HFM

artykulylista3

 

Enslaved- In Times

cd042015 06

Nuclear Blast 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Enslaved nie zawdzięczają swojej pozycji na scenie black metalowej przypadkowi. Jako jedni z nielicznych zrozumieli, że to, co działało świetnie w 1994 roku, już za jakiś czas stanie się jedynie cieniem przeszłości. Ci panowie parli naprzód, stale wzbogacając swoją muzykę o nowe, ciekawe elementy. „In Times” jest kontynuacją poprzednich płyt. Fani „RIITIIR” i „Axoima Ethica Odini” z pewnością będą zadowoleni. Ostre fragmenty black metalowe świetnie przeplatają się z bardziej melodyjną progresywą. Choć Enslaved stoi w połowie drogi pomiędzy dwoma światami, to tym razem kompozycje stawiają bardziej na drugi z wymienionych aspektów. Nie znaczy to jednak, że porzucili swoje korzenie. W każdej piosence znajdziemy agresywne zagrywki oraz skrzekliwe growle. Takie zróżnicowanie sprawia, że nie sposób się nudzić w trakcie słuchania. Początek „Thurisaz Dreaming” to ukłon w stronę wielbicieli tradycji gatunku, natomiast solówka na „Daylight” ma o wiele więcej wspólnego z „Deep Peace” Devina Townsenda niż chaotycznymi popisami Slayera. Największą zaletą „In Times” są złożone kompozycje, w których trudno od razu wyłapać wszystkie szczegóły. Po pierwszym przesłuchaniu widzimy jedynie niewielką część układanki. By w pełni docenić ten album, należy spędzić z nim dużo czasu.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Moonspell - Extinct

cd042015 10

Napalm Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Jak pokazał ostatni album „Alpha Noir/Omega White”, Moonspell o wiele lepiej radzi sobie z bardziej melodyjnymi kawałkami. Zespół prawdopodobnie również to zauważył, przez co „Extinct” wyraźnie stawia na lżejsze brzmienia. Oczywiście, grupa wciąż stara się przemycać cięższe fragmenty, lecz nie one są najważniejsze. Twórcy skupili się na wpadających w ucho melodiach, przejmujących solówkach oraz partiach orkiestrowych. Pisząc utwory, zespół inspirował się wieloma gatunkami. Części nawiązujące do melodyki Bliskiego Wschodu nadają kompozycjom interesujące brzmienie, natomiast partie symfoniczne z pewnością spodobają się wielbicielom Septic Flesh. Moonspell momentami wyraźnie odwołuje się do gotyckiego rocka lat 80., co niektórym słuchaczom może odpowiadać (przyznaję, że sam nigdy nie byłem wielbicielem tej estetyki). Niestety, w procesie zestawiania całości zdarzyło się kilka niedoróbek. Sporadyczne zmiany nastroju, które z reguły stanowią zaletę kompozycji, tutaj zostały wplecione w utwory dość niezgrabnie. Również głos Fernando Ribeiro nie wszystkich zachwyci. Mimo wad z pewnością warto poświęcić „Extinctowi” odrobinę uwagi. Moonspell kolejny raz dostarczył nam porządną płytę, która przypadnie do gustu fanom gatunku.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Iggy Azalea - Reclassified

cd042015 11

Virgin EMI Records 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Rapowanie na hip-hopowym podkładzie to styl, który reprezentuje australijska wokalistka i modelka, Iggy Azalea. O tym, że jej nagrania znajdują odbiorców, świadczy popularność jej poprzedniej płyty, która w Australii dotarła do drugiego miejsca tamtejszej listy przebojów, a w USA była na trzecim. Również w niektórych europejskich krajach cieszyła się wzięciem (piąte miejsce w Wielkiej Brytanii). Na omawianym krążku wszystko brzmi podobnie jak na debiutanckim „The New Classic”. Na „Reclassified” powtarza się kilka utworów z pierwszej płyty, ale dodano też parę nowych. Album otwiera „We in This Bitch”. Od razu wiadomo, dlaczego na okładce widnieje naklejka apelująca do rodziców, aby trzymali album z dala od dzieci. Ale jak to zrobić? Przecież właśnie młodzi odbiorcy gustują w tego typu produkcjach. Nie zajmujmy się jednak drobnostkami. Muzyka nie grzeszy oryginalnością, jednak trudno ją zdyskwalifikować. Jeśli posłuży głównie do tego, aby się przy niej rytmicznie kiwać na dyskotece, to dlaczego nie? We wspomnianym pierwszym utworze słychać ładny prowadzący bas. Melodii specjalnie nie ma, ale tak to już jest w rapie. Jak na ten gatunek, wszystko gra, jak trzeba. Czy fani skuszą się na „powtórkowy” album Azalei? Zobaczymy. Mężczyźni pewnie zauważą okładkę.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Houndmouth - Little Neon Limelight

cd042015 12

Rough Trade 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Pierwszy album amerykańskiej kapeli Houndmouth („From The Hills Below The City”) sprzed dwóch lat pozostał u nas bez echa. Niesłusznie, ponieważ zawierał sporo interesujących piosenek. Stylistyka pop-rockowa, ze sporą dozą brzmień folkowych i z udanymi harmoniami, robiły wrażenie. Do tego świetny głos wokalistki, zabarwiony charakterystyczną nutą country. Druga płyta jest utrzymana w podobnym stylu. Udało się zgrabnie połączyć rockowe rytmy (przykładem „Say It”) z amerykańskim folkowym feelingiem. Najciekawiej przy mikrofonie wypada Katie Toupin. Zwłaszcza utwór „Otis” daje jej możliwość popisania się interpretacyjnym talentem. Dobrze brzmi też w balladzie „Gasoline”. Mężczyźni w roli wokalistów nie błyszczą, ale wykonują piosenkarskie zadania poprawnie. Zwłaszcza tam, gdzie trzeba zaśpiewać na kilka głosów. Ponadto zapewniają ciekawy akompaniament. Aranże nie są zbyt wydumane; proste, ale konkretne. Takie, żeby jak najlepiej wyeksponować walory melodii. Na zakończenie ładna ballada „Darlin’”. Po wysłuchaniu płyty zapewne niejeden meloman zacznie poszukiwać w sklepach debiutanckiego krążka Houndmouth. Warto, zwłaszcza że może się teraz trafić w przystępnej cenie.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Rumer - Into Colour

cd042015 04

Warner Music (Atlantic) 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Współczesny przemysł muzyki rozrywkowej wykreował prosty przepis na sukces: fajny głos, występ w talent show i płyta z garścią coverów. Strategia prosta jak budowa cepa pozwala tabunom gwiazdeczek na chwilę zabłysnąć, ale zwykle zostaje po nich tyle, co po spalonej zapałce. Rumer (Sarah Joyce), urodzona w Pakistanie gitarzystka i kompozytorka, poszła o krok dalej. Urzeka miękkim, jasnym wokalem, a jej album, inspirowany soulowym feelingiem złotej dekady lat 70., to propozycja autorska. Kieruje ją do słuchacza, który uwielbia nowe piosenki, „przyklejające się” już po pierwszym posłuchaniu. Artystka unika wykorzystywania cudzych pomysłów i nie wpada w pułapkę „retro kiczu”. Ujmuje za to różnorodnością, a delikatna patyna staromodnego brzmienia tylko dodaje kompozycjom uroku, a odbiorcę rozrzewnia. Wysmakowane orkiestrowe aranżacje podkreślają balladową zmysłowość („Reach Out”), a niekiedy zaskakują rozkołysanym dyskotekowym bitem („Dangerous”). Rumer jest jednym z ciekawszych zjawisk na brytyjskiej scenie muzyki popularnej. Talent i namiętna ciekawość poszukiwania własnej drogi są ważniejsze niż rzemieślnicza solidność i dolary wydane na promocję. Prezentowana płyta udowadnia to bez dwóch zadań. Kto posłucha, ten polubi!

Mirosław Szymański
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Bettye LaVette - Worthy

cd042015 17

Cherry Red Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Joe Henry – amerykański producent i wykonawca – pierwszy raz zwrócił uwagę na Bettye LaVette 10 lat temu. Wtedy wyprodukował jej płytę „I’ve Got My Own Hell To Raise”. Album z piosenkami śpiewających kobiet (m.in. Dolly Parton, Sinead O’Connor i Joan Armatrading) przybliżył nazwisko wokalistki fanom na całym świecie, mimo że nagrywa ona już od lat 60. XX wieku. Ciepło o jej płycie wyrazili się również uznani artyści, Elvis Costello i Bonnie Raitt, a to już nie lada rekomendacja. Później LaVette nagrała jeszcze kilka płyt pod innym kierownictwem, a teraz zdecydowała się ponownie połączyć siły z producentem, który pomógł jej dotrzeć do odbiorców na całym świecie. Styl pozostał podobny. Światowe hity w bluesowych, soulowych i rhythm and bluesowych aranżacjach. Większość w wersjach trudnych do rozpoznania, jak choćby kompozycja „Wait” Beatlesów, która z rytmicznego utworu rockowego stała się soulową balladą. Poza tym mamy „Unbelievable” Dylana, „Complicated” spółki Jagger-Richards oraz jeszcze kilka świetnie, choć oszczędnie zaaranżowanych i z polotem wykonanych przebojów. Na pierwszy plan wybija się znakomity wokal bohaterki płyty. Czasami soulowo- -melancholijny, a innym razem dynamiczny i ostry. Świetnie się tego słucha. Udanym bonusem jest dołączona do droższego wydawnictwa płyta DVD z koncertem Bettye LaVette, zarejestrowanym w ubiegłym roku w londyńskiej Jazz Café.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 04/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF