HFM

artykulylista3

 

Burmester CD 061

4851102016 001
Jeśli zapytać przypadkową osobę o Burmestera, to niemal na pewno wspomni o wyposażeniu dodatkowym Mercedesa lub Porsche. Młodzież, bawiąc się konfiguratorami na stronach tych producentów, z wypiekami na twarzy zwizualizuje sobie wizytę u dilera i zaznaczenie na liście opcji systemu car-audio, wartego kilkadziesiąt tysięcy.


Każda z samochodowych marek premium ma swojego dostawcę sprzętu nagłośnieniowego. Prym wiedzie Bose (złośliwi mówią czasem: „łooboze”). Jest też Mark Levinson w Lexusie czy Bang & Olufsen w Audi. Marką, która w świecie motoryzacji pozostaje synonimem perfekcji, stylu, osiągów i... niebotycznej ceny, jest Bugatti. Jaki więc system hi-fi proponuje? Tak, tak! Uszy milionerów, poza dźwiękiem silnika Veyrona, pieści Burmester. To zobowiązuje.
 




Urodzony w Austrii w 1946 roku Dieter Burmester, choć ukończył studia inżynierskie w Berlinie, to nie pozwolił, aby matematyka, fizyka i inne przedmioty ścisłe zabiły w nim duszę artysty. Grając w zespole rockowym Past Perfect (do 2007 roku), ulepszał elektronikę wykorzystywaną w czasie występów grupy, co w końcu zaowocowało zainteresowaniem domowymi systemami hi-fi. Jego pierwsza autorska konstrukcja powstała w 1977 roku.
Dieter Burmester jest także kolekcjonerem gitar. Jako niezależny przedsiębiorca zadebiutował w 1978 roku, zakładając Burmester Audio Systeme GmbH. Bardzo szybko zyskał uznanie nie tylko w świecie high-endu. W marcu 2006 roku jego dokonania doceniło Niezależne Zrzeszenie Przedsiębiorców (ASU), przyznając mu tytuł „przedsiębiorcy roku”.

4851102016 002
Analogowe wyjście symetryczne, a na dokładkę dwa RCA. Trzy wejścia i dwa wyjścia cyfrowe RCA/Toslink. Do tego USB i szeregowe RS232. Gniazdo zasilania IEC zintegrowane z włącznikiem.


Dzisiaj firma oferuje kompletne systemy grające. Tym, którzy zdecydują się wyposażyć swoje salony w produkty Burmestera, pozostaje jedynie dylemat w postaci wyboru okablowania.


Budowa
CD 061 to najtańszy top-loader w katalogu. Należy do linii Classic. Już pierwsze spojrzenie nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z urządzeniem z wyższej półki. O gustach się nie dyskutuje, ale trudno się nie zgodzić, że ten odtwarzacz ma ponadczasową klasę.
Obudowę wykonano w całości z grubego aluminium. Patrząc z góry, zauważymy, że boczne krawędzie przedniego, pokrytego chromem panelu wystają poza obrys reszty. Wygląda to tak, jakby odtwarzacz można było przykręcić do szafy na sprzęt, w jakie wyposaża się studia.
Niewielkie przyciski wyboru funkcji nie rzucają się w oczy. Matrycowy wyświetlacz pozostaje czytelny nawet z dużej odległości. Napisy i cyfry świecą dyskretną zielenią. Zestaw małych diod po lewej stronie informuje o źródle sygnału. Uwagę zwraca niekonwencjonalny włącznik zasilania. Mały hebelek, nad którym wygrawerowano logo firmy, sprawia, że nawet codzienne uruchamianie odtwarzacza nabiera waloru wyjątkowości.
Jak na top-loader przystało, największą frajdę z użytkowania 061 daje obsługa napędu. Masywna pokrywa przesuwa się gładko i delikatnie. Wewnątrz czeka elegancki „grzybek”, którym dociskamy płytę. Napęd pracuje w systemie direct-drive. Wyższe modele: 069 i 089 wyposażono w transport paskowy. Chociaż zastosowano CD Pro2 Philipsa, to Dieter Burmester nie byłby sobą, gdyby nie poprawił standardowego komponentu. Philips wykorzystuje cztery sprężyny, które separują ramę napędu od podłoża. W 061 zrezygnowano z tego rozwiązania i podwieszono mechanizm bezpośrednio pod solidną, aluminiową płytą, widoczną, gdy odsuniemy pokrywę.

4851102016 002
Symetryczny tor sygnałowy, modyfikowany napęd Philips CD Pro2 i rozbudowany zasilacz.


Na tylnej ściance także panuje porządek. Wszystkie sekcje wejść i wyjść przyporządkowano konkretnym miejscom. Po prawej stronie znajdziemy parę wyjść XLR oraz dwie pary złoconych RCA. Zestaw wejść i wyjść cyfrowych umieszczono centralnie. Do dyspozycji są trzy gniazda koaksjalne i dwa optyczne. Ponad nimi przygotowano miejsce do instalacji opcjonalnych złączy. Za 7000 zł można dokupić moduł wejścia cyfrowego Bluetooth USB.
Tuż obok włącznika i gniazda zasilania umiejscowiono dwa interfejsy RS-232 i USB z diodami sygnalizacyjnymi oraz parę firmowych slotów do obsługi zdalnego sterowania systemem.
We wnętrzu także panuje niemiecki porządek. Chcąc uchronić tajemnice kuchni przed oczami ciekawskich, producent usunął oznaczenia z układów scalonych, co utrudnia opis. Poszczególne sekcje porozdzielano i odseparowano od siebie. CD 061 to konstrukcja w pełni zbalansowana i bez kondensatorów sprzęgających w torze sygnałowym (DC-coupled).
Część zasilacza umieszczono po prawej stronie napędu. Sercem jest transformator toroidalny, a rolę narządów pełnią kondensatory filtrujące i stabilizatory napięcia. Sygnowana marką Burmestera płytka wejść i wyjść znajduje się z tyłu napędu. Lewa strona jest przeznaczona wyłącznie dla przetwarzania sygnału. Na dodatkowej płytce, przytwierdzonej z pomocą złoconych pinów, ulokowano upsampler. Tam też widać przetwornik c/a, a tuż za nim – konwerter prąd/napięcie. Warto podkreślić, że cały moduł DAC-a można będzie wymienić przy okazji udoskonalania systemu w przyszłości.

4851102016 002
Top-loader z bezpośrednim przeniesieniem napędu. W droższych źródłach Burmester montuje napęd paskowy.


System
Burmester CD 061 pracował ze wzmacniaczami: McIntosh MA6600 i BC Acoustique EX-362D; głośnikami Usher V-604 i Waterfall Victoria oraz okablowaniem Nordost Red Dawn (XLR) i Fadel Art Aphrodite (głośnikowe).


Wrażenia odsłuchowe
Wbrew pozorom, nie jest łatwo opisać brzmienie high-endowego odtwarzacza CD. Wartość dobrego źródła najłatwiej docenić, kiedy w znanym systemie zagości odtwarzacz z wysokiej półki. A jak gra Burmester? Opiszę to na przykładzie.
Koncert skrzypcowy fis-moll Henryka Wieniawskiego to jeden z najtrudniejszych dla wykonawcy utworów w literaturze wiolinistycznej. Pamiętam, jak w czasach liceum walczyłem z decymami, karkołomnymi pasażami, sztucznymi flażoletami itd. W końcu uznałem, że jeszcze nie czas na to dzieło i zrezygnowany odłożyłem nuty na półkę.


Z drugiej strony, kiedy słuchamy tej kompozycji  w wykonaniu Gila Shahama, któremu towarzyszy London Symphony Orchestra pod batutą Lawrenca Fostera, wszystko wydaje się dziecinnie proste. Takie wręcz od niechcenia. I teraz, jeśli w miejsce ambitnego, ale jeszcze niedouczonego licealisty wstawimy budżetowe źródło, a w miejsce wirtuoza – Burmestera, otrzymamy wartość, jaką wniesie ten odtwarzacz do naszego systemu.
Muzyka staje się niesłychanie przyjemna w odbiorze. Brzmienie jest delikatne i jedwabiste. Choćbyśmy z całych sił próbowali wyprowadzić system z równowagi, będą to próby skazane na niepowodzenie. Niesamowite, ile mogą zyskać znane i osłuchane kolumny. Granice wyznacza tu nie Burmester, ale pozostałe komponenty zestawienia. Repertuar także traci znaczenie.

4851102016 002Burmester 061 – można się zżymać na kapiące zewsząd chromy, ale i tak niepodobna odmówić Burmesterowi klasy.


Gdy słuchałem klasyki, przewody głośnikowe lądowały w Waterfallach. Odtwarzacz znakomicie podkreślał ich średnicę. Naturalne brzmienie wiolonczeli Yo Yo My w utworach Ennio Morricone niejednokrotnie hipnotyzowało goszczących w mojej piwnicy. Solista pozostawał w harmonii z orkiestrą, która nigdy nie przykrywała dźwięku stradivariusa.


Z takim samym respektem Burmester traktował ludzki głos. W utworach chóralnych często można zaobserwować zlewanie się poszczególnych partii. Tutaj idealna scena pozwoliła bez problemu określić, gdzie stoją alty, tenory, soprany i basy. Nie było mowy o walce między artystami. Warto posłuchać pierwszej części „Requiem niemieckiego” Brahmsa, by tego doświadczyć.
Jeżeli jednak myślicie, że Burmester to wyłącznie elegancki pan, który w kieszeni smokingu trzyma bilety do filharmonii, to się grubo mylicie. Ten sam elegant w mgnieniu oka potrafi przeobrazić się w szokującego zachowaniem członka kapeli rockowej. Oj, panie Burmester, znów nie może się pan uwolnić od przeszłości… W takim repertuarze głośnikowe Fadele Aphrodite lądowały, dla odmiany, w Usherach. Energia podsycana sprężystością basu powodowała, że zawaliłem niejedną noc, nie mogąc się zmusić do naciśnięcia guzika „stop”. I znów wszystko było oczywiste. Taka przejrzystość może jednak nieco przeszkadzać, kiedy słuchamy kapel hard rockowych. Dla mnie ta muzyka najlepiej brzmi na koncercie, ewentualnie ze starych kaset.
Niektórzy audiofile zapewne się obruszą, ale przyznaję, że ogromną przyjemność sprawiło mi słuchanie muzyki klubowej. Panowie Niels van Gogh, Tiesto i inni znakomicie się czuli w towarzystwie swego niemieckiego kompana. Banalność formy i treści zupełnie mnie nie irytowały. Trudno analizować elektroniczne sztuczki didżejów pod względem jakości dźwięku, ale Burmesterowi zupełnie to nie przeszkadzało. Z dokładnością pracownika niemieckiej fabryki dostarczał to, co wyprodukował didżej.

4851102016 002Płytę do osi napędu dociskamy krążkiem.


Nie udało mi się dotrzeć do granicy możliwości Burmestera, a za każdy razem, kiedy próbowałem, wydawało mi się, że z tyłu głowy słyszę pobłażliwy śmiech pana Dietera. W końcu się poddałem. Tak samo, jak z moim nieszczęsnym koncertem fis-moll Wieniawskiego.


Konkluzja
W wielu systemach Burmester CD 061 okaże się źródłem docelowym. Dopiero gdy połączycie go ze znacznie droższymi komponentami, możecie znów nabrać ochoty na poszukiwanie czegoś jeszcze lepszego. Ale nawet wtedy nie będziecie musieli kupować Veyrona. Na szczęście, nawet najdroższy Burmester jest dostępny osobno.

 

  

 

burmster cd 061 o



Artur Rychlik
Źródło: HFM 10/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF