HFM

artykulylista3

 

Ewangelia według Johnny’ego Casha

65-67 03 2012 01Wielka postać amerykańskiej kultury i jeden z pionierów rock and rolla. Nazywany „Pielgrzymem”, „Filozofem i księciem muzyki country” oraz „Człowiekiem w czerni”. Gdyby Johnny Cash żył, 26 lutego skończyłby 80 lat.

Na dorobek Casha składa się: kilkadziesiąt płyt studyjnych, dziewięć koncertowych, dwie ścieżki dźwiękowe do filmów, trzy krążki nagrane z supergrupą country The Highwaymen, niezliczona ilość kompilacji i cztery albumy z muzyką bożonarodzeniową. Pozostawił po sobie nieprzebrane muzyczne dziedzictwo. Zmarł, nawet jeśli nie u szczytu sławy, to w chwili dużej popularności. Jego ostatnia wydana za życia płyta pokryła się platyną; krążki wydane pośmiertnie – złotem.


Wprowadzenie w XXI wiek Cash zawdzięcza jednej z bardziej zaskakujących i owocnych współpracy w historii muzyki. W latach 90. produkcją jego albumów zajął się Rick Rubin, kojarzony ze światem hip-hopu i heavy metalu. „American Recordings” i kolejne płyty ugruntowały pozycję „Człowieka w czerni” w świecie country i znacznie powiększyły jego kolekcję nagród i wyróżnień. Zaprezentowały go też nowemu pokoleniu i szerszej publiczności, nawet tej stroniącej zazwyczaj od kowbojskiej nuty.
Jednym z dowodów popularności Casha w nowym tysiącleciu jest niedawny eksperyment audiowizualny The Johnny Cash Project. Za pomocą interaktywnej strony internetowej posiadający nieco plastycznych uzdolnień wielbiciele muzyka mogą wziąć udział w tworzeniu teledysku do tytułowej piosenki z wydanej dwa lata temu płyty „Ain’t No Grave”. Witryna umożliwia użytkownikom graficzne przetworzenia czy wręcz zamalowanie poszczególnych klatek archiwalnych nagrań Casha. Najlepsze propozycje każdego autorsko przetworzonego kadru (wybierane drogą głosowania) składają się na film tworzony przez ludzi z całego świata.
Za sprawą płyt wyprodukowanych przez Rubina o Cashu dowiedziało się najpierw pokolenieMTV,apóźniejInternetu.Krążki (często po prostu nazywane kolejnymi numerami serii „American Recordings” od I-VI) przedstawiły sędziwego Casha jako postać na wpół mityczną.
Johnny Cash, zagadnięty wiele lat temu, jak to możliwe, że potrafi jednocześnie pisać pogodne, śpiewane wspólnie z rodziną piosenki, jak i ponurego więziennego bluesa, odpowiedział cytatem z utworu Roya Orbisona: „diament jest po prostu diamentem, kamień – kamieniem, a człowiek nie jest ani po prostu dobry, ani po prostu zły”. Trafniej określił go chyba tylko jego przyjaciel, muzyk country i aktor Kris Kristofferson w piosence „The Pilgrim”: „He’s a walking contradiction, partly truth and partly fiction” („To chodząca sprzeczność: częściowo prawdziwa, częściowo zmyślona”). Rzeczywiście, najlepiej opisują Casha sprzeczne wyrażenia, stąd ich wyliczenie zwykle znajdujemy na początku jego biografii. Bywał gwiazdą na samym szczycie i narkomanem na dnie. Śpiewał w Białym Domu dla prezydenta i w więzieniach dla skazańców. Z jednej strony, podkreślał swoją chrześcijańską wiarę, nagrywał pieśni gospel oraz zarejestrował na taśmie całe angielskie tłumaczenie Nowego Testamentu. Z drugiej, w napadach szału rozbijał samochody i demolował pokoje hotelowe na długo przedtem, zanim regułę z takiego zachowania uczynili Led Zeppelin. Grał w filmach, prowadził program telewizyjny i stanowił sensację medialną, gdy gazety donosiły o jego wybrykach. Były dobrym i złym ojcem; mężem wiernym żonie (drugiej) i niewiernym (pierwszej). W końcu – muzykiem wprowadzonym do prestiżowego grona „Rock And Roll Hall Of Fame”, „Country Music Hall of Fame”, a nawet „Gospel Music Hall of Fame”.
Można się pokusić o stwierdzenie, że swój sukces Cash osiągnął nie pomimo tych wszystkich sprzeczności, ale dzięki nim. A raczej dzięki temu, że nigdy się ich nie wypierał, pozostając szczerym. Nie kreował sztucznego wizerunku swojej osoby. Całe życie przebył, jak mówił, w niezachwianej wierze religijnej, ale przy okazji uznawał sam siebie za grzesznika. Być może właśnie z poczucia winy najwięcej religijnych płyt nagrał pogrążony w uzależnieniu od amfetaminy i barbituranów? W przeciwieństwie do wielu religijnych sław, nie pozował na świętego. Był, jaki był. „Mówię zawsze prawdę, co wcale nie czyni mnie świętym” – to kolejna dewiza, którą się określał.

65-67 03 2012 02     65-67 03 2012 03     65-67 03 2012 04

Autentyczność bijąca ze śpiewanych bas-barytonem tekstów – własnych oraz cudzych – do dziś stanowi bodaj największy atut jego twórczości. Mimo że nigdy nie spędził za kratkami więcej niż jedną noc, gdy wykonywał w więzieniu „Folsom Prison Blues”, słuchający go osadzeni wiedzieli, że oto stoi przed nimi jeden z nich. Mimo że przez ponad trzy dekady pozostawał w związku ze swoją drugą żoną, June Carter, to jego interpretacja traktującej o samotności piosenki Neila Diamonda „Solitary Man” porusza, jakby śpiewał ją najbardziej samotny człowiek na świecie.
Przy okazji warto dodać, że na forach internetowych pojawia się opinia, którą można już chyba traktować jako utarte powiedzenie: „gdy Johnny Cash wykonuje piosenkę innego artysty, to przestaje ona należeć do jej autora. Staje się własnością Johnny’ego”. Coś w tym jest, bo wpisując w przeglądarkę internetową tytuł wspomnianego utworu Diamonda, w wynikach wyszukiwania wyżej pojawi się wersja Casha.
Jedną z klasycznych „ukradzionych” piosenek Casha jest utwór „Hurt”, napisany i wydany wcześniej przez Trenta Reznora z Nine Inch Nails. Reznor, poproszony przez Rubina o zgodę na wykorzystanie piosenki, przystał na propozycję. Nie był wprawdzie zadowolony z efektu samego nagrania, ale zmienił zdanie, gdy usłyszał je wraz z towarzyszącym mu teledyskiem. Wideoklip do „Hurt” Casha, stworzony przez Marka Romaneka (autora dwóch wcześniejszych teledysków Nine Inch Nails), z miejsca okrzyknięto arcydziełem gatunku i obsypano nagrodami. Część klipu nakręcono w rezydencji Cashów, na kilka miesięcy przed śmiercią jej właścicieli. Resztę stanowią archiwalne nagrania z ich młodości i fragmenty filmów. Efekt prostego pomysłu jest tak mocny, że zobaczywszy go, Reznor zaniemówił. Po czasie komentował: „Poczułem się, jakbym stracił dziewczynę – to już nie była moja piosenka: stała się odrębnym dziełem sztuki”. W perspektywie rychłej śmierci June i Johnny’ego stała się też poruszającym epitafium dla tej pary.

65-67 03 2012 05     65-67 03 2012 06

June i Johnny byli małżeństwem przez 35 lat. Bez przesady można powiedzieć, że muzyka splotła ich losy. Zanim się poznali, kojarzyli już nawzajem swoją twórczość. June od dzieciństwa występowała w rodzinnym zespole country The Carter Family. Młody Johnny nie tylko słuchał jej w radiu, ale jako osiemnastolatek miał okazję oglądać jej występ w ramach jednego z cyklicznych koncertów country w sali Grand Ole Opry. Poznali się kilka lat później, w 1956 roku, za kulisami tej samej sceny, gdy oboje na niej występowali. Jeśli wierzyć relacji Casha, powiedział wtedy June, że któregoś dnia się pobiorą. Oboje mieli w tym czasie innych partnerów, ale „ziarno zostało zasiane” – pisze w swojej autobiografii. Ich drogi skrzyżowały się znowu, gdy połączyli siły na scenie – od 1962 roku zaczęli występować razem, co z przerwami robili do końca życia. W 1963 June, wspólnie ze swoją daleką kuzynką Merle Kilgore, napisały miłosną piosenkę „Ring Of Fire”, która stała się jednym z największych przebojów Casha.
Johnny oświadczył się June na scenie, w trakcie koncertu w 1968 roku. W tym samym, w którym wzięli ślub i w którym otrzymali nagrodę Grammy dla najlepszego duetu country za piosenkę „Jackson”.
Z zadowoleniem przyjęli perspektywę wspólnego życia w czasie nieustających tras koncertowych, zwłaszcza że ich poprzednie małżeństwa rozpadły się w głównej mierze właśnie z powodu częstych wyjazdów. Ich życie nie było usłane różami, głównie ze względu na ciągnące się latami uzależnienie Casha. Przetrwali jednak trudne chwile i wspólnie się zestarzeli. Ich jedyny syn, John Carter Cash, muzyk country, współproducent późnych płyt ojca oraz autor wspomnień o matce i jej małżeństwie, tłumaczył: „Jeśli po przeczytaniu mojej książki macie wrażenie, że rozumiecie moich rodziców, to znaczy, że źle czytaliście. Ja sam ich do końca nie rozumiem, nie jestem w stanie przejrzeć spowijającej ich życie tajemnicy”. To mocna deklaracja, jak na autora książki biograficznej; biografowie zazwyczaj obiecują czytelnikom „poznanie prawdy” o opisywanych osobach. Pytany o to, jakie jedno słowo najbardziej kojarzy mu się z matką, John Carter Cash odpowiada: „wybaczenie”. „Potrafiła to robić jak mało kto”. Można śmiało przypuszczać, że rzeczywiście często musiała wybaczać, skoro trwała przy mężu starającym się wyrwać z nałogów. W końcu wyszedł na prostą, ale droga była trudna i bardzo długa.
Słowo kojarzące mi się najbardziej z Johnnym Cashem to: „odkupienie”. Powraca ono w jego tekstach, a nawet pojawia się w tytułach śpiewanych przez niego piosenek: „Redemption” i „Redemption Day”. Tłumaczy jego sympatię dla skazanych, „którzy więzieniem odpłacili za swe przestępstwa” i koresponduje z pełnym upadków i wzlotów życiem. Wyraża chyba sedno jego religijności i przekonań, którymi bez nadęcia dzielił się ze słuchaczami. Chociaż to jego ukochany, tragicznie zmarły w młodości brat Jack miał zadatki na kaznodzieję, Johnny skończył jako swego rodzaju nauczyciel duchowy. Może rzeczywiście nietypowy, bo przy okazji nagrał stos płyt. Wystąpił w paru filmach. Wydał kilka książek i przeszedł do historii amerykańskiej kultury.

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 3/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF