HFM

artykulylista3

 

Showman Dusk

73042016 001
Matt Dusk ma w naszym kraju wielu fanów. Nic dziwnego – od 2008 roku kanadyjski piosenkarz regularnie występuje w Polsce. 1 kwietnia zawitał do łódzkiej Wytwórni. Był to z pewnością koncert pełen wrażeń.

 


 



Występ rozpoczął się od perkusyjnej solówki. Po paru minutach na scenę wkroczył kontrabasista i gra nabrała miarowego rytmu. Później dołączyli pianista i dwuosobowa sekcja dęta, a na końcu pojawiła się gwiazda.
Dusk przywitał publiczność kompozycją Steve’a Allena „This Could Be the Start of Something Big”. Świetny utwór na inaugurację jazzowego wieczoru z „myszką”. W klimacie pierwszej piosenki przebiegała większość koncertu.
Dusk specjalizuje się w kompozycjach mistrzów jazzu i popu przełomu lat 50. i 60. XX wieku. Kilkakrotnie powtarzał ze sceny, że jest fanem Franka Sinatry. Były też o wiele bardziej osobiste wyznania. Dotyczyły życia uczuciowego. Swoją otwartość w tej dziedzinie Dusk uzasadniał tym, że śpiewa o miłości, więc... dlaczego by o niej nie mówić? A jest zakochany. W kim? W Polce z Olsztyna. W 2006 roku poznał ją w Toronto, w zakładzie fryzjerskim, do którego przyszedł, by skrócić włosy. Był wtedy po bolesnym rozstaniu z poprzednią ukochaną. „Musimy porozmawiać!” – powiedziała mu pewnego dnia. Później sprawy potoczyły się szybko. Został sam. Do dziś z bólem wspomina okoliczności finału tamtego związku. Długo nie mógł ochłonąć. Dopiero kiedy ostrzygła go Julita Borko, życie ponownie nabrało sensu.
O swej aktualnej ukochanej mówił wiele. „Zawdzięczam ją Polsce” – podkreślił. Później przyznał, że nasz kraj dał mu jeszcze kilka innych rzeczy. Wśród nich dwa albumy. Pierwszy to „My Funny Valentine”, poświęcony wirtuozowi jazzowej trąbki i wokaliście, Chetowi Bakerowi, który otwiera utwór „All The Way” – duet z Edytą Górniak. Drugi to wydany w 2015 roku i nagodzony złotą płytą krążek „Just the Two of Us” z piosenkami zaśpiewanymi w duecie z Margaret. To już siódmy studyjny krążek w karierze Duska. Niedawno ukazała się kolejna płyta, „Quiet Nights”, tym razem zarejestrowana z jego rodaczką, Florence K. Dowiedzieliśmy się ponadto, że piosenkarz i jego polska partnerka w czerwcu zostaną rodzicami.

Tyle o osobistych wyznaniach, które padły ze sceny. Teraz o niespodziankach. Matt Dusk rozbawił publiczność kilkoma oryginalnymi pomysłami. Okazał się nie tylko utalentowanym wokalistą, ale również świetnym showmanem. Przed piosenką „As Time Goes By” poprosił realizatora, aby wyłączył nagłośnienie. Na scenie pozostał oprócz niego tylko pianista. Wtedy Dusk zaśpiewał utwór z dramatu „Casablanca” (1942) w taki sposób, jak zrobił to filmowy Sam (w tej roli Arthur „Dooley” Wilson) na prośbę bohaterki, granej przez Ingrid Bergman. Na marginesie warto dodać, że gwiazdą w tym ekranowym hicie był Humphrey Bogart, a piosenkę skomponował w 1931 roku Herman Hupfeld. Dzięki filmowi stała się ona światowym przebojem i była wykonywana przez licznych artystów, w tym przez Franka Sinatrę.
Skoro znów padło to nazwisko, to najbardziej udanymi fragmentami koncertu Duska były utwory z repertuaru tego właśnie wokalisty. Szczególnie podobała się piosenka „Something Stupid”, którą Sinatra nagrał ze swą córką, Nancy, w 1967 roku. Dobre wrażenie zrobił też przebój „My Way”, zaśpiewany na zakończenie zasadniczej części występu. Przy nim zakochane pary ruszyły do tańca.

Nieco wcześniej, po „Two Shots Of Happy”, Dusk wyjaśnił, że utwór ten specjalnie dla Franka Sinatry skomponował Bono. Wokalista U2 jest bowiem, podobnie jak Dusk, wielkim fanem amerykańskiego piosenkarza. Niestety, Sinatra nie zdążył już nagrać tej piosenki.
Zamiłowanie do utworów wykonywanych przez dawnych mistrzów wokalistyki jazzowej nie oznacza, że Matt Dusk nie nadąża za nowościami. Przeciwnie, jest jak najbardziej na bieżąco z tym, co się dzieje wokół nas i sprawnie się porusza po internetowym świecie mediów społecznościowych. Dał tego dowód na scenie. Poprosił, aby zgromadzeni w Wytwórni podnieśli ręce i sfotografował widownię komórką. Następnie przesłał zdjęcie na swoją stronę na Facebooku i obiecał, że jeśli ktoś się na owym zdjęciu znajdzie i oznaczy, to otrzyma w prezencie płytę.
Nie brakowało osób, które w czasie kolejnych piosenek próbowały to zrobić. Pod koniec koncertu obiecana płyta trafiła do szczęśliwej fanki.

Na tym nie koniec atrakcji. Były jeszcze dwie niespodzianki, tym razem dotyczące stylistyki. Dusk wykonywał nie tylko jazzowe standardy. W Wytwórni zaśpiewał również znane rockowe hity, m.in. „Crazy Little Thing Called Love” Freddie’ego Mercury z repertuaru Queen oraz „Addicted To Love” Roberta Palmera. A na zakończenie bisów usłyszeliśmy „Everybody Needs Somebody” – utwór nagrany oryginalnie przez Solomona Burke’a, u nas chyba najbardziej znany z wykonania filmowej grupy The Blues Brothers.
Trudno też nie wspomnieć, że – ku uciesze publiczności, która brawami na stojąco wynagrodziła wokalny talent Duska – piosenkarz zaśpiewał po angielsku „Mniej niż zero” z repertuaru Lady Pank.

Grzegorz Walenda
Pobierz ten artykuł jako PDF