HFM

artykulylista3

 

Marantz NR1601

50-52 12 2010 01Gadżetomania wśród przedmiotów powszechnego użytku dawno przekroczyła granice absurdu. Przykładem choćby telefony komórkowe. Jeszcze kilka lat temu służyły do rozmów i wysyłania esemesów. Priorytetem była łatwość obsługi oraz niewielkie gabaryty. A teraz?

 

Nabite elektroniką cegły stały się mobilnymi kombajnami masowego rażenia, a ich podstawowa funkcja, czyli dzwonienie, została zepchnięta na bardzo daleki plan.


Podobnie jest ze sprzętem grającym. Jeszcze do niedawna wielokanałowe amplitunery po prostu dekodowały dźwięki płynące z odtwarzaczy, by nie wiadomo kiedy awansować do miana „centrum domowej rozrywki”. Co gorsza, w odróżnieniu od komórek, lwia część ich funkcji jest na co dzień kompletnie nieprzydatna. Który lokator typowego mieszkania w bloku użyje maszyny za 2000 zł do budowy systemu z zewnętrznymi końcówkami mocy, o nagłośnieniu kuchni czy łazienki nie wspominając? W dodatku, kupując nawet niedrogie urządzenie, dostajemy w transakcji wiązanej kupę zbędnych bajerów, które oczywiście nie są za darmo. A kosztem czego? Domyślcie się.
Na tym tle nowy Marantz prezentuje się wręcz szokująco. Zamiast mnożyć wodotryski, projektanci NR1601 odarli go ze zbędnych pierdół. Ich miejsce zajęły podzespoły bezpośrednio wpływające na jakość brzmienia.

 

Budowa
NR1601 jest zaskakująco mały i... zaskakująco ciężki. Obudowa o wysokości 10 cm zaimponuje co najwyżej naleśnikowatym odtwarzaczom DVD, ale wystarczy ją podnieść, by poczuć drzemiącą we wnętrzu moc.
Przednią ściankę wykonano ze szczotkowanego aluminium, łączonego z wysokiej jakości plastikiem. W przeciwieństwie do droższych modeli żadna klapka nie zasłania guziczków. Stylistyka ta ma zapewne swoich gorących zwolenników i jeszcze gorętszych przeciwników, ale de gustibus...
Po obu stronach wyświetlacza umieszczono potencjometr i selektor źródeł, a pod nimi – długi szereg gniazdek i manipulatorów. Na uwagę zasługuje wejście mikrofonu automatycznej kalibracji oraz port USB, służący do podłączenia zewnętrznego nośnika pamięci.
Zgodnie z przyjętą filozofią, na tablicy rozdzielczej znalazły się tylko te gniazda, które naprawdę mogą się przydać w typowym domowym systemie. Próżno szukać wśród nich wielokanałowych wejść i wyjść, gniazd do nagłośnienia wielu stref czy komunikacji z komputerem. Nie myślcie jednak, że nowy Marantz to jakiś stary grat w nowej obudowie. Zamiast zbędnych bajerów zamontowano w nim pierwszorzędne podzespoły, ale by je zobaczyć, trzeba odkręcić kilka śrubek.
Na widok wnętrza NR1601 przeżyłem małe deja vu. Sięgnąłem do notatek i... trafiłem na flagowy amplituner Marantza SR7005. Podobieństwo jest uderzające.
Obudowę skręcono z grubych stalowych blach, a ozdobny front nie stanowi elementu konstrukcyjnego. Podstawę zasilania tworzą duży transformator rdzeniowy oraz dwa kondensatory o łącznej pojemności 13600 μF. Do aluminiowego radiatora ciągnącego się w poprzek obudowy przymocowano długą płytkę z końcówkami mocy. NR1601 umożliwia instalację aż dziewięciu głośników efektowych, ale chyba lepszym pomysłem będzie ograniczenie ich ilości i podłączenie frontów w bi-ampingu. Poszczególne kanały są załączane przekaźnikami Omrona.
Wisienką na torcie jest sekcja cyfrowa. Za dekodowanie ścieżki dźwiękowej odpowiada 32-bitowy procesor Analog Devices Sharc ADSP-21367, identyczny jak we flagowym SR7005. Poza dekoderami znalazło się w nim miejsce na system Audyssey, służący do automatycznej kalibracji głośników i reagujący w czasie rzeczywistym na zmiany natężenia dźwięku w zależności od warunków akustycznych pomieszczenia. Z kolei konwersja sygnałów wideo z dowolnego źródła analogowego do postaci cyfrowej, włączając w to usuwanie przeplotu, odbywa się w scalaku Analog Devices ADV7840. Wyjście HDMI 1.4a jest obsługiwane przez układ ADV7511, także znany z flagowego modelu. Wśród funkcji NR1601 zabrakło natomiast skalera 1080p, co w pierwszej chwili przyjąłem z zaskoczeniem. W drugiej doszedłem jednak do wniosku, że większość użytkowników i tak podłącza odtwarzacz bezpośrednio do telewizora. Skaler mógł zatem paść ofiarą redukcji zbędnych bajerów.

50-52 12 2010 02

 

Wyposażenie i obsługa
Pomimo radykalnych cięć wyposażenia NR1601 jest maszyną na wskroś nowoczesną. Zacznę od tego, że za gniazdem USB schował się odtwarzacz plików MP3 MDAX2 (Marantz Dynamic Expander version2) z funkcją poprawiania jakości brzmienia skompresowanego materiału dźwiękowego. Na pokładzie NR1601 znalazłem także najnowsze dekodery dźwięku HD, których pełną listę znajdziecie w tabeli z danymi.
Jako że amplituner Marantza nie onieśmiela dziesiątkami gniazd, proces instalacji jest dziecinnie prosty. Najwygodniej będzie podłączyć mikrofon systemu Audyssey i zdać się na komendy wyświetlane na ekranie. Są na tyle przejrzyste, że osoby ciut obeznane ze sprzętem grającym na tym etapie nie będą nawet musiały zaglądać do instrukcji obsługi.
Notoryczni malkontenci, którzy w znacznej liczbie zaludniają audiofilski światek, zadadzą w tym miejscu pytanie: skoro NR1601 odarto ze wszystkich zbędnych (zdaniem projektantów) elementów, to co w nim kosztuje 2500 złotych? Odpowiedź jest prosta: brzmienie.

50-52 12 2010 03     50-52 12 2010 04

 

Wrażenia odsłuchowe
Nie chcąc zaczynać od trzęsienia ziemi, zafundowałem sobie na początek komedię romantyczną. Amplituner bez zbędnej zwłoki wygenerował obszerną scenę dźwiękową, śmiało wykraczającą poza fizyczne ustawienie głośników. Podział na poszczególne plany był bardzo czytelny, przy czym tło sięgało naprawdę daleko. Sporo działo się za plecami i pod tym względem Marantz zaprezentował poziom spotykany raczej wśród droższych urządzeń. Było neutralnie na skrajach pasma, z lekko ocieploną średnicą, dzięki czemu nawet najbanalniejsze dialogi brzmiały zmysłowo.
W kinie akcji głośniki niemal eksplodowały. Wprawdzie NR1601 dysponuje mocą 50 W na kanał, ale odniosłem wrażenie, jakby na miejscu niepozornego amplitunera stanęła jakaś solidna końcówka mocy. Detaliczność i budowa sceny bardzo uprawdopodabniały akcję toczącą się na ekranie, a konkretny, twardy bas zdecydowanie akcentował wyczyny krewkich bohaterów, na szczęście bez popadania w przesadę.
Ostatnimi elementami formalnego testu były płyty DVD z koncertami. NR1601 bez problemów dostosował się do zmiany charakteru ścieżki dźwiękowej. Nadzwyczaj aktywne tylne kanały sprawiły, że niemal fizycznie zbliżyłem się do sceny z muzykami, co w połączeniu z wiarygodną reprodukcją przestrzeni sal koncertowych dało przedsmak rzeczywistego uczestnictwa w występie. Jak na amplituner za 2,5 tysiąca efekt przeszedł moje oczekiwania.

Reklama

 

Konkluzja
I właśnie o to w tej zabawie chodzi!

50-52 12 2010 T

 

Autor: Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 12/2010

 

Pobierz ten artykuł jako PDF