HFM

artykulylista3

 

Leon Bridges - Coming Home

cd092015 02

Columbia Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Kolejny – po Sharon Jones i grupie Alabama Shakes – wykonawca, który z powodzeniem wraca do brzmień zna nych z nagrań Sama Cooke’a, Jamesa Browna oraz współczesnych im arty tów, obracających się w kręgach go pel, soulu i funky. Na omawianym, debiutanckim krążku Leona Bridge a tego ostatniego stylu jest najmniej. Najwięcej słychać melodyjnego soulu, charakterystycznego dla wydawnictw Cooke’a. Przypominają się jego legen darne kompozycje: „Nothing Can Chan ge This Love”, „Somebody Have Mercy” czy „A Change Is Gonna Come”. Królują nastrojowe utwory z gitarowo- organowym akompaniamentem, żeński mi chórkami i nostalgicznie grającym aksofonem. Jedynie przy „Flowers” można poszaleć na parkiecie. Słowa uznania należą się Bridgesowi za to, że przypomina stare brzmienia nie po przez interpretowanie na nowo daw nych kompozycji, ale bazując na nowym repertuarze. Do tego jest współautorem wszystkich piosenek, a i z interpretacja mi radzi sobie nieźle. Nawet jego barwa głosu przypomina wokale znane z cza ów złotej ery soulu. Żeby wszystko się zgadzało, woka ista postarał się o sprawnie grających akompaniatorów. Jeśli zatem komuś podobała się panująca ostatnio moda na nowe piosenki, brzmiące jakby po chodziły z płyt sprzed ponad pół wieku, o „Coming Home” jest dla niego. n

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Alabama Shakes - Sound & Colo

cd092015 03

Rough Trade Records Ltd. 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Fantastyczna premiera. Jedna z ciekawszych płyt pierwszego półrocza 2015. Album może nie aż tak oryginalny, bo utrzymany w modnych ponownie klimatach, spopularyzowanych pół wieku temu, ale wyróżniający się na tle podobnej stylistycznie konkurencji. Alabama Shakes to amerykańska formacja z kobietą w roli śpiewającej liderki. Grupa znakomicie odtwarza dawne muzyczne trendy w swoich własnych kompozycjach. Słuchając „Sound & Color” przenosimy się do czasów, w któ- rych błyszczał James Brown. Wprawdzie tutaj śpiewa wokalistka, ale robi to z niemal równym temperamentem. Nazywa się Brittany Howard. Razem z utalentowanymi instrumentalistami – pozostałymi członkami zespołu – pisze muzykę oraz samodzielnie dodaje do niej słowa. Jest obdarzona soulowym głosem i funkową energią. Jej zespół zaczynał od coverów, jednak szybko uwierzył w swój talent i złapał dryg do tworzenia własnych piosenek. Już na pierwszym longplayu – „Boys & Girls” (2012) – Alabama Shakes uderzyli w soulowe i funkowe klimaty retro. Zadbali równocześnie o adekwatną realizację nagrań. Nowy krążek jest dostępny zarówno na CD, jak i na płytach analogowych. Ukazała się też wersja specjalna z białym winylem.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Arcturus - Arcturian

cd092015 06

Prophecy Productions 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Po długiej nieobecności na scenie pionierzy black metalowej awangardy wracają w niezłej formie, choć nie tak przełomowi, jak kiedyś. Grupa prawdopodobnie wyszła z za- łożenia, że to, co było niespotykane dziesięć lat temu, pozostanie takie również dzisiaj. W rezultacie otrzymaliśmy black metal z czystym wokalem, zatrzę- sieniem elementów symfonicznych oraz dużą ilością elektroniki. Nie brzmi to zbyt oryginalnie. Mimo to „Arcturian” nie jest złym albumem. Łatwiej znaleźć szczęście w Sosnowcu niż mierną kompozycję na tej płycie. W piosenkach użyto wszelkich środków, by płynnie przechodziły między nastrojami. Elektroniczne intra przypominają bardziej dark ambient niż metal. Przechodzą później w ciężką podwójną stopę, gitarowe tremolo oraz growle albo energiczne wokale, którym towarzyszy akompaniament orkiestry. Do wysokiego śpiewu Simena Hestnæsa trzeba przywyknąć, a wielbicieli black metalowej tradycji nie ucieszy fakt, że posługuje się on niemal wyłącznie czystym wokalem. Gitary przez większość czasu trzymają się na uboczu i przypominają o sobie, gdy nadchodzi czas na solówkę. Hellhammer za zestawem perkusyjnym raczej stara się popisywać szybkością, lecz ze spokojniejszymi fragmentami też radzi sobie nieźle. Nowego dzieła Arcturusa słucha się dobrze, jednak powiewu świeżości trzeba poszukać gdzie indziej.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Kamelot - Haven

cd092015 09

Napalm Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Wypuszczając „Silverthorn” Kamelot udowodnił, że nawet bez Roya Khana jest w stanie nagrać świetny album. „Haven” kontynuuje dobrą passę, choć nie wprowadza tylu innowacji. W odróżnieniu od większości zespo- łów, które ciągle serwują nam to samo, ci panowie nawet po dwudziestu latach obecności na scenie potrafią stworzyć kompozycje, które przyciągają uwagę i zostają w pamięci. Swoją rolę mają w tym z pewnością rewelacyjne, czyste wokale Tommy’ego Karevika oraz ciekawie skomponowane riffy gitarowe. Fragmenty symfoniczne oraz klawiszowe przyjemnie wzbogacają brzmienie zespołu i spokojnie można je było bardziej podkreślić w miksie. Siłą „Haven”, w przeciwieństwie do poprzednich albumów, nie są ballady, a cięższe, bardziej żwawe kawałki. Zostały one nagrane z pomysłem, a każ- dy jest interesujący na swój własny sposób. Kamelot pokazał, że jest w świetnej formie i nie ma zamiaru zwalniać. Fani znajdą tu kolejną partię solidnego materiału, od którego nie zdołają się oderwać przez długie miesiące. Ci, których formuła grupy zdążyła już znużyć, nie dostrzegą tu stylistycznej rewolucji, jednakże trudno sobie wyobrazić, że ktoś z tego tylko powodu przekreśli tę płytę. Rzadko słyszy się równie dobry power metal.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Between The Buried & Me- Coma Ecliptic

cd092015 12

Metal Blade 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Z każdym następnym albumem Between The Buried & Me coraz bardziej odcinali się od metalcore’u, jednocze- śnie wchodząc na terytorium progresywne. „Coma Ecliptic” to zwieńczenie tej przemiany, a równocześnie najłagodniejszy album zespołu. Kompozycje są wyjątkowo złożone, naszpikowane interesującymi pomysłami i zupełnie nieprzewidywalne. W utworach rozwija się równolegle po kilka linii melodycznych. Niemożliwe jest wyłapanie wszystkich motywów przy pierwszym przesłuchaniu. Chociaż utwory nie są krótkie, to żaden nie trwa dłużej niż dziesięć minut. Wszystkie są zwarte, dopracowane, bez zbędnych zapychaczy. Instrumentaliści spisali się znakomicie. Partie gitarowe ukazują umiejętności wykonawców. Są zarówno chwytliwe, jak i złożone. Basista także nie traci okazji, by zabłysnąć. Jego linie melodyczne bywają nawet bardziej zajmujące niż gitarowe. Atrakcji dostarcza też perkusista, ale największą gwiazdą albumu i tak pozostają klawisze. Nagłe pojawienie się organów Hammonda, elektronicznych wstawek czy pianina wspaniale urozmaica brzmienie. „Coma Ecliptic” to najlepszy album Between the Buried & Me. To obowiązkowa pozycja w płytotece każdego fana metalu progresywnego.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Fear Factory - Genexus

cd092015 04

Nuclear Blast 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

„Jak brzmi nowy album Fear Factory?” – to pytanie w rozmowach pojawia się najczęściej jako żart. Zespół znalazł sobie formułę, którą co kilka lat wkłada w nowe opakowanie i ani myśli jej zmieniać. Powoli to zaczyna być męczące. Piosenki podążają utartym schematem: ciężka zwrotka – melodyjny refren. Większych innowacji brak. Na mocniejszych fragmentach riffy nie są szczególnie interesujące i zbyt często ograniczają się do zapętlenia banalnego motywu. Perkusja w tym czasie podą- ża za rytmem gitar, nie wnosząc wiele do kompozycji. Tu i ówdzie można znaleźć wstawki elektroniczne, lecz pojawiają się zbyt rzadko, bądź są wycofane na dalszy plan, przez co nie przycią- gają uwagi. Największym problemem melodyjnych refrenów są wokale Burtona Bella. O ile do krzyku wokalisty nie moż- na zgłosić zastrzeżeń, to jego śpiew do najpiękniejszych nie należy. To, w czym ogranicza go niewielka skala, stara się nadrobić natężeniem dźwięku. Trzeba jednak przyznać, że muzykom udało się przemycić kilka ciekawych melodii, solidnych riffów oraz interesujących elektronicznych motywów. „Genexus” nie jest zatem złym albumem i zapisuje się w pamięci lepiej niż kilka poprzednich wydawnictw zespołu.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF