Dynaudio Confidence C1
- Kategoria: Kolumny
Dynaudio to nie tyle legenda, co fundament świata hi-fi. Jedna z darzonych zaufaniem firm, które od lat bazują na solidności i dobrej dostępności swoich produktów.
Kolumny Dynaudio w wersji dla początkujących nigdy nie były szczególnie tanie, ale mieściły się w granicach możliwości skromnego melomana (sławna seria Audience), najdroższe zaś szybują pod sufitem, jednak jeszcze go nie przebijają. No, może w paru miejscach.
Sam dawno nie miałem okazji posłuchać zestawów tej firmy, dlatego z zadowoleniem przyjąłem do testu małe Confidence, należące do jednej z wyższych (a więc i droższych) serii w katalogu duńskiego producenta.
Obudowa Confidence C1 jest niewysoka, jednak głęboka, co wydatnie zwiększa jej pojemność. Przednią ściankę tworzy duży panel o dziwacznym kształcie, powiększający masę i sztywność przedniej odgrody, a przy tym zapewniający unikalny efekt wzorniczy. Głośniki to oczywiście Dynaudio, i to z wyższej półki. Nisko-średniotonowy (17 cm) to typowa konstrukcja wyposażona w membranę z tworzywa sztucznego (MSP), cewkę o dużej średnicy i ogromną nakładkę przeciwpyłową. Dynaudio od lat pozostaje wierne MSP i dobrze robi, gdyż, po pierwsze, klienci dobrze go przyjmują, a po drugie, moim zdaniem, najlepszą średnicę daje właśnie polipropylen. Wysokotonowiec (28-mm Esotar) to również typowa dla duńskiej wytwórni jedwabna kopułka, która wskutek przesycenia materiałem impregnującym jest niemal zupełnie przezroczysta.
Tylną ściankę ozdabiają pojedyncze terminale dobrej jakości oraz duży kanał bas-refleksu.
Oryginalna jest podstawa: przyśrubowany do właściwej obudowy klocek, który sam z kolei służy do skręcenia z dedykowanymi standami. Otrzymaliśmy je do testu razem z kolumnami i oczywiście wykorzystaliśmy.
Alek Rachwald
Dynaudio zawsze cieszyły się dobrą opinią. Zwykle mówiono o basie powyżej oczekiwań i o ciepłym, muzykalnym dźwięku. Przyznaję, że coś w tym jest. Po tygodniach spędzonych z tymi zestawami mam o nich bardzo dobre mniemanie i gdybym miał skonfigurować niewielki system, np. do biblioteki, małe Confidence trafiłyby na początek listy, ewentualnie z jakimiś najlepszymi miniaturkami od Sonus Fabera.
Monitory popisały się niezwykle płynnym, organicznym brzmieniem o barwnej średnicy. Małe składy jazzowe (Davis, Shorter, Jarrett, Bill Evans, Stan Getz) brzmiały ciepło, plastycznie, a przede wszystkim naturalnie, bez naleciałości „technicznego hi-fi”. Zestawy grają trochę oddaloną sceną, co nawet zwiększało realizm. Pojawiło się przyjemne poczucie słuchania w klubie przy oddalonym od sceny stoliku. Oprócz pięknej barwy Confidence wykazały się szczegółową, wcale nie ograniczoną górą, która w razie potrzeby potrafi nieźle przyciąć (trąbka Davisa). Przeciwległy skraj pasma jest bardzo dobry jak na rozmiary głośników i określiłbym go jako wystarczający dla tego rodzaju muzyki akustycznej. Kontrabas zachowuje odpowiednią masę i proporcje do innych instrumentów.
Zachęcony łagodnym brzmieniem średnicy wziąłem na warsztat muzykę elektroniczną. Odgłosy z płyt Vangelisa były milsze niż zazwyczaj. Za pośrednictwem plastikowych głośników daje się ich słuchać z przyjemnością. Najładniej wypadła „Apokalipsa zwierząt” – przed laty jeden z moich ulubionych albumów. Dynaudio nie brzmią ostro czy szorstko, choć pozostają szczegółowe.
Mimo monitorowej proweniencji przyjemnie słucha się także symfoniki. Oprócz typowego repertuaru („Requiem” Mozarta, koncerty klawesynowe Bacha i fortepianowe Chopina) skupiłem się na dłużej na koncertowej wersji „Dziadka do orzechów” Czajkowskiego (balet według książki E. T. A. Hoffmanna, w Polsce wydanej z mistrzowskimi ilustracjami Szancera). Szerokiej publiczności muzyka ta znana jest tylko w postaci okrojonej suity, która ma się tak do pełnej wersji, jak popularna kwestia „być albo nie być” do całego „Hamleta”. Dynaudio dały tu piękny spektakl. Nie nudziły, nie kaleczyły muzyki i bardzo ładne przekazały tę długą opowieść.
Istnieje grupa kolumn, które trudno scharakteryzować. Należą do niej zestawy wybitnie neutralne albo wybitnie nudne. Ale nie Confidence. Mają trochę własnego charakteru, polegającego głównie na muzykalności i cieple średnicy. Drugą ich cechą wartą podkreślenia jest sugestywna stereofonia. Grają lekko w głąb, przy czym scena jest nieco obniżona (na firmowych podstawkach), co wynika zapewne z położenia głośnika wysokotonowego. Dodajmy do tego niski, dynamiczny bas bez słyszalnych podbarwień. Wszystkie te cechy w C1 pozostają na odpowiednio wysokim poziomie, co oznacza, że jeśli napiszę, iż kolumienki za kilkaset złotych grają ciepło, i że ciepło grają Dynaudio, to nie jest to to samo ciepło...
Reklama
Świetne małe monitory, zwłaszcza do muzyki wokalnej. Sprawdzą się w każdym systemie o dużej wydajności prądowej (nie są łatwe do wysterowania), grającym w średnim pomieszczeniu.
Alek Rachwald
Autor: Alek Rachwald
Źródło: MHF 04/2009