HFM

artykulylista3

 

Kawior czy kiełbaska? - Hegel

20-25 11 2011 05Wydawałoby się, że rynek sprzętu hi-fi jest dość konserwatywny, ale wystarczy się wybrać na jakąkolwiek większą wystawę, aby zobaczyć, jak zmienia się z roku na rok. Największe zainteresowanie budzą zwykle prezentacje firm dotąd w Polsce nieobecnych. Przed kilkoma tygodniami pojawiła się u nas kolejna marka – Hegel. Jako że wiedziałem o niej niewiele, postanowiłem przeprowadzić dokładne śledztwo.

Historia zaczyna się w roku 1988. Bent Holter, student Uniwersytetu Technicznego w Trondheim (NTNU), w ramach pracy magisterskiej postanowił wykonać oryginalny projekt wzmacniacza tranzystorowego pozbawionego bolączek konwencjonalnych układów. Jako największego wroga wytypował zniekształcenia harmoniczne. Nie mógł się pogodzić z faktem, że gdy do wejścia wzmacniacza podłączymy prosty sygnał, na wyjściu zostanie on „wzbogacony” przez elektronikę. Walka ze zniekształceniami zazwyczaj oznaczała pogorszenie innych parametrów, m.in. współczynnika tłumienia. Holter postanowił wyrwać się ze schematów i opracował konstrukcję, która stała się podstawą dzisiejszych urządzeń Hegla.


A skąd nazwa firmy? Otóż po godzinach Bent udzielał się w zespole rockowo-metalowym The Hegel Band. Kiedy grupa potrzebowała wzmacniaczy na koncerty, Holter zaproponował, że zbuduje je sam.
Jego pomysły nabierały realnych kształtów, ale by dopracować technologię i zacząć działalność na poważnie, potrzeba było sporo pieniędzy. Zdolnemu studentowi pomogła firma Telenor (jeden z największych graczy w branży telekomunikacyjnej), która zaproponowała mu kapitał w zamian za udziały w firmie Hegel.
Początek lat 90. był dla marki okresem rozkwitu. Najpierw opatentowała rozwiązanie znane dziś jako SoundEngine. Później opracowała przetwornik cyfrowo-analogowy (1994) i odtwarzacz CD (1996). Po drodze 2 mln euro wydano na „oszlifowanie” SoundEngine. Holter nie zamierzał dać się zepchnąć na dalszy plan i w roku 2000 odkupił znaczną część udziałów Hegla. Przez kolejnych osiem lat firma systematycznie powiększała ofertę i stawała się coraz bardziej rentowna. Kiedy trzy lata temu nadszedł kryzys finansowy, wiele przedsiębiorstw przyjęło strategię obronną, polegającą na cięciu kosztów. Norweg zagrał inaczej. Postawił wszystko na jedną kartę. Zatrudnił nowych inżynierów i zlecił im zaprojektowanie urządzeń, oględnie mówiąc, przyszłościowych. Chodzi głównie o przetworniki c/a i źródła plikowe. Kolejnym etapem zdobywania rynku było pozyskiwanie dystrybutorów za granicą i inwestowanie w wizerunek marki. Skoro dziś Hegel istnieje i ma się dobrze, plan Holtera nie mógł być zły.

20-25 11 2011 02     20-25 11 2011 04

Pomysł
Filozofia firmy wydaje się wyjątkowo prosta. Do jej zobrazowania posłużono się przykładem kulinarnym. Na oficjalnej witrynie znajdziemy pytanie: kawior czy kiełbaska? Norwegowie uważają, że większość klientów zainteresowanych zakupem sprzętu hi-fi nie chce wydać na ten cel więcej, niż to naprawdę niezbędne. Ich zdaniem audiofile gotowi kupić urządzenia z najwyższej półki stanowią grupę marginalną. Choć rozwiązania techniczne stosowane w high-endowym sprzęcie są niezwykle ciekawe, a zwalające z nóg ceny wywołują zainteresowanie takimi cudeńkami na wystawach, o wiele lepiej przeznaczyć czas i energię na stworzenie klocków, na które stać normalnych ludzi. Hegel twierdzi, że znalazł sposób, aby zaoferować klientom jakość kawioru w cenie kiełbaski. Nie należy jednak tej przenośni rozumieć dosłownie. Lektura cennika prowadzi do wniosku, że Hegel nie atakuje segmentu budżetowego. Najtańsza integra H70 kosztuje 5990 zł, najtańszy odtwarzacz CD – 9500 zł, a najmniejszy przetwornik z gniazdem USB – 1490 zł. Kwoty te jednoznacznie sugerują, że nie mamy do czynienia z masówką. To jednak dopiero początek przygody ze sprzętem norweskiej marki. Ci, którym wydatki niestraszne, mogą sobie sprawić topową dzielonkę za 116500 zł.
Opowiadanie o kiełbaskach jest chwytliwe, ale takiej firmie chyba zupełnie niepotrzebne. Klienci, którzy już nieraz słyszeli o kablach za 20 zł, a cudowne właściwości podejrzanie tanich urządzeń mieli okazję zweryfikować, nauczyli się twardo stąpać po ziemi. Za kawior trzeba słono zapłacić i nie ma co udawać, że jest inaczej. Wydaje się, że do tej grupy klientów Hegel trafi najszybciej.
Jeśli chodzi o filozofię kształtowania dźwięku, Norwegowie nie są zbyt oryginalni, co po raz kolejny należy odczytywać pozytywnie. Według nich elektronika powinna odwzorować brzmienie instrumentów w sposób maksymalnie zbliżony do tego, co słyszymy w warunkach naturalnych. Uważają, że układem odniesienia jest dźwięk trafiający do mikrofonów w studiu nagraniowym. Wszystko, co później stanie się z sygnałem, może ową akustyczną prawdę tylko zepsuć. Dlatego sprzęt hi-fi powinien być tak prosty, jak to tylko możliwe, a droga sygnału skrócona do minimum.
Odbiciem tej filozofii jest stylistyka urządzeń. We wzmacniaczach widzimy jednolite, gładkie przednie ścianki z włącznikiem i dwoma pokrętłami. Wzorniczy minimalizm ma także odwzorowywać architekturę urządzeń i firmowe umiłowanie prostoty. Swą wizję idealnego dźwięku Hegel opisuje jako Organic Music. Norwescy elektronicy sądzą, że jedynym wzorcem do porównań i testów odsłuchowych może być muzyka grana na żywo. Dlatego w czasie dostrajania urządzeń starają się zbliżyć do tego akustycznego ideału.

20-25 11 2011 03     20-25 11 2011 01

Technika
Wszystko pięknie, ale jak wprowadzić te pomysły w życie? Hegel informuje, że jego urządzenia są efektem dziesięcioletniej pracy i doświadczenia norweskich inżynierów oraz najnowszych rozwiązań z sektora elektroniki użytkowej, branży radiowotelewizyjnej i telekomunikacyjnej. Firma nie korzysta z gotowych schematów. Zamiast tego wszystkie urządzenia projektuje we własnym zakresie. W materiałach informacyjnych natkniemy się również na zapewnienie, że układy elektroniczne powstają w oparciu o najnowsze badania naukowe z dziedziny techniki półprzewodnikowej i wysokoczęstotliwościowej. Szczegóły wytwórnia zachowuje dla siebie.
Kilka rozwiązań zostało opatentowanych. Najważniejsza jest technologia SoundEngine, mająca zapobiegać powstawaniu i zwielokrotnianiu zniekształceń w kolejnych stopniach wzmacniaczy. Audiofilskim ideałem jest tak zwany „drut ze wzmocnieniem”, czyli urządzenie, które mając podany sygnał o niskiej mocy dałoby na wyjściu identyczny, tyle że głośniejszy. W praktyce droga od wejścia do wyjścia okazuje się o wiele bardziej skomplikowana. Hegel słusznie zauważył, że jeśli na każdym etapie sygnał będzie zmieniany w najmniejszym nawet stopniu, to błędy nałożą się na siebie i rezultat tylko w pewnym stopniu będzie przypominał oryginał. Po drodze coś zostanie utracone, a co innego dodane. Muzyka nie będzie taka, jak w momencie nagrywania. SoundEngine ma temu zapobiec. Według Hegla jest to system eliminacji lokalnych błędów, dzięki któremu kolejne stopnie wzmacniacza, a także całość układu nie wprowadzają do dźwięku nic od siebie. Norwegowie przyjmują, że w przypadku urządzeń tranzystorowych zarówno klasa AB, jak i uznawana za bardziej audiofilską klasa A mają swoje problemy. Odpowiedzią miało być ich odpowiednie połączenie i wykorzystanie każdego z trybów pracy tranzystorów tam, gdzie sprawdza się najlepiej. Kompromis osiągnięto dzięki zastosowaniu klasy AB w stopniu mocy i klasy A w stopniu sterującym. Hegel tłumaczy to posunięcie także inaczej. Taki wariant wybrano nie tylko ze względu na korzyści, jakie w poszczególnych stopniach wzmacniacza daje ten czy inny tryb pracy, ale też z powodu możliwości wyeliminowania ich wad. Mówiąc prościej: nie chciano czegoś szczególnego wprowadzić, tylko pozbyć się nieprawidłowości. Producent twierdzi, że przy okazji udało się zminimalizować zniekształcenia wysokoczęstotliwościowe, na które ludzki słuch jest wyjątkowo wyczulony. Wzmacniacze wykorzystujące technologię SoundEngine nie mają globalnej pętli ujemnego sprzężenia zwrotnego, co również pomaga obniżyć poziom szkodliwych zniekształceń.
Pomysły norweskich konstruktorów nie kończą się, bynajmniej, na tranzystorach. Podstawą dobrego wzmacniacza jest zasilanie, co nie oznacza tylko wrzucenia do obudowy wielkiego toroidu. Rozwiązanie o nazwie DualPower sugeruje stosowanie oddzielnych układów dla prawego i lewego kanału, ale w firmowej terminologii obecność tego systemu w danym modelu nie musi oznaczać zdublowanego zasilania, lecz wyprowadzenie z transformatora zasilającego oddzielnych odczepów. Dostarczany przez nie prąd po przejściu przez osobne prostowniki i kondensatory zasila różne sekcje wzmacniacza. Rozdzielenie obwodów zasilających korzystnie wpływa na dynamikę i czytelność dźwięku. Pozwala także swobodnie wysterować trudniejsze zestawy głośnikowe.
Podział obowiązków ma być korzystny nie tylko na etapie zasilania, ale także wzmocnienia. Hegel tłumaczy, że w większości konkurencyjnych wzmacniaczy obwody odpowiadające za wzmocnienie napięciowe i prądowe stanowią całość, przez co ich projektanci muszą iść na kompromisy w doborze podzespołów. Aby temu zapobiec, Hegel stosuje technologię DualAmp, polegającą na całkowitym rozdzieleniu tych dwóch sekcji układu. Pierwszym etapem jest wzmocnienie napięciowe, po czym sygnał trafia do modułów wzmocnienia prądowego. Nie są one od siebie uzależnione; nie ma także sprzężenia zwrotnego. Konstruktorowi daje to z kolei komfort wybierania takich podzespołów elektronicznych, jakie będą się najlepiej sprawowały w konkretnej sekcji wzmacniacza, bez oglądania się na pozostałe parametry i kompatybilność z innymi komponentami. Efekt? Po raz kolejny mniejsze zniekształcenia i poprawa dynamiki.
Choć w katalogu Hegla znajdziemy tylko dwa odtwarzacze CD, zastosowano w nich nie mniej ciekawe rozwiązania niż we wzmacniaczach. We wspólnej zakładce Hegel CD Technology umieszczono opisy czterech takich opracowań. DecoderBoard oznacza, że w danym odtwarzaczu nie użyto gotowego napędu wraz z układem servo i płytką dekodera od zewnętrznego dostawcy. Wielu producentów korzysta z gotowych pakietów, oferowanych przez koncerny elektroniczne. Nie mówiąc już o tych, którzy wsadzają do sprzętu reklamowanego jako hi-end napędy z komputera. Hegel samodzielnie popracował nad dekoderami i elektroniką obsługującą transport, chcąc wydobyć ze srebrnych krążków jak najwięcej szczegółów. Wielu ludzi uważa, że odczyt płyty kompaktowej jest procesem cyfrowym, a więc wolnym od błędów i problemów typowych dla elektroniki analogowej. W rzeczywistości jest to dalekie od prawdy. Zdaniem norweskich inżynierów poważny problem sprawia zapewnienie odczytanemu sygnałowi ochrony przed zakłóceniami. Ich źródłem może być sam napęd i układy wprawiające płytę w ruch. Technologia DecoderBoard ma pomóc się z nimi uporać, co powinno się przełożyć na większą rozdzielczość dźwięku. Nie każdy z producentów sprzętu hi-fi decyduje się na tak pracochłonne rozwiązania, skoro może kupić transport wraz z oprogramowaniem. Hegel daje przykład bezkompromisowego postępowania charakterystycznego raczej dla firm high-endowych.
Na tym jednak nie koniec. Kolejny system to Direct Master Clock Generator, polegający na zastosowaniu precyzyjnego zegara taktującego, który z dużą dokładnością „mówi” przetwornikowi, kiedy dokonywać konwersji sygnału z cyfrowego na analogowy.
Natomiast odrzuconym przez Hegla wynalazkiem, z którego korzysta wielu innych producentów, jest asynchroniczny przetwornik cyfrowo-analogowy. Dlaczego? Zdaniem Norwegów użycie tego rodzaju DAC-a powoduje zmianę błędu jitter w nierówności amplitudy sygnału, co odsuwa nas od celu, jakim jest brzmienie identyczne z zarejestrowanym w studiu oryginałem. Technologia SynchroDAC ma wyeliminować ten problem dzięki wykorzystaniu konwertera z – jak to określa sam producent – synchronicznym upsamplingiem. A kiedy już zera i jedynki zostaną przekształcone na postać analogową i przepuszczone przez filtr dolnoprzepustowy eliminujący szumy wysokoczęstotliwościowe, do gry wchodzi kolejne rozwiązanie – Linear Phase LineDriver. Jest to układ elektroniczny zapewniający niską impedancję wyjściową, aby użytkownik mógł wybrać dowolne kable sygnałowe. Hegel uważa, że tak jak wzmacniacz musi być zdolny do wysterowania nawet trudnych obciążeń, tak i odtwarzacz powinien poradzić sobie z dowolnymi łączówkami. Wielu amatorów dobrego brzmienia za pomocą specjalistycznego okablowania chce poprawić brzmienie swojego systemu, a nie każdy producent przewodów spowiada się z ich parametrów elektrycznych. Norwescy konstruktorzy postanowili zabezpieczyć klientów przed podobnymi problemami, a przy okazji chronić swój sprzęt przed opiniami wygłaszanymi na podstawie odsłuchów ze źle dobranymi urządzeniami towarzyszącymi i okablowaniem.
Jako że firma jest pozytywnie nastawiona do słuchania plików, może się pochwalić własnymi opracowaniami z zakresu przetworników USB. Także w tej kwestii Hegel jest zwolennikiem prostoty, przynajmniej z punktu widzenia wygody obsługi. Podstawową sprawą jest kompatybilność przetworników z różnymi systemami operacyjnymi. Norwegowie zapewniają, że ich urządzenia współpracują z pecetami z Windowsem, Macami i Linuksami. W większości przypadków użytkownik nie powinien być zmuszony do zagłębiania się w ustawienia. Wystarczy podłączyć kabel USB i poczekać kilka sekund. Gdyby się nie udało, Hegel udostępnia na swojej stronie szereg instrukcji dla użytkowników Ubuntu, co początkującym fanom tego systemu może się przydać. Klientom przyzwyczajonym do „okienek” producent radzi ustawić w systemie głośność dźwięku na co najwyżej 80 %, ponieważ po przekroczeniu tego poziomu znacznie wzrastają zniekształcenia. Przetworniki Hegla odtwarzają wszystkie rodzaje plików, które rozpoznaje podłączony do nich komputer. Co godne odnotowania, odtwarzając muzykę przez USB nie jesteśmy ograniczeni do 16 bitów, jak to ma miejsce w wielu podobnych urządzeniach. Hegel nie twierdzi, że 24-bitowa rozdzielczość automatycznie oznacza, że pecet z przetwornikiem zagra lepiej niż odtwarzacz CD. Jest jednak entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu i uważa, że już obecnie dobry DAC może dorównać odtwarzaczowi CD w zbliżonej cenie.
Wszystkie przetworniki, zarówno te występujące w katalogu jako oddzielne urządzenia, jak i montowane we wzmacniaczach, działają jak zewnętrzne karty dźwiękowe. Ich przewaga nad kartami przeznaczonymi do montażu w komputerze ma polegać nie tylko na zastosowaniu lepszych komponentów, ale przede wszystkim na umieszczeniu obwodów elektronicznych z dala od zakłóceń generowanych przez zasilacz, dyski, procesor i pozostałe karty komputerowe.

20-25 11 2011 06     20-25 11 2011 09

Katalog
Pierwszą zakładką w ofercie Hegla są systemy przeznaczone dla początkujących użytkowników. Nie są to jednak miniwieże ani nic w tym rodzaju. W zasadzie nie mówimy tu o osobnej kategorii produktów. Hegel zachęca do zbudowania systemu na bazie komputera i jednego ze swoich wzmacniaczy wyposażonych w USB. Do takiego kompletu wystarczy podłączyć kolumny i już można słuchać. Tym, którzy wcześniej zaopatrzyli się we wzmacniacz i zestawy głośnikowe, zaleca się połączyć je z przetwornikiem i dowolnym komputerem.
Najtańszą propozycją wśród wzmacniaczy zintegrowanych jest H70 – pierwsza integra Hegla, w której zastosowano w pełni zbalansowany przedwzmacniacz i technikę SoundEngine. Producent informuje także, że jest to wzmacniacz nowej generacji, co zapewne oznacza, że kolejne urządzenia będą wykorzystywały użyte w nim rozwiązania, w tym układ Hegel FET Technology, o którym na razie niewiele wiadomo. H70 został wyposażony w trzy wejścia RCA, jedno XLR oraz trzy rodzaje wejść cyfrowych: koaksjalne, optyczne i USB. Skromne pudełko dysponuje mocą 70 W na kanał przy ośmioomowym obciążeniu. Jest dostępne w kolorach czarnym i srebrnym, a w komplecie znajduje się cieniutki pilot RC3. H70 kosztuje 5990 zł.
Wyższy model H100 wyceniono już na 10500 zł. Zawiera tylko jedno wejście cyfrowe (USB), ale pod każdym innym względem przewyższa tańszego braciszka. W bardziej reprezentacyjnej aluminiowej obudowie kryje się piec zdolny posłać do ośmioomowych kolumn 120 W, a przy dwukrotnie mniejszej impedancji – 220 W. Jest to możliwe dzięki większemu zasilaczowi i podwojonej liczbie tranzystorów wyjściowych. Podobnie jak tańszy model H100 również został wyposażony w system Hegel FET Technology. Na jego tylnej ściance znajdziemy bezpośrednie wejście do końcówki mocy, co może się przydać, jeśli użytkownik zdecyduje się na rozbudowę systemu. Firma nie oferuje wprawdzie procesorów ani innych urządzeń AV, ale zmiany nie zawsze muszą oznaczać przejście na system wielokanałowy. Jeśli klient zapragnie postawić w swoim salonie stereofoniczną dzielonkę, będzie mógł kupić jeden z przedwzmacniaczy Hegla i wykorzystać H100, w międzyczasie zbierając fundusze na lepszą końcówkę mocy albo monobloki.
Najlepsza integra w katalogu kosztuje 15500 zł i dysponuje mocą 200 W na kanał. Producent informuje, że wypełnia ona lukę pomiędzy H100 a najtańszą kombinacją dzieloną.
Przejdźmy więc do przedwzmacniaczy. Tańszy P4A to minimalistyczny układ z dwoma pokrętłami i umieszczonym centralnie włącznikiem. Jego obwody elektroniczne mają być bardzo wyszukane, ale z obsługą powinni sobie poradzić nawet początkujący audiofile. Do P4A podłączymy sześć źródeł sygnału za pomocą przewodów RCA lub XLR. W komplecie otrzymujemy elegancki pilot RC2. Urządzenie, dostępne w kolorze czarnym lub srebrnym, kosztuje 15500 zł. Bardziej zaawansowany preamp P30 wyceniono na 23500 zł, ale otrzymujemy tu wszystkie firmowe rozwiązania. Co więcej, zastosowano w nim nowoczesny potencjometr zbudowany na bazie szeregu tranzystorów MOS. Skomplikowana konstrukcja jest tylko narzędziem, które pozwoliło skrócić drogę sygnału. Konstruktorzy chwalą się, że w przedwzmacniaczu P30 na drodze od wejścia do wyjścia musi on przejść przez zaledwie 2 tranzystory i od 1 do 3 oporników. Użytkownik ma do dyspozycji trzy wejścia RCA, dwa XLR i dodatkowe wejście oznaczone jako Home Theatre. Sygnał do końcówki mocy można wyprowadzić przez jedną parę gniazd zbalansowanych lub dwie pary niezbalansowanych.
Jeśli chodzi o końcówki mocy, do wyboru mamy 200-watową H20 w cenie 19500 zł, model H4SE oddający 300 W/8 Ω (27500 zł) i zupełny odjazd – monobloki H30, ważące 55 kg sztuka, dysponujące mocą 1100 W i zachowujące spokój przy obciążeniu 1 Ω. Nic dziwnego, skoro na wyjściu pracuje tu 56 tranzystorów bipolarnych, a w zasilaczu zastosowano transformatory o łącznej mocy 2000 VA i kondensatory o pojemności 320000 μF. Cena? 46500 zł za sztukę.
O wiele tańsze są źródła Hegla. Odtwarzacze CDP2A i CDP4A kosztują odpowiednio 9500 i 14500 zł. Zostały dopasowane wzorniczo do wzmacniaczy. Nawet przyciski zaprojektowano jako dwa wielofunkcyjne okręgi.
Najtańszym urządzeniem w katalogu jest jednak przetwornik HD2. To malutkie pudełko ma wejście USB, cyfrowe wejście koaksjalne i parę wyjść RCA. Nie potrzebuje zasilacza, bo do zaspokojenia apetytu na prąd wystarczy mu to, co otrzyma przez komputerowe złącze. Prosty sposób połączenia komputera z systemem hi-fi. Do tego zupełnie niedrogi, bo HD2 kosztuje 1490 zł.
Drugi w kolejności DAC o symbolu HD10 to rozbudowane źródło z dwoma wejściami koaksjalnymi, jednym optycznym i jednym USB. Dostępne są także dwa wyjścia analogowe – RCA i XLR. HD10 kosztuje 4250 zł. Ostatni, najwyższy w firmowej hierarchii przetwornik HD20 wyceniono na 5990 zł. Wyposażono go w taki sam zestaw wejść i wyjść, ale jakość brzmienia ma być znacznie lepsza. Urządzenie wykorzystuje 24-bitowy przetwornik typu delta-sigma. W zasilaczu znajduje się transformator toroidalny i kondensatory o łącznej pojemności 30000 μF. Wszystkie modele zaprojektowano tak, aby bez problemu współpracowały z dowolnym komputerem z gniazdem USB.

Reklama

Epilog
Kiedy przekopując się przez broszurki i artykuły wykonałem już większość pracy, uzyskałem możliwość ściągnięcia wszystkich materiałów udostępnianych przez firmę jej dystrybutorom, włącznie z prezentacjami szkoleniowymi i dokładnymi opisami technicznymi. Poczułem się jak Robert Langdon, któremu pozwolono wejść do archiwum watykańskiego. Większość firm nigdy nie udostępniłaby takich dokumentów dziennikarzowi, ale ludzie z Hegla najwyraźniej się nie bali. I słusznie, bo z tego etapu śledztwa wynika, że przedstawione wyżej informacje nie są wymysłem bajkopisarzy z działu marketingu. Hegel chce być postrzegany jako firma inwestująca w nowe technologie, ale prowadzona przez normalnych, zakręconych na punkcie dźwięku ludzi z poczuciem humoru. W folderze z obrazkami znajdziemy na przykład zdjęcie zorzy polarnej z podpisem „skandynawska technologia...” albo chłodną, niebieską fotografię przedstawiającą drewniane molo na brzegu jeziora i podpis „Hegel wita nowego fińskiego dystrybutora”. Jest też dość zabawnie narysowany komiks, ukryty gdzieś między instrukcjami obsługi a zdjęciami płytek drukowanych. Trochę na serio, trochę na luzie. I chyba właśnie o to chodzi.

Autor: Tomasz Karasiński
Źródło: HFiM 11/2011

Pobierz artykuł jako PDF