HFM

artykulylista3

 

Hegel Mohican

5255122016 001
W październiku Hegel wprowadził odtwarzacz CD, który ma być manifestacją jego kompetencji w dziedzinie budowania źródeł cyfrowych. Trzeba przyznać, że zagrał vabank, stawiając na szali swoją reputację.

„Zwykły odtwarzacz CD” – powiedzielibyśmy przed dziesięcioma laty. Jednak obecnie to odważne posunięcie.


Zwykły, a więc służący wyłączenie do odtwarzania srebrnych krążków, co producent wyraźnie zaznacza. Płynie pod prąd, bo aktualnie wszyscy wróżą standardowi rychły zgon i starają się za wszelką cenę dostosować swoją ofertę do… Tak naprawdę, to nie wiadomo do czego. Jedno jest pewne – niemal każdy odtwarzacz służy obecnie także jako przetwornik. Ma cyfrowe wejścia dla przenośnych samograjów, laptopów, smartfonów, bo zdigitalizowaną muzykę ściągamy zewsząd. Mohican niczego takiego nie oferuje. Jest zaprojektowany jako skończone, zamknięte źródło.
Słowo „skończone” jest kluczem do drugiej części przesłania Hegla. Nazwa modelu to nie przypadek. Wszyscy znamy powieść „Ostatni Mohikanin”. Ten odtwarzacz także ma być ostatnim w ofercie Hegla, bo jest ponoć szczytem możliwości firmy. Zastosowane w nim rozwiązania mają być podsumowaniem trwającej od 35 lat ery CD. Mocno powiedziane.

 

5255122016 002Szczelnie wypełnione wnętrze.

 


Budowa
Mohican kosztuje 20000 zł i można śmiało powiedzieć, że na to nie wygląda. Płaski klocek prezentuje się skromnie. Z drugiej strony – o to chodziło. Wielu Czytelników zapewne pamięta, że w „złotej epoce” hi-fi ceniono głównie prostotę i funkcjonalność. Trudno sobie wyobrazić urządzenie łatwiejsze i bardziej intuicyjne w obsłudze. Na płycie czołowej znalazły się dwa trzypozycyjne przyciski w formie pokręteł. Można dyskutować, czy rządek sześciu guzików byłby wygodniejszy i pewniejszy. Ma to jednak niewielkie znaczenie. Kiedy spojrzymy w katalog, wszystko staje się jasne. Po pierwsze, odtwarzacze Hegla tak wyglądają. Po drugie, pasują do wzmacniaczy jak masło do chleba.


Rzadko się bawię w wymienianie funkcji, ale tym razem warto, żeby sobie uzmysłowić spartańskość wyposażenia: włącznik sieciowy, zmiana ścieżki w przód i do tyłu (na jednym) oraz wysuwanie szuflady, stop i start (na drugim). Skromnie, ale czy potrzeba czegoś więcej? Pilot dubluje powyższe funkcje i dodaje przewijanie oraz powtarzanie ścieżki. Ma jeszcze trzy przyciski do obsługi wzmacniacza (głośność i wyciszenie). Pełna konsekwencja.

 

5255122016 002Klasyczny, prosty odtwarzacz
jak za starych, dobrych czasów.

 

Sterownik jest metalowy, elegancki i poręczny, ale guziczki są mikroskopijne i mają ostre krawędzie. To nie ułatwia życia. Zestaw gniazd także manifestuje prostotę. Mamy tylko analogowe wyjścia RCA i XLR oraz jedno cyfrowe. To zapewne do referencyjnego przetwornika HD 30 (19999 zł), jeżeli ktoś chce poprawić jakość brzmienia. Dobrze, że jest taka opcja, ale trochę się kłóci z założeniem „skończonego” odtwarzacza. Tak doskonałego, że lepiej się nie da. Koncepcję podsumowuje wyświetlacz. Duży, czytelny, ale nie da się go ani wyłączyć, ani przyciemnić.
W dzisiejszych czasach podobne wyposażenie to rzadkość. Hegel komentuje krótko: każdy zbędny układ, funkcja czy wejście wprowadza zbędne komplikacje, przedłuża drogę sygnału i zakłóca pracę innych obwodów, przez co może niekorzystnie wpłynąć na brzmienie. Nie wiem, jak do Was, ale do mnie to przemawia. Dodam: im mniej wodotrysków, tym mniej się może zepsuć.

 

5255122016 002Układy wyjściowe

 


Stonowane wzornictwo idzie w parze z dobrymi materiałami i starannym wykonaniem. Obudowa jest w pełni metalowa (przyciski również), dobrze spasowana, a całość opiera się na trzech nóżkach podbitych gumowymi kulkami, absorbującymi drgania. Wypukłość w centrum płyty czołowej to znak rozpoznawczy Hegla.
Wnętrze jest wypełnione elektroniką. Uwagę zwraca solidny zasilacz, bazujący na transformatorze toroidalnym. Wszystkie sekcje otrzymują napięcie z osobnych odczepów. Napęd oparto na mechanizmie Sanyo, obecnie jednym z najlepszych na rynku. Nie czyta on SACD, ale to nie powinno nikogo dziwić, bo standard popada w zapomnienie, a zastępują go pliki wysokiej rozdzielczości. Serwo to własny projekt Hegla. Zegar to najlepszy układ opracowany przez firmę, a do jego sterowania użyto kolejnego patentu – SoundEngine, ponoć z rekordowo niskim poziomem jittera. Przetwornik cyfrowo-analogowy to heglowski SynchoDAC z synchronicznym upsamplingiem. Ścieżka analogowa jest symetryczna, warto więc skorzystać z XLR-ów.
Poziom napięcia wyjściowego wynosi 2,6 V i pozostaje taki sam dla XLR-ów i RCA. RCA jest więc głośniejsze od standardu, wynoszącego 2,0 V. Jeżeli będziecie porównywać Indianina z innym CD, weźcie to pod uwagę. Różnica działa psychologicznie, ponieważ „głośniej” jest odbierane przez mózg jako „lepiej”.
Podsumowując: Mohican to dość droga, ale porządnie wykonana maszyna, wyposażona w dopracowane rozwiązania Hegla. W dodatku stworzona w oparciu o niezawodną receptę: im krótszy tor i mniej bajerów po drodze, tym wyższa jakość sygnału.


Konfiguracja systemu
W przypadku odtwarzacza odpadają problemy znane z dobierania wzmacniaczy do kolumn i odwrotnie. Można zapomnieć o parametrach, bo dobre źródło sprawdzi się w każdym systemie. Neutralne może być początkiem, na którym budujemy własne brzmienie, natomiast to z własnym charakterem powinno zniwelować cechy, których chcemy uniknąć, bądź podkreślić te, które cenimy. Trzeba tylko zdecydować, w którą stronę chcemy pójść.
W teście Mohican pracował w systemie złożonym ze wzmacniacza McIntosh MA8000 i kolumn Audio Physic Tempo VI, okablowanych przewodami Albedo Monolith Reference. Elektronikę zasilał referencyjny zestaw Ansae. Jako odniesienia użyłem redakcyjnego Gamuta; jest stary, ale jary. Od ponad 10 lat chętnie bym go zmienił na coś nowszego, w podobnej cenie, ale na razie kandydat się nie znalazł.

 

5255122016 002Pilot solidny, metalowy,
ale przyciski niezbyt wygodne.

 


Wrażenia odsłuchowe
Hegel jest na w miarę zbliżonym poziomie. Gra inaczej, ale to już kwestia indywidualnych upodobań. Jego słuchanie radzę rozpocząć od dynamicznego rocka, a jeszcze lepiej metalu. Tam pokazuje paletę zalet. Brzmienie jest lekko ocieplone, skierowane na, modne ostatnio, „analogowe” tory. Wraz z podkreśleniem niskiego basu daje to wrażenie masywności i dynamiki. Odtwarzacz ma łatwość tworzenia wysokich natężeń dźwięku, a jednocześnie trzymania w ryzach wybrzmień. Za mocniejszymi akcentami nie ciągnie się ogon, za to ataki są szybkie i zdecydowane. W oddaniu atmosfery koncertu na pewno to pomaga. Nie jest to nadrealizm, brutalność i wyrazistość ponaddwukrotnie droższego Levinsona, który w takich sytuacjach robi z membran jesień średniowiecza. Hegel jest bardziej ułożony, choć wzbogaca muzykę w szczyptę nitrogliceryny.
Podgrzanie średnicy (minimalne, ale odczuwalne) dodaje głosom głębi. Nie cierpi na tym dykcja, choć akurat w tym przypadku bardziej cenię dosłowność Gamuta. Hegel jest wyrównany i przy swoim potencjale stara się być grzeczniejszy. Nie przeszkadza w tym ekspozycja dołu, bo została zrealizowana prawdziwie po audiofilsku. Wyższy zakres nie wchodzi na niską średnicę, nie zamula, za to głębsze pomruki dostajemy tam, gdzie tygrysy lubią najbardziej.
Jeżeli słuchacie tego rodzaju albumów, możecie brać w ciemno. Tym bardziej, że odtwarzacz sugestywnie separuje ścieżki i cztery gitary, grające w podobnym paśmie, nie zlewają się w łomot. Warto też zwrócić uwagę na talerze i perkusjonalia na samym szczycie góry. Mają pewną aksamitność i gładkość. Miłą dla ucha, choć zapewne niektórzy woleliby ostrzej.

 

5255122016 007Urządzenie stoi na trzech nóżkach.
Wyjścia analogowe i jedno cyfrowe.

 

W nagraniach Prince’a wypada powtórzyć to, co powyżej, z drobnym rozszerzeniem. Lepiej zrealizowana produkcja podkreśla rozdzielczość i precyzję. Odtwarzacz bardzo dobrze radzi sobie z subtelnymi sygnałami i gradacją planów, która w moim przypadku decyduje o tym, czy w ogóle chcę sobie zawracać głowę słuchaniem. „3121” na kiepskim systemie to jednolita, nudna magma. Tutaj mamy ciekawy układ akcentów: największą wyrazistość średnicy, bez konieczności wspomagania górą. No i bas. Zaskakująco precyzyjny, jak na ten charakter. Z wyraźnie zaznaczonym, sprężystym atakiem i miękką, ciepłą kontynuacją. Jestem przekonany, że większość Czytelników tak właśnie lubi.
Generalnie, Hegla słucha się komfortowo, czego nie należy mylić z nudą. Nasuwa mi się w tym miejscu porównanie z dobrze zaaplikowanymi lampami 6550. Połączenie spokoju z dobrą mikrodynamiką i wrażliwością na rytm nie jest oczywiste. Ale i tak największe wrażenie w produkcjach Prince’a zrobią głosy ludzkie.
Skoro już poruszamy ten temat, wypada przejść do muzyki wokalnej. Dwa bieguny kameralistyki: Take 6 i King’s Singers, czyli klasyka gatunku, brzmią na norweskim CD wzorcowo. Nie brakuje także specyficznej atmosfery, podkreślonej sugestywnym pogłosem. Gdybym był sprzedawcą, od tych płyt zaczynałbym prezentację i na nich kończył. Liczy się przecież pierwsze i ostatnie wrażenie. Można też być spokojnym o to, co pomiędzy nimi, bo dźwięk nie męczy nawet po godzinach słuchania.

 

5255122016 002Napęd.

 

Nie jestem natomiast zachwycony fortepianem. To dobry poziom, ale w nagraniach Pogorelicha, Zimermana, Sułtanowa i Goulda (różne realizacje i epoki) przeszkadza mi lekka „szklanka” (dosłownie, bo niektóre zakresy zalatują glasharmoniką). Dźwięk jest szczegółowy, ale brakuje mu otwarcia na alikwoty. Odbieram to jako lekkie ściśnięcie nosa, wygładzenie konturów kryształków, które powinny ciąć powietrze i strzelać pod sufit. Przeszkadza też twardość oktaw dwu- i trzykreślnej. Zaskakujące, że zabrakło tu wyrafinowania i subtelnej miękkości, obecnych w muzyce wokalnej i… rockowej.
Hegel najwyraźniej lubi duże składy. Łatwo to zauważyć w symfonice. Największą frajdę sprawia czytelność. Odseparowanie od siebie grup instrumentalnych, zachowanie agresji trąbek i fletów w wysokich rejestrach i dosłowna barwa skrzypiec, które elektronika lubi dosładzać. To ciekawe, że muzykę rozrywkową Mohican lekko ociepla, natomiast w klasycznej zaostrza kontury. Jednej i drugiej robi to dobrze. Z wyjątkiem fortepianu, który najwyraźniej usadowił się gdzieś pośrodku.


Konkluzja
Jeżeli ktoś powie, że jest to jedno z najlepszych źródeł do 20000 zł, nie będę się kłócił. Sam takiego szukałem i jakoś nie znalazłem. Wybór jest coraz mniejszy i jeżeli coś zasługuje na jednoznaczny zachwyt, to od razu kosztuje majątek. Na tym tle propozycja Hegla staje się coraz bardziej interesująca.

 

 

 

HegelMohican o

 

 

 

 

 



Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 12/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF