HFM

artykulylista3

 

Peter Rosendal - Old Man’s Kitchen

cd 2015 078 12

Stunt Records 2014

Muzyka: k4
Realizacja:k4

Stunt 2014Peter Rosendal to świetny duński pianista, który gra zarówno na fortepianie, jak i elektrycznym wurlitzerze. Jednak nie z powodu instrumentalnej wirtuozerii jest uważany za jednego z najciekawszych artystów na, skądinąd bogatej w talenty, scenie kraju Hamleta. Rosendal jest przede wszystkim oryginalnym, mającym własny język muzyczny kompozytorem i aran- żerem. Jego sztandarowa formacja – Old Man’s Kitchen – to grupa równie jak lider uzdolnionych muzyków, którzy są w stanie zrealizować najbardziej szalone pomysły szefa. W składzie ma skrzypka, klarnecistę (grającego również na klarnecie basowym), puzonistę, elektrycznego basistę i perkusistę. Już samo zestawienie tych instrumentów gwarantuje niekonwencjonalne brzmienie. W dodatku, w utworach Rosendala, właśnie jak w kuchni, pitraszą się elementy klasyki, rocka, jazzowej improwizacji czy ślady folku. Dzięki temu jego płyty wyróżniają się na tle innych wydawnictw. Nie jest to przy tym sztuka dla sztuki. Pomimo tak egzotycznego brzmienia i bogactwa użytych środków, kompozycje Duńczyka brzmią lekko, muzyka płynie swobodnie i cieszy nasze uszy. Pomaga w tym bardzo dobra, klarowna realizacja firmy Stunt. Lepiej się więc nie zastanawiać, z czego Peter Rosendal przyrządził swoje kolejne danie. Zamiast tego dajmy się porwać jego niezwykłej wyobraźni.

Marek Romański
Źródło: HFiM 07-08/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Sinne Eeg - Face the Music

cd 2015 078 15

Stunt Records 2014

Muzyka: k4
Realizacja: audiofilska

Jak tylko perkusista zaczyna wystukiwać rytm, wiadomo, że znaleźliśmy się w audiofilskim świecie wytwórni Stunt Records. W tym przekonaniu utwierdza nas krystalicznie czysty głos piosenkarki. Eeg zaczyna od wokalizy, a kiedy wchodzą fortepian i bas, przechodzi do śpiewu. Pierwsza kompozycja to „What A Little Moonlight Can Do” Harry’ego Woodsa. Później jest jeszcze pięć standardów i pięć piosenek autorskich. Z tych pierwszych, polecam „Somewhere”. Kompozycję Bernsteina i Sondheima wykonywano już na różne sposoby. Skusił się na nią nawet Tom Waits, z czego wyszedł obronną ręką. Wersja Sinne Eeg również jest warta uwagi. Z przygotowanych specjalnie na płytę kompozycji najlepiej wypadła „New Horizons”. Rozpoczyna się atrakcyjnym wstępem na kontrabasie. Ładnie rozwija się też „High Up in the Sky”. Nagrania z albumu „Face the Music” przypadną do gustu szczególnie miłośnikom wokalnego mainstreamowego jazzu w skromnej instrumentalnej oprawie. Wspomniałem o perkusji, która prawie w każdym utworze ma sporo do powiedzenia. Na bębnach gra nie lada fachowiec, bo Morten Lund. Oprócz sekcji rytmicznej – z Mortenem Ramsbolem na kontrabasie – pojawiają się czasem flet, trąbka i saksofon. Wszystkie instrumenty brzmią pierwszorzędnie i miło się tego słucha. Praca realizatorów zasługuje na najwyższe uznanie.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 07-08/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Ari Brown - Groove Awakening

cd112015 06

Delmark 2013

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Chicagowskiej scenie AACM (Association for Advancement of Creative Musicians) można by poświęcić kilka sążnistych esejów, a i tak nie uchwycić istoty tej niezwykłej wspólnoty artystycznej. Przenikają się w niej gatunki, style i konwencje w służbie „wielkiej czarnej muzyki” (Great Black Music). Tak bowiem muzycy z Chicago określają to, co grają. Wyraz „jazz” jest tam uważany za pogardliwy epitet, jaki przypięli im biali. Charakterystycznymi cechami sceny AACM są: czerpanie z historii czarnej muzyki (od bluesa czy nawet rytmów afrykańskich, po współczesny jazz i hiphop), duch swobody artystycznej (rozumiany także jako rozszerzanie środków wyrazu w stronę awangardy) oraz odwaga przełamywania barier stylistycznych. Pozornie album saksofonisty Ariego Browna mieści się idealnie w szufladce „współczesny mainstream jazzowy”. Niby wszystko jest tu poukładane. Freejazzowych zakrętów nie uświadczymy, a w improwizacjach melodia tematu rozwija się blisko harmonii. Sekcja rytmiczna (świetni Avreeayl Ra na perkusji i Yosef Ben Israel na kontrabasie) swinguje, aż miło. Pianista Kirk Brown też zbytnio nie szaleje, ograniczając się najczęściej do rzetelnego compingu. Warto się jednak wsłuchać, ile się dzieje niejako na drugim planie. Jak swoimi perkusjonaliami Dr. Coz potrafi narzucić latynoski groove. Jak pomysłowo zagrano Coltrane’owski „Lonnie’s Lament” w rytmie reggae; jak zręcznie wpleciono elementy harmonii modalnej… a wreszcie zauroczyć się równoczesną grą lidera na dwóch saksofonach.

Marek Romański
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Elma - Hic et nunc

cd112015 02

iMp 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

„Hic et nunc” – tu i teraz – tak zatytułowała swoją debiutancką płytę młoda polska wokalistka o pseudonimie Elma. Od pierwszych dźwięków tego albumu uderza adekwatność tytułu. Muzyka sprawia wrażenie ulotnej, nieustannie improwizowanej, będącej owocem chwili. Pewnie innego dnia, o innej porze byłaby zupełnie inna. Taka koncepcja może być źródłem dźwięków natchnionych albo… jałowych i pozbawionych sensu. Wszystko zależy od tego, kto je tworzy i czy pomiędzy twórcami istnieje chemia. Tutaj wszystko wypaliło. Po części dlatego, że fiński trębacz Verneri Pohjola i Polacy – pianista Dominik Wania oraz kontrabasista Maciej Garbowski – to muzycy wrażliwi i empatyczni. Ważny okazał się też entuzjazm, jakim wokalistce udało się zespół zarazić. Wytworzył się rodzaj wzajemnego współodczuwania, sprzężenia zwrotnego, dzięki któremu „Hic et nunc” jest dziełem zbiorowym, pokazem kolektywnej kreatywności. Mamy tu całą gamę nastrojów – od tęsknej melancholii, po niemal dziecięcą radość zabawy dźwiękiem. Jeśli obawiacie się czegoś, co określa się jako „kolektywna improwizacja” – to zupełnie niepotrzebnie. Słuchanie albumu Elmy jest czystą przyjemnością, która nie ma nic wspólnego z awangardowymi cierpieniami.

Marek Romański
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Nikola Kołodziejczyk Orchestra - Chord Nation

cd112015 04

For Tune 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Album „Chord Nation” pianisty i kompozytora Nikoli Kołodziejczyka zawiera suitę na big band, zamówioną przez wrocławski festiwal Jazztopad. Entuzjastyczne przyjęcie utworu i pozytywna opinia o nim królowej jazzu orkiestrowego, Marii Schneider, stały się impulsem do wydania go na płycie. Suita składa się z pięciu części, wykonanych przez 27-osobowy zespół. Zaangażowanie tak dużego składu budzi respekt – podobne projekty zwykle już na starcie są blokowane przez „niewidzialną rękę rynku”. W swoim utworze Kołodziejczyk nagromadził wiele różnych, nie zawsze współgrających ze sobą składników, przez co całość nieco przytłacza. Mam tu na myśli zwłaszcza dwa pierwsze utwory, bo w kolejnych sytuacja staje się bardziej klarowna. Zdecydowanie najciekawszą i najbardziej dopracowaną częścią jest „Rafał Wojtunik’s Ringtone”. Zaskoczył mnie dość tradycyjny język, jakim posługuje się kompozytor. Od młodego twórcy oczekiwałbym czegoś bardziej radykalnego. Nie przekonały mnie też partie wokalne, które chwilami rozmiękczają prężną narrację utworów. Na uznanie zasługuje natomiast aranżacja, świetnie wykorzystująca potencjał kolorystyczny i dynamiczny dużego zespołu, dobra gra muzyków oraz postawa Kołodziejczyka jako pianisty i lidera. Album przyniósł twórcy tegoroczną nagrodę Fryderyka w kategorii „fonograficzny debiut roku”.

Bohdan Chmura
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Cassandra Wilson - Coming Forth by Day

cd112015 12

Ojah Media Group 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k2

„Coming Forth by Day” to album poświęcony Billie Holiday. Cassandra Wilson dość specyficznie podeszła do oryginalnych kompozycji. Niektóre, jak choćby „The Way You Look Tonight”, zinterpretowała tak, że w pierwszej chwili trudno je rozpoznać. Otwierające „Don’t Explain”, mimo że to sztandarowy utwór z katalogu legendarnej wokalistki, nie zachwyca. Podobnie dzieje się z „Billie’s Blues”, ale już od trzeciej piosenki – „Crazy He Calls Me” – rozpoczyna się bajka. I to nie z powodu intrygujących interpretacji wokalnych, a może raczej nie tylko dzięki nim, ale z uwagi na genialne aranże i fenomenalne partie instrumentalne. Już klarnet i gitara, pojawiające się na tle elektronicznych „loopów”, zmuszają słuchacza do większego skupienia. Głos Wilson w tym towarzystwie jeszcze bardziej przykuwa uwagę. A gdy po chwili wchodzą delikatne smyczki, stajemy się świadkami muzycznej magii, która zostaje z nami do końca płyty. Kogóż bowiem nie zauroczy przepiękny wstęp do „You Go To My Head”? Kogo nie porwie perkusyjne ostinato, oplecione dźwiękami akordeonu i fortepianu, w „All Of Me”? Wreszcie, kto nie podda się urokowi „I’ll Be Seeing You”. Płytę wieńczy autorska piosenka Cassandry Wilson. Równie piękna jak standardy.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 06/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF