HFM

artykulylista3

 

Funk Little Super Deck

image-470Little Super Deck, mimo że jest drugim od dołu modelem w ofercie brytyjskiej firmy Funk, zaskakuje innowacyjnym podejściem do konstrukcji oraz rozwiązaniami niespotykanymi w gramofonach tej klasy.

Za projektem stoi Arthur Khoubessarian, wcześniej prowadzący Pink Triangle. LSD zyskuje dzięki niemu zacne referencje.




Budowa


Gramofon Funk Little Super Deck
Gramofon jest niewielki. Podstawę wykonano z grubego MDF-u i oparto na trzech regulowanych nóżkach z gumy. Nie widać jej, gdyż od góry przykrywa ją akrylowa płyta, a z przodu i po bokach zamontowano listwy maskujące.
Recenzowany egzemplarz, z czarnym akrylem i orzechowymi boczkami, wygląda na zdjęciach elegancko, jednak detale wskazują, że Funk stawia na proste efekty. Np. listewki nie stykają się ze sobą. Pomiędzy ich łączeniami pozostają szczeliny, które maskuje szersza listwa frontowa. Taki to lekko nonszalancki styl, nie mający jednak na celu zmylenia odbiorcy, ale przeciwnie – wskazanie, że wpływ na brzmienie mają inne elementy LSD.

image-3

Ramię F5 i regulacja masy efektywnej.



W podstawie umieszczono tuleję łożyska. Wchodzi w nią oś, będąca częścią talerzyka (subplatera). To jednocześnie element napędzający talerz poprzez płaski gumowy pasek. Ten jest napięty na osi silnika prądu stałego, umieszczonego na wprost ramienia, oraz na dwóch rolkach prowadzących i styka się z talerzykiem w trzech miejscach. Takie rozwiązanie, nazwane Vector Drive, imituje stosowanie większej ilości silników. Ma zapewniać lepszy rozkład naprężeń i równą pracę napędu.
Właściwy talerz wykonano z hartowanego szkła o grubości 6 mm. Pokrywa go filcowa mata. Przełącznik obrotów (33 1/3 oraz 45/min.) osadzono na podświetlanej niebieską diodą akrylowej płytce. Całość zamyka, mocowana na zawiasach, przezroczysta plastikowa pokrywa.
Prąd dostarcza zewnętrzny zasilacz wtyczkowy. Gramofony LSD są dostępne także w innych kolorach. Widoczne na stronie producenta są tak fantazyjne, jak skutki stosowania.

Ramię F5/II
F5/II to podstawowe ramię Funka. Przedstawiane jest jako naturalny (m.in. z powodu sposobu mocowania) upgrade dla konstrukcji Regi. Długość efektywna wynosi 239 mm (9 cali). W krzyżowym zawieszeniu wykorzystano wysokiej jakości łożyska. Prosta belka została wykonana z aluminium. Wyposażono ją w ciekawe rozwiązanie, zmieniające masę efektywną – przesuwany pierścień dociążający. Przesunięty do przodu zwiększa tę masę, wycofany – zmniejsza. W ten sposób ramię można w pewnym zakresie dopasować do podatności używanego przetwornika. Zgodnie ze specyfikacją nadaje się do montażu zarówno wkładek o niskiej, jak i wysokiej podatności. W ten sposób spełnia się marzenie miłośników winylu. Zasmakowanie prawdy o brzmieniu starszych konstrukcyjnie przetworników, chociażby Denona DL-103, zwykle o niskiej podatności i rekomendowanej sile nacisku rzędu >2,5 g, wymagało poszukiwania ramion vintage o większej masie efektywnej. Te nie spisywały się z kolei z nowoczesnymi wkładkami o wysokiej podatności i niewielkiej sile nacisku. Rozwiązanie F5 wydaje się tak proste, że zaskakuje oczywistością i prowokuje pytanie, dlaczego nie stosuje go większość renomowanych producentów. Z drugiej strony, wspomniany pierścień to jednak ruchomy element na ramieniu, a jego przypadkowe przesunięcie zmieni nie tylko masę efektywną, ale także VTF (siłę nacisku). Coś za coś.


image-4

Kardanowe zawieszenie ramienia.
Antyskating mechaniczny.



Szczątkowa aluminiowa główka ramienia jest mocowana jedną śrubką. Wykorzystane rozwiązanie umożliwia zarówno regulację przesięgu, jak i azymutu wkładki. Ustawienie prawidłowej geometrii ułatwia prosty, jednopunktowy szablon. Wąski uchwyt do podnoszenia ramienia palcem wykonano z tworzywa. Montuje się go pomiędzy główką, a górną powierzchnią wkładki, co zmniejsza powierzchnię styku tych elementów, a przez to przenoszenie drgań.
Po przeciwnej stronie ramienia znajduje się przeciwwaga. Nie ma gwintu prowadzącego, skali ani blokady. Na szczęście, można zwiększyć jej precyzję poprzez obracanie na osi, co umożliwiają wewnętrzne gumowe pierścienie. Prościej chyba się nie da. Podstawa ramienia pozwala łatwo ustawić VTA (przesuwanie kolumny w kołnierzu podstawy i blokowanie przy pomocy śruby z nimbusowym łbem). Obok windy ramienia znajduje się pokrętło do regulacji antyskatingu.
F5 wyposażono w zamontowane na stałe przewody sygnałowe, zakończone solidnymi wtykami RCA i widełkami na żyle uziemiającej.

Kalibracja
Gramofon wyjęty z kartonu wymaga zmontowania, nasmarowania łożyska (olej znajduje się w zestawie) oraz ustawienia geometrii przetwornika. W trakcie tych czynności LSD sprawia wrażenie aparatury bardzo delikatnej. W kilku miejscach pojawiają się drobne niedoróbki, mogące sprawiać kłopot mniej doświadczonym użytkownikom, a instrukcja nie została przetłumaczona na język polski i jest napisana w sposób zakładający znajomość tematu.
Jedną z niespodzianek była nieprecyzyjnie działająca winda, której skuteczny zasięg kończył się wcześniej niż zapis na płycie. Inną – wysuwająca się i spadająca z osi jedna z rolek prowadzących paska napędowego. Pierwszą łatwo skorygować dzięki regulacji tego elementu. Drugą przypadłość przykrył talerz. Po zmontowaniu całości Funk jednak działa, a jego obsługa nie sprawia innych problemów. Może poza psychicznym, wynikającym z konieczności zaakceptowania widoku koszmarnej, „prawie czarnej” filcowej maty. Nie dość, że wygląda jak przetykana jasną kocią sierścią, to jeszcze ma owalny kształt. Aha, żeby nie było wątpliwości: koty to trzecie w kolejności lubiane przeze mnie zwierzęta, zaraz po wielorybach i psach.
Na szczęście, dystrybutor wraz z gramofonem dostarczył opcjonalną matę Funk Achromat. To sztywny dysk grubości 3 mm, wykonany z twardej pianki, barwiony na żywe kolory (wolałem wersję żółtą od czerwonej). Zgodne z instrukcją, właściwe zastosowanie maty wymaga jej przyklejenia do talerza gramofonu. W tym celu wystarczy dołączona dwustronna taśma. Chwilkę się zastanawiałem i ostatecznie nie zdecydowałem się na takie polowe opatrunki.
Uzyskanie właściwej geometrii zajmuje dłuższą chwilę. Zastosowanie jednej śrubki blokującej główkę ramienia wymaga precyzyjnego operowania w trakcie ustawiania przesięgu i azymutu oraz wielokrotnego sprawdzania efektu. Dołączony w wyposażeniu szablon jest dokładny i jego wskazania pokrywają się z szablonem wykorzystującym punkty Baerwalda.


image-70

Vector Drive widoczny przez szklany talerz.



Konfiguracja
Standardowe wyposażenie Funk Little Super Decka nie obejmuje wkładki (np. Funk Little Super Cartridge). W teście wykorzystałem więc Audiotechnikę AT-OC9ML/2 typu MC. Pozostałe elementy systemu stanowiły: stopień korekcyjny Amplifikator Pre-Gramofonowy, wzmacniacz Audio Research VSi60, kolumny ATC SCM-35 oraz przewody Fadel Coherence One (łączówka, głośnikowe i zasilające wraz z listwą). Urządzenia ustawione na stolikach StandArt STO (gramofon i phono) oraz SSP (wzmacniacz) grały w zaadaptowanym akustycznie pokoju o powierzchni około 36 m?.

Wrażenia odsłuchowe
Pierwsze dźwięki Funka zerwały skojarzenia ze słowem „funk”. Brzmienie okazało się lekko wycofane i przytłumione. Niewiele wniosły próby z różnymi impedancjami obciążenia i wzmocnieniem stopnia korekcyjnego. Dopiero zmiana maty na Achromat spowodowała zauważalną poprawę w zakresie dynamiki i rozdzielczości. To upgrade, który proponuję stosować od początku przygody z tym gramofonem. Wtedy okaże się, że LSD ma w sobie to „coś”, co skłoni do uważniejszego przyjrzenia się jego możliwościom.
Cena, bliska ośmiu tysiącom złotych (bez wkładki) zobowiązuje. Funk stara się zaproponować rozwiązania nawiązujące do droższych konstrukcji, np. sposób przeniesienia napędu Vector Drive czy niekonwencjonalne ramię. Ale konkurencja w tym budżecie ma również sporo do zaoferowania, że wspomnę o gramofonie Acoustic Signature Barzetti (test „HFiM 4/2012”).


image-71

Funk LSD z matą Achromat.


Brzmienie LSD jest mięsiste. Muzyka zyskuje miękkość, soczystość i przyjemne ciepło. Największy w tym udział mają tony średnie. Wokale i fortepian są lekko skondensowane i świetnie wypełnione. Delikatnie eksponowane, nadają muzyce nęcący przekaz. I chociaż znam gramofony prezentujące te aspekty bardziej naturalnie i neutralnie, to Funk nie drażni i nie oszukuje słuchacza. Raczej przedstawia tę przyjaźniejszą stronę natury analogu. Więcej przejrzystości można próbować uzyskać z innym przetwornikiem, ale z drugiej strony – miło stwierdzić, jak przyjemnie potrafi zabrzmieć AT-OC-9, posądzana o odchudzanie dźwięku i sucharowy charakter. Tym bardziej, że brzmienie zostało smakowicie przyprawione nisko schodzącym basem. Z lekkiej konstrukcji nie będzie to ciężki, niezachwiany i monumentalny fundament, ale taki nie pasowałby do reszty pasma. Niskie tony są namacalne, o raczej przyjemnej niż wyczynowej fakturze i dynamice. Dzięki temu Funka można słuchać długo, a relaksujący, kameralny charakter nie zmusza do szczególnej koncentracji ani nie powoduje zmęczenia.
Tony wysokie są delikatne i zróżnicowane. Dobrze się wpisują w estetykę, która wypełnieniem i nasyceniem kieruje się ku znacznie cięższym konstrukcjom gramofonów, a swoim delikatnym zmiękczeniem przypomina o niewielkiej masie napędu. Kobiece głosy, nawet na współczesnych tłoczeniach LP, nie są rozjaśniane. Nie epatują sybilantami ani... prezentacją migdałków. Całość ma spójny charakter i może wydałaby się na dłuższą metę trochę nudna, gdyby nie stereofonia.


image-27

Pomysłowy projekt plastyczny.


W tej dziedzinie LSD potrafi naprawdę dużo. Scena jest świetnie rozbudowana w każdym wymiarze. Szczególnym rozciągnięciem mogą się pochwalić pierwsze plany. Dalsze pozostają czytelne i zawsze oderwane od głośników. To dodaje brzmieniu analogowej wiarygodności, swobody i oddechu. Niby tylko szczypta, a tak dobrze uzupełnia menu Funka.

Konkluzja
Wedle firmowych deklaracji, Funk ma się zbliżać do ideału brzmienia taśmy matki, przy zachowaniu rozsądnych cenowo rozwiązań konstrukcyjnych. To droga trudna, z góry zakładająca ograniczenia. Mimo to wydaje się, że cel znalazł się w zasięgu, a Little Super Deck jest dokładanie taki, jaki miał być.

Działa trochę po swojemu, za to z humorem i co najważniejsze – skutecznie.


funk o



Paweł Gołębiewski
Źródło: HFM 12/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF