HFM

Rod Stewart Czy można go nie lubić?

8285092016 001Roda Stewarta ostatnio najbardziej cieszą modele kolejek, które rozstawia, gdzie tylko może. Ma w domu makiety miast, połączonych siecią torów. A kiedy w czasie tras koncertowych wynajmuje pokoje w hotelach, jeden rezerwuje dla swoich ulubionych miniaturowych parowozów i wagoników. Kto by pomyślał! W końcu to światowej sławy wykonawca z ponad 50-letnim stażem.


Stewart w młodości w ogóle nie myślał o karierze piosenkarskiej. Kiedy nauczyciel muzyki w szkole przymuszał go do śpiewania, odczuwał zażenowanie. „Gdyby żył, to bym go zabił.” – zażartował niedawno. Wolał grać w piłkę, niż uczyć się piosenek. Swoje sportowe zamiłowania realizował w lokalnych klubach futbolowych, a potem zasilał drużyny muzycznych gwiazd. Muzyka stała się jego drugim hobby dopiero, kiedy posłuchał takich wykonawców, jak Al Jolson, Little Richard czy Bill Haley. Nie minęło wiele czasu, a zajął się nią zawodowo.
Miał oczywiście innych mistrzów, po których historyczne utwory nadal chętnie sięga. „Gdyby moi idole, tacy jak Otis Redding i Sam Cooke, żyli, chciałbym, aby śpiewali to, co przyniosło im sławę. Nie miałbym też nic przeciwko temu, by od czasu do czasu dorzucili jakieś nowości.”
Przygodę z muzyką rozpoczął w 1962 roku od gry na harmonijce ustnej u boku folkowego piosenkarza o pseudonimie Wizz Jones. Rok później przyłączył się do rhythm and bluesowej formacji Dimensions. Jednak dopiero kiedy w 1964 roku do współpracy zaprosił go Long John Baldry – angielski bluesman i wykonawca pop, znany głównie z hitu „Let the Heartaches Begin” – kariera Stewarta nabrała tempa.

8285092016 002
Wtedy też zaczął się czesać, tak jak to robi do dziś, czyli „na szczotkę”. Żeby postawić włosy, maczał je w wodzie z cukrem lub pożyczał lakier od siostry. Dziś z rozbawieniem mówi o swoim uczesaniu i wymyśla na przykład takie historie: „Moje włosy są barometrem. Jeśli stoją, to jestem zdrowy. Jeśli opadają, to znaczy, że powinienem się położyć do łóżka. Ja i królowa mamy taką samą fryzurę od 40 lat”.

8285092016 002
Kiedy we wczesnych latach 60. XX wieku wymyślił dla siebie oryginalne uczesanie, zaczął się też inaczej ubierać. W stylu modsów – ówczesnej brytyjskiej subkultury młodzieżowej, wywodzącej się ze środowisk robotniczych, ale noszącej się elegancko i zgodnie z najnowszymi trendami.
W latach 1966-69 piosenkarz współpracował z wirtuozem gitary Jeffem Beckiem. Najsłynniejsze ich wspólne dokonanie to album „Truth” (1968), z utworem „Beck’s Bolero”. W tej instrumentalnej kompozycji gościnnie zagrali dwaj przyszli członkowie Led Zeppelin, Jimmy Page (autor kompozycji) i John Paul Jones, a przy perkusji usiadł Keith Moon z The Who. Towarzystwo zaiste doborowe. Stewart zaśpiewał większość piosenek na „Truth”, co przyniosło mu popularność. Nabrał też więcej pewności siebie.
Kiedy myślami wraca do przeszłości, czule wspomina swego ojca, który go wspierał i dopingował w trudnych początkach: „Kiedy zaczynałem w showbusinessie w latach 60., ludziom nie podobał się mój nos, włosy ani ubrania. Jedynie tata mnie wspierał i zachęcał, bym próbował dalej. Mówił, że w końcu mi się uda i chyba tak się stało”.

8285092016 002
Po zakończeniu współpracy z Beckiem, Stewart wziął się za repertuar rockowy w zespole Faces. Do formacji dołączył razem z Ronnie Woodem, obecnym członkiem The Rolling Stones, którego poznał w grupie Becka. Faces zadebiutowali na brytyjskiej scenie muzycznej w 1969 roku. Nasz bohater śpiewał na ich czele do 1975 roku. Z tego okresu pochodzi sporo przebojów, które weszły do jego stałego repertuaru, że wymienię chociażby „Stay With Me” i „Ooh La La”.
Po odejściu z Faces Stewart skoncentrował się na karierze solowej. Już w 1969 roku ukazał się jego pierwszy album „An Old Raincoat Won’t Ever Let You Down”. Znalazła się na nim wersja kompozycji Mike’a D’Abo „Handbags and Gladrags”. Na otwarcie krążka Stewart wybrał zaś sprawdzony przebój Stonesów – „Street Fighting Man”.

8285092016 002
Z każdą kolejną płytą Stewartowi przybywało popularnych kompozycji, napisanych i przez niego, i przez innych autorów. Przykładem tytułowe nagrania z dwóch kolejnych albumów, czyli „Gasoline Alley” i „Every Picture Tells a Story”. Zwłaszcza ten ostatni obfitował w przeboje, które przetrwały próbę czasu i są do dzisiaj prezentowane na antenie radiowej. Oprócz tytułowego, należą do nich „Mandolin Wind” i „Maggie May”. W pełnej krasie słychać tu jego głos z charakterystyczną chrypką, a tempo i rytm – lekko zahaczające o celtycką nutę – nasuwają skojarzenia ze scenicznymi popisami piosenkarza, gdy chwyta statyw z mikrofonem i, śpiewając, wędruje z nim po scenie.
W roli solisty Stewart brał się za różne style. Pod swoim nazwiskiem wydał 29 albumów studyjnych. Zwykle łączył na nich własne kompozycje z utworami innych wykonawców. Do wcześniej wymienionych hitów warto dodać „Tonight’s the Night (Gonna Be Alright)”, wydany na płycie „A Night on the Town” (1976). Pamiętam, jak dawno temu dziennikarz radiowej Trójki, bodaj Piotr Kaczkowski, przywiózł na spotkanie ze słuchaczami sporą część swej winylowej kolekcji. Pod koniec można było poprosić o odtworzenie któregoś z utworów. Wybrałem właśnie ten.
Rok przed „Tonight’s the Night (Gonna Be Alright)” w repertuarze Stewarta pojawiła się jeszcze jedna piosenka, którą do dziś wykonuje. Chodzi o „Sailing”. Utwór napisał, a potem nagrał z bratem Gavin Sutherland na płycie „Lifeboat” (1972), firmowanej przez Sutherland Brothers. Jednak to wersja Stewarta do dziś zachwyca słuchaczy.

8285092016 002
Skoro mowa o piosenkach innych wykonawców, które wylansował Stewart, to wypada wymienić jeszcze trzy. Pierwsza to „First Cut is the Deepest”, napisana w 1967 roku przez Cata Stevensa, a spopularyzowana przez amerykańską piosenkarkę soulową, P. P. Arnold (prawdziwe nazwisko: Patricia Ann Cole). Drugi utwór to „Downtown Train” Toma Waitsa. Wybór piosenki zrozumie każdy, kto wie o miłości Stewarta do pociągów. I wreszcie trzeci to „Have I Told You Lately”, skomponowany przez Vana Morrisona. Interpretacje Stewarta nie są nawet lepsze od autorskich, ale dzięki jego głosowi mają specyficzny klimat, dzięki któremu mocno zapadają w pamięć.
Jako że ostatni ze wspomnianych hitów traktuje o miłości, nadarza się okazja, by poplotkować o miłosnych podbojach piosenkarza. Stewart jest znanym adoratorem płci pięknej. Jej przedstawicielki nie tylko towarzyszyły mu w życiu prywatnym, ale są też obecne w jego zawodowej aktywności. Na tegorocznym łódzkim koncercie piosenkarzowi akompaniował 12-osobowy zespół, którego połowę stanowiły atrakcyjne panie. W pierwszej części ubrane w minispódniczki w szkocką kratę, w drugiej włożyły krótkie niebieskie sukienki, idealnie pasujące do morskiego tła przeboju „Sailing”. Grały na różnych instrumentach: skrzypcach, perkusji, bandżo, a nawet na wiolonczeli. Również śpiewały i rytmicznie klaskały, uśmiechając się do publiczności. Kiedy Stewart wykonywał przebój „Angel” z repertuaru Hendriksa, miały na plecach anielskie skrzydełka. Wyglądały znakomicie, ale to tylko koleżanki po fachu.
Zapytany, jakie było za młodu jego ulubione zagajenie do kobiety, odpowiedział: „Pytałem, co ma w koszyku”. Obecnie ma już trzecią żonę. Na problemy związane z dzieleniem majątku ma idealną receptę: „Zamiast się żenić po raz kolejny, znajdę kobietę, której nie lubię i po prostu dam jej dom”. Cały Rod Stewart!

8285092016 002
Wracając do płyt, to na początku tego wieku pojawił się w jego repertuarze album „Human” (2001). Inny od poprzednich, bo bez żadnej kompozycji Stewarta, ale nadal w klimatach popowych i rockowych. Przełomowy, bo poprzedzający okres, kiedy wykonawca postanowił na dłużej odłożyć kompozytorskie pióro. Przestał też być rockmanem i piosenkarzem popowym. Zamiast tego wziął na warsztat rozrywkowe i jazzowe standardy. Powstał wspaniały cykl „The Great American Songbook”. W latach 2002-2010 ukazało się pięć albumów z tej serii. Znalazły się na nich amerykańskie evergreeny, takie jak „Blue Moon” Richarda Rodgersa i Lorenza Harta (z Claptonem na gitarze) czy „Night and Day” Cole’a Portera.
Pomiędzy tymi płytami ukazały się dwa krążki z rockowymi i soulowymi hitami. Na pierwszym można usłyszeć utwory „Father and Son” Cata Stevensa i „If Not for You” Boba Dylana. Na drugim – „Soulbook” – Stewart interpretuje m.in. francuski przebój Gilberta Bécaud „Je t'appartiens” (ang. „Let It Be Me”), spopularyzowany w wersji angielskiej przez The Everly Brothers, oraz inne soulowe evergreeny, wśród nich „Just My Imagination” grupy The Temptations – swoich kolejnych idoli.
Dopiero w 2013 roku Stewart ponownie uraczył melomanów materiałem premierowym, niemal w całości autorskim, na płycie „Time”. Rok temu zrobił to samo na krążku „Another Country”.

8285092016 002
Niedawno obchodził 71. urodziny, ale na scenie wciąż tryska młodzieńczą energią. Wygląda na człowieka sukcesu. Od lat wygodnie mieszka w Beverly Hills. Okazjonalnie występuje w Las Vegas, na zmianę z Eltonem Johnem i Celine Dion. Zdarza się, że wyrusza w dłuższe trasy, jak niedawne tournée, które dotarło również do Polski. Ma za sobą burzliwe życie, pełne wybryków i atrakcji. Spotykał się ze sławami muzyki i gwiazdami Hollywood. Jego sąsiadem był kiedyś Gregory Peck.
Na koncercie w Łodzi wypadł fantastycznie. Kiedy śpiewał „Can’t Stop Me Now”, na ekranie za sceną pojawiały się jego zdjęcia z czasów młodości. „Spójrzcie w górę, a zobaczycie 18-letniego Roda Stewarta. Teraz już nikt mnie nie zatrzyma!” – powiedział.
Rzeczywiście, trzyma się świetnie jako piosenkarz; nie zapomina też o zamiłowaniach piłkarskich. Na koncertach ekipa techniczna rzuca do niego piłki, na których wcześniej złożył autografy, a on wprawnie kopie lub odbija je głową w kierunku widowni. Do tej pory grywa amatorsko i kibicuje klubowi Celtic Glasgow.

8285092016 002
Należy do piosenkarskiej elity i jest laureatem licznych nagród, w tym Grammy. W 1994 roku przyjęto go do Rockandrollowej Izby Sławy. Jego płyty rozeszły się w nakładzie ponad 250 milionów egzemplarzy. Jest również rekordzistą, jeżeli chodzi o frekwencję koncertową. W Sylwestra 1994, na plaży Copacabana w Rio de Janeiro, zgromadził 3,5 miliona fanów, czym wpisał się do Księgi Rekordów Guinessa. Czy można go nie lubić?

8285092016 002

Grzegorz Walenda
Źródło: HFM 09/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF