HFM

artykulylista3

 

Billy Hart - All Our Reasons

98-99 10 2012 BillyHart

ECM 2012

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Choć Billy Hart, 72-letni weteran jazzowej perkusji, mógłby odcinać kupony od swojej sławy, woli sobie wyznaczać ambitne cele i grać muzykę o otwartej formie, pełną zaskakujących pomysłów, smakowitych detali i barw. Właśnie taką znajdziemy na jego najnowszej płycie – „All Our Reasons”. Nagrał ją wspólnie z saksofonistą Markiem Turnerem, pianistą Ethanem Iversonem i basistą Benem Streetem. Mimo że Hart jest liderem, album stanowi wspólne dzieło czwórki indywidualistów z Iversonem i Turnerem na czele. To właśnie brzmienie saksofonu Turnera, przypominające do złudzenia klarnet, od razu zwraca uwagę słuchacza.
Muzyka płyty jest jednolita, spójna, choć w charakterze wielostylistyczna. Z jednej strony mamy współczesny jazz akustyczny o bardzo indywidualnych rysach; z drugiej – czytelne nawiązania do konkretnych trendów (bop, West Coast, free) i nazwisk, np. do Coltrane’a – kompozycja „Ohnedaruth” jest oparta na motywach i harmoniach „Giant Steps”. Z kolei „Nigeria” Turnera przywodzi na myśl koncepcje jazzowych linearystów, zwłaszcza Konitza, Marsha i George’a Russella. Sam Turner nie naśladuje Trane’a (choć jest on jego bazą), bliżej mu do… muzyki klasycznej. Jego ton jest czysty, pozbawiony jazzowej chropowatości.
Bardzo interesujący album, choć niektórym fanom muzyka kwartetu może się wydać zbyt wystudiowana i sterylna emocjonalnie.

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF

Adam Bałdych & The Baltic Gang - Imaginery Room

98-99 10 2012 AdamBaldych

ACT 2012

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Kariera młodego skrzypka Adama Bałdycha rozwija się imponująco. Jego najnowsza płyta ukazała się pod szyldem renomowanej wytwórni ACT (wcześniej nagrywali tam Leszek Możdżer i Paweł Kaczmarczyk).
Stylistycznie album stanowi pomost pomiędzy jazzem amerykańskim a europejskim, z jego nostalgią, śpiewną kantyleną i bogactwem kolorystyki. Na drugim planie pojawiają się czasem echa muzyki klasycznej i etnicznej. Niemal wszystkie utwory i aranże wyszły spod pióra lidera, który – posługując się prostymi środkami – osiągnął zaskakująco dobre efekty.
Płyta ma ciekawą narrację. Rozpoczyna ją dynamiczny, bogato zaaranżowany „Village Underground”. Ten poziom energii i zagęszczenia fakturalnego nie pojawia się już w podobnej postaci. Później mamy zróżnicowany repertuar – zmieniają się składy, klimat, tempa utworów. Kończący album „Million Miles Away” jest rodzajem kody; za „prawdziwy” finał należy uznać poprzedzający go „Inspiration”.
Najbardziej podobał mi się „Time Traveller” – impresyjny duet Bałdycha i pianisty Jacoba Karlzona. Świetnie wypadł też „For Zbiggy”, poświęcony pamięci Zbigniewa Seiferta. Lider pokazał się w nim jako wytrawny improwizator.
Muzykę Adama Bałdycha wykonuje „gang” złożony z doświadczonych muzyków skandynawskich, wśród których wyróżniają się basista Lars Danielsson i trębacz Verneri Pohjola.

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF

Melody Gardot - The Absence

98-99 10 2012 MelodyGardot

Decca 2012
Dystrybucja: Universal Music

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Tytuł „Nieobecność” jest mylący, bowiem artystka na płycie niewątpliwie jest i to zarówno duchem, jak i ciałem. Że ciałem, widać na okładce. A że duchem, dowodzą własne kompozycje i perfekcyjne wykonania. Mamy nawet Melody Gardot w stylu Toma Waitsa – w dwóch utworach: „If I Tell You I Love You” i „Goodbye”. Dodam, że świetnych. Reszta to na ogół covery standardów latynoskich. Ale zaraz... Nie, pomyłka! Mimo że piosenki brzmią jak latynoskie evergreeny, to autorką wszystkich jest Melody. Otwierający program utwór „Mira” może aż tak nie urzeka, przynajmniej za pierwszym przesłuchaniem, ale dalej robi się coraz lepiej. Na uwagę zasługuje zwłaszcza trzecia kompozycja, „So Long”, chociaż i ona nie przedstawia w pełni możliwości wokalistki i towarzyszących jej muzyków. Bo utalentowani akompaniatorzy, w tym grający na instrumentach smyczkowych i dętych, w pełni dają o sobie znać dopiero w nagraniu „So We Meet Again My Heartache”.
Skoro mowa o sidemanach, to należy wyróżnić producenta, zarazem gitarzystę i wokalistę, Heitora Pereirę, który dodaje do zawartości sporo urokliwych brazylijskich dźwięków – oraz mistrzowski, do tego zróżnicowany stylistycznie, skład perkusistów. Są wśród nich latynoskie sławy, jak m.in. Paulinho DaCosta i Paco Arroya, słynny jazzman Peter Erskine oraz – uwaga! – rockowa legenda, Jim Keltner.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF

New Bone - It’s Not Easy

107-109 07-08 2009 NewBone

Gowi Records 2009
Dystrybucja: GiGi

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Polskie płyty jazzowe młodych muzyków są coraz bliższe projektom z udziałem światowych gwiazd tego stylu. Oczywiście, pisząc: „coraz bliższe”, nie twierdzę, że różnica się zatarła. Zwłaszcza od strony nowatorskości krajowym produkcjom sporo brakuje do muzycznej Formuły 1. Przykładem choćby „It’s Not Easy”.
Grający na trąbce Tomasz Kudyk i jego koledzy z New Bone swoich umiejętności na pewno nie muszą się wstydzić. Pianista Paweł Kaczmarczyk w „The Torn Veil” improwizuje jak prawdziwy wirtuoz. Sekcja rytmiczna (Maciej Adamczak, Arek Skolik) także pracuje na medal. Wreszcie sprawnie radzą sobie dęciaki (Kudyk i Marcin Ślusarczyk na saksofonie).
Tyle że wciąż nie ma tej słodziutkiej wisienki na torcie. „Nie jest łatwo” – tytuł albumu wiele wyjaśnia. Rzeczywiście, nie każdy muzyk prezentuje wysokie umiejętności techniczne, a jednocześnie potrafi sypać pomysłami jak z rękawa. Ale, jak wspomniałem na wstępie, New Bone jest już blisko. Potrafi słuchaczy rozmarzyć („How I Miss You”, z udanymi solówkami na trąbce i kontrabasie), a nawet trochę postraszyć („Freddie”). Słowem: coraz lepiej.
A najważniejsze, że wspólne granie sprawia muzykom radość, czego trudno nie wyczuć, słuchając tej płyty.

Autor: Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 7-8/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Maciej Tubis & Polish String Orchestra - Live in Filharmonia Łódzka

107-109 07-08 2009 MaciejTubis

P.K. 2008

Interpretacja: k3
Realizacja: k3

To druga, po „Spełnieniu”, autorska płyta Macieja Tubisa. Pianista jest absolwentem akademii muzycznej w Łodzi i laureatem wielu nagród. Obecnie koncertuje ze swoim triem w klubach jazzowych całej Polski.
Album zawiera rejestrację koncertu w łódzkiej filharmonii z maja 2008. Repertuar, poza standardem Davisa „All Blues”, to kompozycje Tubisa, napisane na fortepian i smyczki. Ten skład w jakimś sensie zdeterminował charakter utworów – artysta starał się pokazać w możliwie najbardziej wszechstronny sposób, a więc jako kompozytor, aranżer, wykonawca i, wreszcie, improwizator. Tym samym wyznaczył sobie pułap, który trudno osiągnąć nawet najbardziej wytrawnym muzykom. Zważywszy jego niewielkie doświadczenie kompozytorskie i jazzowe, propozycję można jednak ocenić jako „rokującą nadzieje”.
Muzyka Tubisa to spotkanie klasyki i jazzu europejskiego (improwizacje z wpływami Jarretta, Możdżera, linii skandynawskiej). Ważne są także emocje; już same tytuły wiele mówią „Cierpienie”, „Spełnienie”, „Radość”.
Płyta ogólnie „na tak”, choć trochę przeszkadza styl improwizacji z wtrętami XIX-wiecznej wirtuozerii, a także uproszczone rozwiązania formalne i parę zgrzytów harmonicznych. Plus to technika pianisty oraz jego potencjał kompozytorski.

Autor: Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 7-8/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

David S. Ware - Shakti

107-109 07-08 2009 Shakti

2009 Aum Fidelity
Dystrybucja: GiGi

Interpretacja: k4
Realizacja: k5

David S. Ware – ważna postać nowojorskiego freejazzu, po latach znów wszedł do studia z nowo uformowanym kwartetem. To już wystarczająca rekomendacja dla wszystkich, którzy jego twórczość darzą atencją. Szczególnie, że ostatnie studyjne nagranie tego saksofonisty powstało prawie sześć lat temu.
Z początku gnać ich będzie miłość do masywnego tonu jego tenoru; potem – najzwyklejsza ciekawość, co oznaczają zmiany w składzie, a w końcu też niepohamowana potrzeba skonfrontowania starego kwartetu z nowym.
Może się zdarzyć, że „Shakti” będzie szeroko dyskutowana. W istocie bowiem muzyka lidera uległa częściowej metamorfozie. Na potrzeby nowej grupy powstały też nowe kompozycje. Masywna pianistyka M. Shippa została zastąpiona precyzyjnym akompaniamentem gitarowym Joego Morrisa, a korzenne bębnienie Geralda Glevera ustąpiło miejsca wcale nie mniej intensywnej, ale jednak inaczej brzmiącej grze Warrena Smitha. Tylko William Parker pozostał ze starego zespołu, ale trudno byłoby sobie wyobrazić, że Ware zrezygnuje z tak niezawodnego basowego fundamentu.
Jest więc inaczej, ale nie na tyle, by mówić o kompletnej stylistycznej wolcie. Ware to bardzo silny lider; potężny saksofonista, który – z kimkolwiek by nie grał – tak naprawdę zawsze jest krupierem rozdania. Nie obawiajmy się też płynących z tytułu „Shakti” skojarzeń z kulturą Indii. To odniesienie bardziej filozoficzne niż muzyczne.

Autor: Maciej Karłowski
Źródło: HFiM 7-8/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF