HFM

artykulylista3

 

Fonica F-601

image-383
Fonica to marka znana na polskim firmamencie. Ja miałem Fonikę, Państwo mieliście Fonikę. Każdy, kto miał gramofon, miał Fonikę. Dzisiaj, z perspektywy czasu, można powiedzieć, że wybór był ograniczony, ale wtedy, gdy wreszcie położyłem ręce na moim gramofonie, nabytym za straszne pieniądze i wyposażonym we wkładkę Mf-101, czułem, że to najlepszy sprzęt na świecie. Ale koniec z nostalgią. Oto mam przed sobą urządzenie nowej Foniki. I powiem wam, że jest to najładniejszy gramofon tej firmy, jaki zdarzyło mi się widzieć.


Maszyna przychodzi do nabywcy w dobrze wykonanym, dopasowanym do konkretnego modelu pudle ze sklejki. Jest częściowo rozmontowana i spoczywa w gniazdach wyciętych w piance poliuretanowej.



 
 Nie wyobrażam sobie lepszego opakowania – piątka z plusem. Konstrukcja gramofonu jest stosunkowo prosta. F-601 to sztywno zawieszone urządzenie, tłumione masą. Nie jest ona szczególnie wielka. To coś pośredniego między dużymi mass-loaderami a lekkimi źródłami klasy Regi. Odsłuch pokaże, czy taka masa wystarczy do osiągnięcia dobrego brzmienia.
Podstawę tworzy dosyć gruba akrylowa płyta, w której zamocowano mosiężne łożysko z ceramiczną kulką. Napęd na talerz jest przenoszony za pośrednictwem paska – klasyczne rozwiązanie, które miało się zestarzeć i zostać wyparte przez układy bezpośrednie, ale jakoś nie zostało. Dziś wszystkie najlepsze gramofony są wyposażone w napęd paskowy.
Silnik umieszczono w osobnej obudowie, stojącej bezpośrednio na podłożu dzięki otworowi przewierconemu w chassis. To dobra koncepcja – teoretycznie pozwala oddzielić ramię z wkładką od drgań silnika. Jednak w tym przypadku silnikowi jest trochę ciasno; myślę, że otwór powinien być nieco większy. Talerz wykonano z czarnego matowego tworzywa. Obraca się równo i bezszelestnie. W ogóle precyzja wykonania F-601 zasługuje na uznanie.

image-14


Urządzenie pobiera prąd z zasilacza wtyczkowego, który jest podłączony do sterownika umieszczonego w oddzielnej obudowie. Tutaj na wierzchu znajduje się włącznik sieciowy, a wewnątrz – procesor kontrolujący prędkość obrotową. Niklowane cylindryczne pudełko ozdobiono logiem Foniki. Gramofon stoi na trzech solidnych mosiężnych kolcach o regulowanej wysokości. Dołączono do nich metalowe podkładki, co zapobiega porysowaniu półki i ułatwia przesuwanie. Do F-601 dodano rewelacyjnie zaprojektowany, ciężki docisk z zainstalowaną poziomnicą. Chętnie widziałbym taki gadżet w swoim gramofonie.
Cechą, która wyróżnia Fonikę spośród innych urządzeń w tej klasie cenowej, jest ramię, będące własnym opracowaniem polskiej firmy. Jest to konstrukcja dziewięciocalowa; niby standardowa, ale z pewnymi nietypowymi rozwiązaniami.
Po pierwsze, wykonano ją w znacznym stopniu z polerowanego mosiądzu, dzięki czemu wygląda szalenie kosztownie. Po drugie, zastosowano interesującą głowicę ramienia, która pozwala nie tylko łatwo ustawić azymut, ale również płynnie regulować kąt montażu wkładki. To rzadkie rozwiązanie, które naprawdę upraszcza kalibrację. Również ustawienie VTA nie jest skomplikowane – robimy to obracając pierścień w podstawie. Drobnym niedociągnięciem była nieco zbyt szybko opadająca winda, której ramię zatrzymywało się w dziwnym położeniu, ale to pomijalna kwestia.

image-15


Jedynym większym defektem projektu jest dla mnie położenie gniazd. Kable wyprowadzono przez podstawę i zakończono parą terminali RCA i zaciskiem uziemienia. Dostęp do nich jest jednak bardzo utrudniony i na przykład przewodu uziemiającego w ogóle nie udało mi się przymocować. Za mało tam miejsca. Gniazda powinny być zlicowane z tylnym brzegiem podstawy, a nie znajdować się głęboko pod nią. Nieco wysiłku wymagało także wpięcie przetwornika, bo wyprowadzenia do wkładki są nietypowo sztywne. Więcej grzechów nie pamiętam. Sprawdźmy zatem, jak grało.
Alek Rachwald
 

 

fonica o1



Dźwięk Foniki F-601 okazał się zaskakująco pełny. To duża przyjemność, gdy urządzenie klasy cenowej, nazwijmy to: średnio-wyższej, na które przy pewnych wyrzeczeniach może sobie pozwolić niemal każdy dorosły meloman, brzmi w sposób, który nie skłania do żadnej poważnej krytyki. Fonica dowodzi, że nie trzeba wydawać fortuny, aby wydobyć z czarnej płyty jej zaklęty czar. Moje obawy, związane ze średnią masą tego urządzenia i autorską konstrukcją ramienia, okazały się nieuzasadnione. Charakter brzmienia lokuje się pomiędzy dźwiękiem uważanym za typowy dla mass-loaderów – punktowym, przejrzystym i dynamicznym – a eufonią i barwą, przypisywanymi maszynom zawieszonym miękko. Polski gramofon oferuje dynamikę i wystarczającą przejrzystość, a jednocześnie barwę i muzykalność, wsparte solidnym basem. Oczywiście, istotną rolę w tym równaniu odegrała wkładka ZYX, ale w takich razach warto sobie przypomnieć opinię Ivora Tiefenbruna z Linna, który twierdzi, że za dźwięk gramofonu w największym stopniu odpowiada napęd.

image-16


Dużą atrakcją tego testu okazały się odgrywane z rozmachem nagrania filharmoniczne. Gramofon prawidłowo oddaje skalę orkiestry. Nie ma mowy o pocienieniu dźwięku, z jakim stykałem się czasem w przypadku lekkich konstrukcji. Tutaj wszystko jest obecne. Od Mendelssohna, przez koncerty fortepianowe Chopina, aż po ciężkiego Beethovena, Fonica radziła sobie ze swobodą i elegancją, nie stroniąc od uderzenia. Dźwięk był zdecydowanie organiczny, a pasma poprawnie ze sobą sklejone. Można by sobie ewentualnie życzyć większego prześwietlenia szczegółów i wyindywidualizowania instrumentów, ale to, jak sądzę, dopiero w wyższym modelu, który jest prawdziwym mass-loaderem.
Fonica świetnie się nadaje do muzyki kameralnej i wokalnej. Nagrania tego typu oddaje z dużą klasą, naturalnie i przyjemnie. Były swoboda, barwa i płynność, była więc radość słuchania. Ponieważ urządzenie gra dynamicznie, nie stwierdziłem nudy, jaką mógłby nas uraczyć gramofon zaledwie poprawny. Znów trudno było się do czegoś przyczepić.
Wrócę na chwilę do kalibracji. Wiele naszych domowych urządzeń gra tak sobie, ponieważ nie udało się wydobyć z nich tego, co najlepsze. Powodem są często trudności z ustawieniem ramienia. W Fonice kalibracja jest bardzo łatwa i zorganizowana w sposób przemyślany, posiadacz F-601 ma zatem pewność, że gra właśnie tak, jak powinno.

image-17


Tańszy model Foniki okazał się przyjemną niespodzianką. Było tu trochę potencjalnych pułapek, z oryginalnym ramieniem na czele. Firma mniej wierząca w swoje możliwości kupiłaby po prostu kilkaset sztuk jakiejś taniej konstrukcji OEM i miała problem z głowy. Fonika wybrała inną drogę i  wygrała. Ramię jest zdecydowanie udane. Proponowałbym najwyżej zastosować nieco cieńsze okablowanie.
Poza tym gramofon jest śliczny. Kolor mosiądzu z czarnym akrylem znakomicie się łączą. Projekt plastyczny również jest wysmakowany. Jednak Fonica to nie tylko ładny bibelot, bowiem gra tak, jak wygląda. A to komplement.
Z radością witam powrót tej zasłużonej dla polskich melomanów marki.
Alek Rachwald


fonica o2

 
Moda na płyty winylowe spowodowała, że wiele firm powróciło do korzeni i wznowiło produkcję gramofonów. Powstały również nowe, oferujące mniej lub bardziej wyrafinowane urządzenia do odtwarzania czarnych krążków. Odrodzona Fonica należy do drugiej kategorii, chociaż nawiązuje do sentymentu z dawnych lat, kiedy jedynym producentem gramofonów w Polsce była łódzka wytwórnia o tej samej nazwie. Jednak w przeciwieństwie do niej, proponuje o wiele bardziej wysmakowane produkty.
W testowanym modelu F-601 zastosowano na przykład ramię, będące autorskim opracowaniem Foniki. Jako że w komplecie nie dostarczono wkładki, wykorzystałem własną Lyrę Dorian.

image-36


Fonica F-601 jest konstrukcją zawieszoną sztywno. Spodziewałem się zatem, że zagra w sposób typowy dla tego typu napędów – konturowo, z szybkim, kontrolowanym, choć niezbyt wypełnionym basem. Przesłuchane na początku płyty jazzowe pokazały, że stereotypy coraz rzadziej znajdują potwierdzenie w rzeczywistości. F-601, owszem, zaprezentowała świetnie kontrolowane niskie rejestry, ale dźwięk był daleki od wychudzenia. Podzakresy były wypełnione, a  średnica okazała się mięsista. Nie odnosiło się przy tym wrażenia braku rozdzielczości. Jej poziom mogę ocenić jako co najmniej dobry. Na takiej prezentacji skorzystały głównie płyty nagrane „cienko”. Mam ich sporo – to głównie tłoczenia z muzyką popularną z lat 80. XX wieku. Zyskując gęstość w średnicy, w końcu zabrzmiały przyzwoicie.
Wysokie tony – dźwięczne i wyraźne – płynnie dopełniają środek pasma. Nie pojawiają się nadmiernie intensywne sybilanty; nie słychać też śladu zapiaszczenia. Taka prezentacja pomaga uzyskać wgląd w każde nagranie i sprzyja odwzorowaniu sceny. Na płytach jazzowych przekłada się to na odpowiednią ilość powietrza wokół muzyków i świetne oddanie przestrzeni, w której zarejestrowano nagranie. Przy mojej ulubionej elektronice wierne przekazanie góry pasma jest bardzo istotne. Od niej zależy, czy odbieramy tę muzykę jako coś przyjemnego, czy odwrotnie – drażniącego. Z Foniką było zdecydowanie przyjemnie. Z satysfakcją wysłuchałem nagrań Jarre’a, Vangelisa i Oldfielda.

image-37


Jak już wspomniałem, bas był kontrolowany, jednak zakończenie na tym stwierdzeniu byłoby dla F-601 krzywdzące. W moim odczuciu niskie tony to największy atut recenzowanego gramofonu. Oprócz wzorowej, jak na tę ligę cenową, kontroli bas był świetnie wypełniony, wielowymiarowy i rytmiczny. Stanowił doskonałą podstawę dla tego, co działo się w wyższych częściach pasma. Czy to była elektronika, jazz, czy klasyka, nagrania miały stabilny fundament. Nie było przy tym śladu zlewania się dźwięków ani efektu buły.
Fonica F-601 to zrównoważony gramofon. Może być świetną bazą do zbudowania bardzo dobrego systemu analogowego. Znakomicie poradził sobie z wkładką MC Lyry, co wcale nie jest oczywiste, zwłaszcza że Fonica zdecydowała się opracować autorskie ramię, zamiast korzystać z typowych konstrukcji spotykanych na rynku OEM, takich jak Rega czy Jelco.
Krzysztof Kalinkowski


 
 
 

fonica o



Krzysztof Kalinkowski i Alek Rachwald
Źródło: MHFM 04/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF