HFM

artykulylista3

 

Moby - Destroyed

102-103 11 2011 moby

EMI 2011

Interpretacja: k4
Realizacja: k3

Choć z biegiem czasu muzyka Moby’ego straciła na nowatorskości, wciąż jest synonimem dobrego, inteligentnego popu. Niezależnie bowiem od zmian stylistycznych, amerykański muzyk przyzwyczaił słuchaczy do wysokiego poziomu swoich nagrań. Nie inaczej jest z „Destroyed” – może nie najlepszą pozycją w jego dyskografii, ale i nie rozczarowującą.
Płyta nie różni się znacznie od poprzedniczki. Mniej na niej jednak gitar, które ustąpiły miejsca instrumentarium elektronicznemu. Pojawiają się rytmy automatów perkusyjnych, dźwięki syntezatorów, przepuszczone przez procesory efektów kobiece wokale. Kilka razy śpiewa sam Moby, a prostsze w budowie piosenki równoważy kompozycjami instrumentalnymi.
Album powstawał, gdy Moby był w trasie i w bezsenne noce przyglądał się panoramom pustych i obcych metropolii. „Czułem się, jakbym był jedynym żywym człowiekiem w wymarłym mieście” – relacjonuje. Rzeczywiście, „Destroyed” idealnie oddaje atmosferę surowej industrialnej przestrzeni. Dopełniają ją zdjęcia z książeczki. Przedstawiają hotelowe korytarze, lotniskowe poczekalnie, bloki. To również robota Moby’ego. Jego dziesiąta płyta jest więc spójna w warstwie muzycznej i graficznej oraz przepełniona atmosferą niepokojącej wielkomiejskiej pustki.
Jak na „muzykę taneczną” to całkiem dobry krążek do słuchania. Najlepiej nocą.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 11/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF