HFM

artykulylista3

 

Anthrax - For All Kings

cd032016 011

Nuclear Blast 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Wracając po długiej przerwie albumem „Worship Music”, Anthrax rozbudził nadzieje fanów. Nie było to może najlepsze wydawnictwo w historii zespołu, ale niosło ze sobą obietnicę większej ilości przyzwoitego materiału w przyszłości. Teraz czas sprawdzić, czy została spełniona. Fanów zespołu krążek „For All Kings” z pewnością usatysfakcjonuje. Niestety, albumu nie można polecić całej reszcie z powodu braku większych innowacji oraz kilku dość istotnych niedoróbek. Utwory na „For All Kings” nie prezentują jednakowo wysokiego poziomu. Wyraźnie słychać, że w niektóre piosenki, jak otwierająca album „You Gotta Believe”, włożono wiele pracy i kilka niezłych pomysłów. Jednak już „Defend Averange” to utwór jednego motywu. Album cierpi także z powodu dłużyzn i nużących zapętleń. Partiom wokalnym Joeya Belladonny również sporo brakuje do ideału. Zdarza im się opierać na kilku dźwiękach lub wręcz melorecytacji. Kiedy jednak panowie faktycznie się postarali, nie można narzekać. Wiele kompozycji wpada w ucho, a gitary nie służą jedynie do wypełnienia tła i od czasu do czasu wkrada się ciekawa zagrywka. Nowy album Anthraksu z pewnością ucieszy fanów, jednak jeśli zespół nigdy szczególnie do was nie przemawiał, to nie musicie po niego sięgać.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Megadeth - Dystopia

cd032016 005

Nuclear Blast 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Megadeth od pewnego czasu konsekwentnie obniżał poziom. „Th1rt3en” rozczarował, a „Super Collider” wołał o pomstę do nieba. Ostatnie zmiany personalne w postaci dołączenia do grupy gitarzysty Kiko Loureiro oraz perkusisty Chrisa Adlera dały promyk nadziei. „Dystopia” składa się z fragmentów, które przywołują złe wspomnienia z „Super Collidera” oraz zaskakująco solidnych kompozycji. Szczęśliwie, te drugie przeważają i nawet jeśli powieje nudą, zespół szybko podnosi się interesującym riffem bądź solówką. Widać to od samego początku, kiedy otwierające album „The Threat Is Real” usypia, lecz już piosenka tytułowa intryguje wstępem, w którym czuć dotyk Kiko. Wahania jakości można zauważyć także w samych utworach. Dopiero kiedy wokale milkną, instrumentaliści pokazują swój talent. Cieszy również, że twórcy nie zdecydowali się napisać wszystkich kompozycji w tym samym schemacie. Królują tu żwawe, melodyjne utwory, lecz znajdziemy także półballadę „Poisonous Shadows”, inspiracje power metalowe, instrumentalne „Conquer or Die” czy hard rockowe „Melt The Ice Away”. Zalety zdecydowanie przeważają nad wadami i nawet jeśli nie jest to wiekopomne dzieło, to bije na głowę poprzednie. Nowa krew przyniosła nową jakość, a zespół przerwał serię porażek.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Dream Theater - The Astonishing

cd032016 006

Nuclear Blast 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Po wielu latach na scenie trudno wciąż zaskakiwać, jednak, w przeciwieństwie do wielu kolegów z branży, Dream Theater przynajmniej próbuje. Tym razem panowie zostali wyraźnie zainspirowani przez młodszych twórców, jak Ayreon czy Avantasia i postanowili stworzyć metalową operę. Najnowsze dzieło Dream Theater to dwupłytowy kolos, na którym znajdziemy ponad dwie godziny muzyki i, niestety, nie można powiedzieć, że nie odczuwa się tych gabarytów. Choć panowie mieli sporo interesujących pomysłów, to nie aż tyle, by wypełnić nimi tak monstrualne dzieło. Album wydaje się przez to niepotrzebnie rozciągnięty. Mimo to jest niezły. Dream Theater nie odgrzewa swego dotychczasowego brzmienia. Teraz to klawiszowe partie Jordana Rudessa, a nie gitarowe popisy Johna Petrucciego wysuwają się na pierwszy plan. Wielbiciele chórów i orkiestry symfonicznej również będą wniebowzięci, bowiem jest ich tutaj dostatek. Dzięki temu album imponuje potężnym brzmieniem. Sami muzycy nie stracili wirtuozerskich umiejętności i pod względem wykonawczym grupa pozostaje bezbłędna. Przydałoby się jeszcze kilka gościnnych występów wokalnych, które wniosłyby więcej różnorodności. „The Astonishing” miał szansę być naprawdę wybitny, a okazał się „jedynie” bardzo dobry.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Fleshgod Apocalypse - King

cd032016 008

Nuclear Blast 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Trudno mieć muzykom za złe, że próbują odnaleźć własny styl i stworzyć coś oryginalnego. Mimo to Fleshgod Apocalypse znaleźli się w ogniu krytyki. Ich najnowsze dzieło potwierdza jednak, że warto było zboczyć z wydeptanej ścieżki. Zespół stawia kolejny krok w kierunku wyznaczonym na „Agony”. Znajdziemy tu porcję death metalu z potężnymi growlami i bębnami przypominającymi serie z karabinu maszynowego, wspomagane przez orkiestrę symfoniczną, chór, klawisze i żeński śpiew operowy. Poza swoim bogatym brzmieniem „King” oferuje mieszankę masy, pomysłowych zwrotów akcji oraz zapadających w pamięć motywów. O ile na „Labirynth” za największy postęp można było uznać pracę perkusji, tak tym razem podobny skok jakościowy dotknął czyste męskie wokale, które dotychczas straszyły cienkim, niezbyt imponującym falsetem, a teraz mają pazur i niezbędną moc. Na pochwałę zasługują solowe popisy gitarzystów. Chociaż zdają sobie oni sprawę, że gwiazdą jest tutaj orkiestra, to kiedy wychodzą na pierwszy plan, wiedzą, jak zabłysnąć. Zamiast obrzucić słuchacza serią pasaży, starają się prowadzić chwytające za serce melodie. Fleshgod Apocalypse kolejny raz pokazuje oryginalność, talent kompozytorski i wykonawczy. „King” to jedno z wydawnictw, których w tym roku nie można przegapić.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Supersonic Blues Machine - West of Flushing South of Frisco

cd032016 001

Provogue/Mascot 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Tego typu płyty trudno się ocenia, bo nie wiadomo, kto tak naprawdę decyduje o ich walorach. Czy wykonawca je firmujący – w tym przypadku specjalnie skrzyknięta na tę okazję bluesowa formacja w składzie: Lance Lopez (gitara, wokal), Fabrizio Grossi (bas, śpiew, producent) i Kenny Aronoff (perkusja), czy też zaproszeni goście. Ci tutaj są czołowymi wykonawcami bluesa i rocka, a każdy wnosi do wspólnych produkcji sporo własnego stylu. Na szczęście, i to chyba zasługa producenta, osiągnięto spójny efekt. Udało się tak kontrolować i ważyć poszczególne partie, że nawet wyjadacze tacy jak Billy F. Gibbons (ZZ Top), zdolny bluesman Walter Trout czy też mistrz jazz-rockowej gitary Robben Ford nie burzą koncepcji płyty. Album jest elegancko poukładany. Nagrań słucha się tak, jakby odpowiadał za nie jeden wykonawca, a nie wiele gwiazd. Kilka kompozycji naprawdę robi wrażenie. Choćby otwierająca „Miracle Man” ze świetną slide’ową gitarą, albo „Let It Be” (nie mylić z Beatlesami) czy też „That’s My Way”. W tej ostatniej gościnnie występuje Chris Duarte, reprezentujący brzmienia z Teksasu. Solidny blues-rock pełną parą.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Sia - This Is Acting

cd032016 003

Monkey Puzzle Records 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Jeśli utwór „Sweet Design” nie gra jeszcze w którejś dyskotece, to znaczy, że lokalny DJ nie trzyma ręki na pulsie. To nagranie porywa do tańca, ale nie takie zadanie ma cały album. Zawiera bowiem głównie spokojniejsze kompozycje, oparte na elektronice. W czasach, kiedy wielu artystów sięga do korzeni rocka, po motywy soulowe i funky, a wszystko oprawia instrumentami akustycznymi, syntezatory odeszły w cień. Na płycie „This Is Acting” trzymają się mocno. Na szczęście ich nieco archaiczne brzmienie jest kompensowane przyjemnym dla ucha i nacechowanym jazzową ekspresją głosem wokalistki. Sia Furler, piosenkarka z Australii, postarała się o dobry repertuar. Pod jedną z kompozycji podpisała się też Adele. Już od pierwszego nagrania mamy do czynienia z eleganckimi, a nawet, rzec można, dostojnymi melodiami. Do „Birds Set Free” wprowadza nas majestatycznie brzmiący fortepian. Dopiero w okolicach refrenu pojawia się elektronika. W „Cheap Thrills” syntezatory atakują już od pierwszych taktów. Jeśli komuś nie przeszkadzają, to w nagraniu „Footprints” może się przenieść do czasów synth-popu, kiedy królowała grupa Eurythmics, z Annie Lennox na czele. Na koniec odpływamy melodyjnie dzięki kompozycji „Space Between”, którą zdobi atrakcyjny wokal.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF