 03 2012 daneTechniczne

Autorzy: Jerzy Mieszkowski i Adam Bernacki
Źródło: MHF 1/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF