HFM

Anna Maria Huszcza Marcin Albert Steczkowski - Łoj!

cd022018002

Requiem Records 2017

Muzyka: k4
Realizacja: k3 

Płytę wydano tak oryginalnie i starannie, że w pierwszej sekundzie wziąłem ją za zaproszenie do luksusowego spa. A poważnie – bardzo rzadko zdarzają się tak wyszukane okładki, z pomysłową książeczką i w równie szlachetnej oprawie. Prawdziwa gratka dla kolekcjonerów. Co do muzyki, to jest dość specyficzna. Najprościej można ją określić jako dekonstrukcję folku: rozsamplowaną, otwartą i eksperymentalną. Można tu odnaleźć echa twórczości legendarnego Eugeniusza Rudnika, ale nie ma męczenia „rozbijanej szklanki zwolnionej 300 razy” albo „pocierania flaneli o jedwab” rozciągniętego do 15-minutowej „suity”. Jest za to konkretny pomysł na muzykę. Mocno odlotowy, dlatego fani konwencjonalnych dźwięków powinni omijać album szerokim łukiem. Ci z otwartymi umysłami docenią klimat: trochę folkowy, trochę jazzowy, trochę zahaczający o „Warszawską Jesień”. Mimo rozchwianej motoryki i pozornego braku konsekwencji – ta muzyka nie irytuje. Ma w sobie coś z szalonego słuchowiska radiowego, ale nie ogranicza się do eksperymentu dla samego eksperymentu. Słychać koncepcję, poprowadzoną od początku do końca. Dodatkowo wszystko jest świetnie nagrane, co nie stanowi reguły

Michał Dziadosz
Źródło: HFiM 02/2018

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

 

The Gentle Storm - The Diary

cd112015 08

Inside Out Music 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

The Gentle Storm to projekt dwojga uzdolnionych holenderskich muzyków – Anneke Van Giersbergen i Arjena Lucassena. Ukazuje ich wcześniej nieznane, folkowe oblicze. Charakterystyczne wokale Anneke świetnie współgrają ze złożonymi kompozycjami Arjena. Melodie wpadają w ucho, a partie symfoniczne oraz akcenty muzyki regionalnej z różnych zakątków świata nadają całości oryginalny koloryt. Talent muzyków zaangażowanych w projekt sprawił, że trudno go pomylić z jakimkolwiek innym zespołem folk metalowym. Próżno tutaj szukać nudnych kawałków, pozbawionych osobowości. Mimo stosunkowo przystępnej formy „The Diary” nie stawia wyłącznie na chwytliwe refreny oraz banalne motywy. Piosenki mają głębię, jak przystało na dzieła Lucassena. Album podzielono na dwie części: „Gentle”, na której znajdziemy czysto folkowe aranżacje, oraz bardziej metalową „Storm”. Rozumiem, że wielu odbiorców może bardziej polubić łagodniejsze oblicze płyty, lecz – moim zdaniem – jest ono odrobinę przesłodzone. Dopiero po dorzuceniu gitar elektrycznych i potężniejszej perkusji kompozycje ukazują swój pełny potencjał. Odrobina masy świetnie równoważy melodyjną naturę piosenek oraz delikatny śpiew wokalistki. Van Giersbergen oraz Lucassen stworzyli razem niesamowity album, który nie może się nie spodobać fanom.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Ensiferum - One Man Army

cd112015 11

Metal Blade Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Po wydaniu dość przeciętnego „Unsung Heroes” Ensiferum stanęło przed zadaniem udowodnienia fanom, że był to jedynie chwilowy spadek formy. Tym razem jest lepiej niż poprzednio, ale z entuzjazmem nie należy przesadzać. Chociaż albumowi zdarzają się znakomite momenty, a ogólny poziom nigdy nie schodzi poniżej „porządnego”, to czasy debiutu zespołu, kiedy dosłownie każdego utworu chciało się słuchać dziesiątki razy, minęły. Chórki, wstawki folkowe, szybkie i melodyjne riffy – wszystko jest na swoim miejscu. Jednocześnie chwilami Ensiferum zupełnie zbija słuchacza z tropu. Wstawka disco w „Two Of Spades” to czysty brylant, a inspiracje muzyką z westernów w finałowej piosence są świetnym urozmaiceniem. Jeśli chodzi o bardziej tradycyjne utwory – jedne prezentują się całkiem ciekawie, inne nie potrafią utrzymać zainteresowania odbiorcy. Ogólnie mówiąc: płyta radzi sobie nieźle, choć brakuje tu zachwycających hitów w rodzaju „Treacherous Gods”. Mimo niedociągnięć „One Man Army” to solidny album i każdy szukający porządnego folk metalu odbiorca będzie nim usatysfakcjonowany. Drobne innowacje stanowią krok w dobrą stronę. Jeśli zespół pójdzie dalej tą drogą, nie będziemy się musieli martwić ewentualną powtórką z „Unsung Heroes”. n

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Oceano - Ascendants

cd112015 14

Earache Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Tradycyjny deathcore to już pieśń przeszłości i niektóre zespoły zdążyły to zauważyć. Niestety, Oceano nie podejmuje choćby najmniejszej próby opuszczenia tonącego statku. „Ascendants” nie oferuje niczego, czego nie słyszelibyśmy wcześniej. Monotonia daje się we znaki tak bardzo, że w czasie pierwszego słuchania dopiero w połowie albumu zorientowałem się, że skończyła się pierwsza piosenka. Kompozycje idą po linii najmniejszego oporu, prezentując standardowe elementy gatunku bez choćby odrobiny innowacji. Oceano traktuje breakdowny niczym Michel Bay eksplozje, przez co powolne, ciężkie riffy stanowią przytłaczającą większość treści piosenek. Chociaż od czasu do czasu pojawia się gitara prowadząca, to w świecie, który widział już After The Burial i All Shall Perish, czysty ciężar nie wystarcza, by zainteresować słuchacza. Nie jestem w stanie znaleźć ani jednego powodu, dla którego warto by sięgnąć po „Ascendants”. Takie albumy to źródło złych stereotypów na temat gatunku. Niektórzy przez tego typu wydawnictwa są gotowi wrzucić cały deathcore do jednego worka, przez co nie usłyszą nigdy dobrych zespołów z tego nurtu. Tworzenie muzyki tak miernej jakości to powód do wstydu, a nie kolejnej trasy koncertowej.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Medulla - Thrills

101 11 2012 Medulia

Polskie Radio

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Album „Thrills” to efekt współpracy dwóch braci, kompozytorów i multiinstrumentalistów: Pawła i Piotra Steczków. Pierwszy gra m.in. na syntezatorach, drugi – na instrumentach dętych o wschodniej proweniencji (duduk, ney, shakuhachi i inne). Razem tworzą elektroniczną muzykę obejmującą zasięgiem tak różne światy, jak muzyka tradycyjna, ambient, fusion czy industrialny metal.
W wypadku tak intrygującej mieszanki pojawia się zasadnicze pytanie: czy autorom udało się bezboleśnie powiązać ze sobą poszczególne elementy?
Niestety, w przypadku Medulli odpowiedź jest raczej przecząca. Płyta „Thrills” jest momentami świetna, a momentami wprost nieznośna. Kreatywności i umiejętności nie można Steczkom odmówić, lecz na niektóre ich rozwiązania trudno przystać. Gdyby duet ograniczył się do nagrań takich jak „Down, Sun, Shine, Downs” czy „Memory”, w których bogaty wachlarz elektronicznych dźwięków wzbogacają partie instrumentów orientalnych, powstałby ciekawy album w stylu „Passion” Petera Gabriela. Niestety, panowie do większości kompozycji dodali przesterowaną gitarę elektryczną, rodem z nagrań Rammsteinu, co skierowało projekt na zupełnie inne tory. Być może decyzja ta pozwoliła Medulli zdobyć fanów wśród wielbicieli ciężkich brzmień i wystąpić na większych scenach, ale twórczości dodała jednak kiczu.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 11/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF

Air - Le Voyage Dans la Lune

99 10 2012 Air

Virgin 2012

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Postać Georges’a Mélièsa, iluzjonisty i pioniera kina, przypomniał ostatnio pu- bliczności Martin Scorsese w obsypanym nagrodami filmie „Hugo”. Francuska gru- pa Air postanowiła zaś przybliżyć swoim słuchaczom najbardziej znane dzieło mi- strza wczesnych lat celuloidu: „Podróż na Księżyc”. Najnowszy album duetu nie tylko został zainspirowany tym filmem. Fragmenty krążka Air tworzą też ścieżkę dźwiękową do odrestaurowanej i poko- lorowanej wersji „Podróży...” sprzed stu lat. Zarówno sama płyta, jak i film z no- wym podkładem wypadają bardzo przy- jemnie. Jean-Benoit Dunckel i Nicolas Godin podeszli do zadania subtelniej niż Giorgio Moroder w „zaktualizowanym” soundtracku do innego klasyka kina science-fiction, „Metropolis” Langa. Po- mimo pewnych podobieństw pomiędzy projektami, album Air jest bliższy trady- cyjnej muzyce filmowej. Jego urok tkwi w tym, że autorzy nie starają się stworzyć dzieła jak najbardziej futurystycznego, ale futuryzm... w wersji retro! Styliza- cja na „nowoczesno-dawne” brzmienia nie sięga aż do epoki Mélièsa. W mie- szance symfonicznych, syntezatorowych i gitarowych brzmień można bez trudu dosłyszeć space rock lat 70. czy niegdy- siejsze dokonania Vangelisa. Dzięki nim Air bezbłędnie odtwarzają specyficzną atmosferę nie tylko „Podróży na Księ- życ”, ale ogólniej: wszystkich sędziwych filmów s-f.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF