HFM

artykulylista3

 

Ortofon MC 20 Super Limited Edition

Mag 11-13 03 2013 01Otrzymaliśmy do testu oryginalną wkładkę Ortofona. Jest to nowy-stary model, wypuszczony ponownie 25 lat po tym, jak po raz pierwszy pojawił się w katalogu.

W momencie wprowadzenia na rynek był to nowoczesny przetwornik, w którym zastosowano zaawansowane tłumienie rezonansów, wykorzystywane później w kolejnych konstrukcjach. W pamięci użytkowników zapisał się tak dobrze, że Duńczycy postanowili uczcić 25. rocznicę jego urodzin edycją limitowaną.


Wkładka MC 20 Super LE jest dostarczana w solidnej kasetce, zawierającej oprócz niej dedykowaną wymienną głowicę ramienia (zgodną ze standardem Ortofona i z większością ramion z wymiennymi końcówkami), dwie śruby montażowe oraz śrubokręt.
Jak wskazuje nazwa, MC 20 Super LE to przetwornik MC (z ruchomą cewką). Ze względu na niski poziom sygnału wyjściowego wymaga przedwzmacniacza korekcyjnego o wysokim wzmocnieniu. Podatność zawieszenia igły jest średnia, co pozwala stosować typowe współczesne ramiona. Wspornik igły wykonano z aluminium. Szlif diamentu to ortofonowski Nude FG-70.
Wykonanie jest bardzo eleganckie. Uwagę przyciąga złoty kolor aluminiowej obudowy. Wątpliwości budzi rozwiązanie, które 25 lat temu było oczywiste, ale współcześnie nie jest popularne w przetwornikach wysokiej klasy. Chodzi o zastosowanie zwykłych „uszu” w miejsce nagwintowanych otworów na śruby. W efekcie, do montażu trzeba użyć nakrętek, co jest paskudnym doświadczeniem, połączonym z częstym upuszczaniem, gubieniem i odnajdywaniem ich na dywanie. W dodatku tych nakrętek w zestawie nie ma: dostarczane są tylko śruby, pozwalające przykręcić wkładkę bezpośrednio do headshella. Posiadacz ramienia z głowicą stałą musi sobie jakoś poradzić, np. pożyczając od kogoś dłuższe śrubki z nakrętkami.

Ale taki jest urok retro: nie musi być wygodnie, ważne, żeby było stylowo.
Poza tym drobnym zastrzeżeniem pod adresem ergonomii, MC 20 Super LE zrobiła na mnie jak najlepsze wrażenie, obiecując samym wyglądem i renomą producenta dobre wrażenia muzyczne.

 

Alek Rachwald

Mag 11-13 03 2013 opinia1

Ortofona porównywałem z używaną przeze mnie na co dzień Zu-103 oraz z wrażeniami zapamiętanymi z odsłuchu bardzo wysokiej klasy wkładki Air Tight PC-1 Supreme.
Pierwsze spostrzeżenia były jednoznaczne: przejrzystość i szczegółowość. Pod tym względem Zu wyraźnie odstaje od złotego Ortofona. Parafrazując znane powiedzenie, mogę stwierdzić „Lękajcie się pierwszych wrażeń, są zwykle prawdziwe”. Tak było i w tym przypadku. Owe przejrzystość i powietrzność brzmienia towarzyszyły mi już do końca testu.
Mimo że „My Song” europejskiego kwartetu Jarretta pochodzi z wytwórni ECM, nie ma tu takich hektarów powietrza i skandynawskiego chłodku, jakie towarzyszą niektórym tytułom tej wytwórni. Odbieram to nagranie jako raczej miękkie i ciepłe. Pod igłą Ortofona takie pozostało, ale pojawiło się więcej szczegółów w dźwięku perkusji i temperatura obniżyła się o jeden stopień. Muzyka była nieco bardziej intelektualna; uzyskałem większy wgląd w fakturę dźwięku. Nie było to odkrywanie nagrań na nowo, ale troszkę nowego się pojawiło.
Następnie przerzuciłem się na big band, potem na zelektryfikowane nagrania Milesa Davisa, skończyłem zaś na jazzie wokalnym. Rzeczywiście, w porównaniu z tym, co wcześniej znałem, Ortofon wzbogaca nagrania nowymi detalami, które wcześniej tkwiły gdzieś bardziej w tle. Jaki jest koszt tego odkrycia? To zależy. W przypadku większych składów jazzowych odnosiłem wrażenie zwiększenia gęstości, bardzo pożądane. Było więcej tych nut, o które niektórzy mieli pretensje do Mozarta.

Mag 11-13 03 2013 02     Mag 11-13 03 2013 03

W przypadku brzmień elektrycznych dźwięk chwilami był lżejszy, niż jestem do tego przyzwyczajony. Zu-103 słuchana przed Ortofonem (jak również po, dla porównania) sprawiała wrażenie trochę ciemniejszej i nieco bardziej dociążonej. Czy to dobrze, trudno ocenić; zależy od płyty. Jeśli chodzi o nagrania wokalne, to ponownie można było podziwiać przejrzystość i świetne przestrzenne rozmieszczenie źródeł pozornych, natomiast gorsze wrażenie robiło na mnie silniejsze podkreślanie przez tę wkładkę sybilantów.
W pewnej chwili sięgnąłem po bardzo softowy kawałek, mianowicie położyłem na talerzu płytę z piosenkami Yves’a Montanda. „La vie en rose” było równie płynne jak zwykle, a „Je t’aime” zachęcało do czynów romantycznych. Płyta jest nagrana miękko i ciepło, więc Ortofon wydobył z niej tylko nieco więcej życia, co na pewno nie zaszkodziło odbiorowi muzyki. Tutaj efekt był pozytywny. Jednak już „Best Audiophile Voices” trochę mnie zawiodła. Jako nagrana wzorcowo, powinna wypaść idealnie, a znowu było odrobinkę zbyt wiele posykiwania.

Mag 11-13 03 2013 05     Mag 11-13 03 2013 06

Zaprzęgnięta następnie do naszego rydwanu klasyka ponownie pokazała wspaniałą szczegółowość i żywość przetwornika, nie pozbawionego jednak gładkości i pewnej dozy organiczności, którą cenię. Ortofon miał przewagę nad Zu w kategoriach, które określiłbym mianem audiofilskich. Bardziej rwał do przodu; więcej pokazywał. Rzucał jaśniejsze światło na to, co się dzieje na scenie. Nawet ta scena była większa. Z drugiej strony, jeśli chodzi o przyjemność długiego słuchania, to wybrałbym raczej tańszą konstrukcję opartą na Denonie.
W trakcie testu przesłuchałem sporo płyt. Zastanawiałem się, czy nie zatrzymać wkładki na dłużej. Jednak ostatecznie stwierdziłem, że mój system nie służy jej tak, jak powinien. Gramofon Ad Fontes z ramieniem OL Zephyr tworzą przejrzyste źródło z tendencją do szczegółowości. Według opinii Ivora Tiefenbruna z Linna to napęd i w drugiej kolejności ramię kształtują brzmienie źródła analogowego. Rolę wkładki widzi on na medalowym trzecim miejscu. Doszedłem do wniosku, że lekki i przejrzysty charakter Ortofona nakłada się na podobny rodzaj dźwięku, kształtowany przez resztę źródła. Przetwornik ma wielki potencjał, który w moim systemie nie został w pełni doceniony. Tym niemniej pozostaję pod jego pozytywnym wrażeniem. Wartościowy projekt sprzed 25 lat wciąż potrafi zaskoczyć. Ma klasę. Zresztą, nic w tym dziwnego, wiele osób twierdzi, że najlepsze rozwiązania w analogu już były i teraz tylko można starać się nic nie zepsuć.

Alek Rachwald

Mag 11-13 03 2013 opinia2

Producent sugeruje nacisk igły w granicach 1,6-2,0 g. Wybrałem 1,8 g. Zalecana impedancja obciążenia powinna być wyższa od 10 omów. Ponieważ wkładka nie nosiła znamion użytkowania, przeszła kilkudniowe wygrzewanie, grając w tle. Umilała przygotowywanie warzyw na patelnię i inne codzienne czynności domowe. Następnie przystąpiłem do odsłuchu.
W 1957 roku Red Garland (fortepian), Paul Chambers (kontrabas) i Art Taylor lub Philly Joe Jones (perkusja) nagrali w studiu Rudy Van Geldera świetną płytę „The P.C. Blues”. Przy jej odtwarzaniu wkładka MC 20 Super spisała się na medal. Tonalnie różni się znacznie od mojego domowego Ortofona SPU. W porównaniu ze starszym kuzynem dźwięk MC 20 jest jaśniejszy i bardziej detaliczny. Tonalnie zbliżony do drugiej wkładki stosowanej do porównań – Shure V15 Type III. Zarówno dźwięk fortepianu, jak i kontrabasu nie budzą zastrzeżeń. Perkusja ma wyeksponowane talerze i nieco lżejszą stopę.

Reklama

Kwintet smyczkowy C-dur Schuberta w wykonaniu skrzypiec Jaschy Heifetza i Israela Bakera, wioli Williama Primrose’a i dwóch wiolonczel (Gregor Piatigorsky i Gabor Rejto), nagrany dla RCA w 1964 roku, zabrzmiał na MC 20 Super niezmiernie urokliwie. Cały czas utrzymywana była świetna równowaga pomiędzy drapieżnymi dźwiękami skrzypiec i kojącymi wiolonczel, tonalnie wiązanymi przez wiolę. Wkładka Ortofona, podobnie jak w przypadku akustycznego jazzu, detalicznie reprodukowała dźwięki wszystkich instrumentów.
W odsłuchanym następnie albumie Elżbiety Stefańskiej Łukowicz z muzyką François Couperina, Jean Philippe’a Rameau i Georga Friedricha Haendla na klawesyn solo dźwięk tego instrumentu był zawieszony pomiędzy majestatem organów a subtelnością lutni. Ortofon MC 20 spisał się wyśmienicie, przekazując całe jego tonalne wyrafinowanie.
Reasumując, Ortofon MC 20 Super LE jest świetną wkładką i zasługuje na poważny odsłuch.

Danek Elbaum

Mag 11-13 03 2013 daneTechniczne

Autor: Alek Rachwald i Danek Elbaum
Źródło: MHF 1/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF