HFM

artykulylista3

 

Tchnienie pustynnego wiatru - Kyuss, Queens of The Stone Age oraz Vista Chino

85-88 01 2014 01Pustynne krajobrazy Południowej Kalifornii, rozsławione w hollywoodzkich westernach, są też kolebką jednej z najciekawszych scen muzycznych USA.

Większość jej przedstawicieli to wciąż rockowe podziemie – niezależne, niekomercyjne i nie zepsute przez show-biznes grupy. Niektóre z nich, takie jak Yawning Man, przez blisko 20 lat grania nie wydały oficjalnego albumu. Inne, jak Slo Burn, powstawały na krótko i rozwiązywały się, nie nagrawszy nawet pełnowymiarowego longplaya. Ale Queens of The Stone Age – najbardziej znany zespół wywodzący się z amerykańskiego pustynnego miasteczka – to obecnie jedna z największych rockowych kapel świata. W twórczości QOTSA wciąż słychać echa stylu nieodzownie świadczącego o rodowodzie formacji.
Palm Desert to miejscowość w Południowej Kalifornii, położona nieopodal Palm Springs, około 200 km od Los Angeles. Rozwijające się gwałtownie w ostatnich dekadach miasto, w latach 80. było zamieszkiwane zaledwie przez kilkanaście tysięcy ludzi. W owym czasie nie mogło liczyć na zainteresowanie muzycznego świata czy choćby na to, że stanie się przystankiem na koncertowej trasie pierwszoligowych zespołów. Młodzieży z Palm Desert nie pozostawało nic innego, jak stworzyć własny świat. Na własnych zasadach, które oznaczały m.in. darmowe koncerty, imprezy i wspólne jam sessions pod gołym niebem. Dosłownie na pustyni.
Z takiego założenia wyszło kilku wspólnie muzykujących nastolatków i szkolnych kolegów: Josh Homme, John Garcia, Brant Bjork oraz Chris Cockrell. To m.in. od ich poczynań rozpoczęła się historia „desert rocka” – pustynnego rocka, czyli znaku rozpoznawczego Palm Desert. Założona przez młodych chłopaków grupa Katzenjammer, przemianowana później na Sons of Kyuss, a w końcu na Kyuss to sztandarowy przedstawiciel gatunku.

Brzmienie Kyussa, wypracowane na pustynnych jam sessions i imprezach pod gwiazdami, zawiera w sobie surowość pustynnej aury. Formalnie, przesterowane gitary i ociężałe riffy klasyfikują grupę do grona muzyki metalowej, sięgającej  tradycji wczesnego Black Sabbath. Tyle tylko, że jak przyznaje Josh Homme – gitarzysta i główny kompozytor Kyussa – choć nigdy nie miał nic przeciwko twórczości Ozzy’ego i spółki, nigdy też się nią szczególnie nie interesował. Co więcej, tradycyjną muzykę metalową, za której protoplastów uznaje się członków Black Sabbath, oddziela od twórczości Kyussa przepaść. Zespoły z Palm Desert odrzuciły charakterystyczne dla metalu kunsztownie wyćwiczone partie staccato elektrycznych gitar, proponując w ich miejsce brudne, jakby grane od niechcenia frazy przestrojonych w dół gitar i ciężkie riffy.


Wojtek Ziemba, wokalista i basista polskiej grupy Elvis Deluxe, przeszczepiającej na rodzimy grunt stylistykę „desert rocka”, tak opisuje brzmienie, które usłyszał w muzyce Kyussa: „niski, gwiżdżący sound, transowość, sekcja dudniąca gdzieś w głębi trzewi i charakterystyczny wokal; silne, proste riffy, bez technicznej ekwilibrystyki, za to intensywne i powalające. Groove niespotykany zazwyczaj w muzyce rockowej czy metalowej… Twórczość Kyuss niesie ze sobą niesamowity power, będąc jednocześnie pełną luzu, bezpretensjonalności, po prostu wolności”.
Najlepiej chyba tłumaczył genezę brzmienia Kyussa oryginalny perkusista zespołu – Brent Bjork, który swego czasu mówił: „Jesteśmy grupą punków grających rocka”. Stąd wziął się mariaż ciężkiego rockowego brzmienia i punkowego luzu.

85-88 01 2014 02

Zabronione z inicjatywy Hommego logo reaktywowanej grupy.



Tę mieszankę należy uzupełnić jeszcze jednym elementem: transowymi rytmami wystukiwanymi na bębnach, a także długimi instrumentalnymi partiami zawodzącej, zwielokrotnionej pogłosem gitary. Czyli solidną dawką psychodelii, którą do punk-metalowej muzyki dołączał Kyuss i jego następcy. Pustynia wszak jest surowa, ale też pełna szaleństwa. To na pustynię udaje się szaman w poszukiwaniu wizji. To tam uciekali hipisi z Zachodniego Wybrzeża (jak w filmie „The Doors” Olivera Stone’a), aby odbyć narkotyczną przejażdżkę na LSD...
Inspiracje marihuaną, pejotlem i grzybami halucynogennymi są wyraźne w muzyce Kyussa. Stąd wzięło się popularne określenie gatunku, czasami uznawane za synonim „desert rocka”, czasem za jego odmianę: „stoner rock” – „naćpany rock”. Dobrze oddaje on imprezowy charakter twórczości kapel z Palm Desert.


Losy muzyków Kyussa przypominają moralitet lub opowiastkę, w której bracia rozchodzą się w różnych kierunkach, a ich dalsze losy toczą się według różnych scenariuszy. Tylko Homme, ewidentnie najzdolniejszy z całego zespołu, powędrował na sam szczyt. Przez pewien czas w wędrówce towarzyszył mu Nick Oliveri, basista Kyussa w latach 1991-1992, ale pełen sukces osiągnął jedynie rudowłosy gitarzysta. Reszta kolegów pozostała mniej więcej tam, gdzie była w chwili rozwiązania zespołu – rozproszyła się po najróżniejszych projektach i zespołach związanych ze sceną „desert rocka”. W tym światku – już z uwagi na sam status „byłych muzyków Kyussa” mieli ugruntowaną pozycję. Ale nigdy nie udało im się przebić do mainstreamu.

 

85-88 01 2014 03

Reaktywowany Kyuss, czyli Vista Chino.

Jeszcze za czasów swojego oficjalnego istnienia, czyli w latach 1987-1995, Kyuss przechodził zmiany personalne. To zresztą nic szczególnego wśród kapel z Palm Desert i okolic. Większość tamtejszych muzyków udziela się w kilku projektach, przechodząc płynnie z jednego składu do drugiego. Nierzadko obejmują w nich różne stanowiska i grają na różnych instrumentach.
W konsekwencji roszad jedynymi muzykami, którzy zagrali na wszystkich płytach Kyussa, byli gitarzysta Homme i wokalista John Garcia. W ostatniej fazie istnienia Kyussa towarzyszyli im Scott Reeder (gitara basowa) i Alfredo Hernández (perkusja). Po wydaniu płyty „...And the Circus Leaves Town” Kyuss zakończył działalność.
Homme utrzymywał, że wyczerpał się kreatywny potencjał formacji. Zdaniem gitarzysty, jej funkcjonowanie stawało się coraz bardziej schematyczne i coraz mniej ciekawe. Perkusista Brent Bjork, który odszedł z grupy jeszcze przed jej oficjalnym rozwiązaniem, w niedawnym wywiadzie dla „Rolling Stone’a” podał nieco inną interpretację zdarzeń. Według niego Homme pragnął zbyt dużej kontroli twórczej i to z bardzo pragmatycznych powodów. Jako autor większej ilości materiału, miał zarabiać większe pieniądze z tantiem. Ambicja ta, zdaniem Bjorka, doprowadziła najpierw do zmian w składzie grupy, a ostatecznie do jej rozwiązania.


Czy tak było naprawdę? Niekoniecznie. Projekty, które założył Homme po rozwiązaniu Kyuss, były – co potwierdzałoby wersję jego, a nie Bjorka – bardziej otwarte na innych muzyków i bardziej różnorodne stylistycznie. Co zaś wprost podważa hipotezę perkusisty: Homme nie stał się wyłącznym autorem swoich kolejnych nagrań ani jedynym beneficjentem tantiem. Co więcej, to właśnie Josh odrzucał wszelkie propozycje, ponoć finansowo kuszące, reaktywowania Kyussa. Konsekwentnie tłumaczył, że nie znosi „sequeli”. Działalność zespołu stanowi znak danego czasu, do którego powrót byłby pozbawiony swoistej magii.


Może więc przez Bjorka, obwiniającego dawnego kolegę o pazerność, przemawiał żal? Możliwe, zwłaszcza że muzykom przyszło się spotkać w sądzie.
Powodem pozwu była właśnie chęć reaktywowania składu Kyussa. Jego ex-członkowie, po latach udzielania się w takich grupach, jak Fu Manchu, Ché, Dwarves, Mondo Generator, Slo Burn czy Unida, postanowili powrócić do wcześniejszej twórczości – w niektórych kręgach wręcz kultowej.
W 2010 roku John Garcia ogłosił, że planuje trasę, na której będzie wykonywać utwory formacji. Gdy na kilku koncertach dołączyli do niego Nick Oliveri i Brent Bjork, stało się jasne, że w jakiejś formie zespół się reaktywuje – nawet jeśli bez Hommego nie będzie już tym, czym był wcześniej. 


Skład uzupełnił belgijski gitarzysta Bruno Fevery. W młodości grał w zespole „coverującym” piosenki Kyussa, więc nie miał specjalnego problemu, by przyswoić partie Hommego. Tak uformowana grupa zaczęła występować jako „Kyuss Live!”. Kiedy jednak w 2012 roku stało się oczywiste, że plany kwartetu obejmą także nagranie płyty, interweniował Homme. Namówiwszy do poparcia ostatniego z trzech basistów Kyussa, Scotta Reedera, pozwał byłych kolegów o bezprawne używanie nazwy Kyuss. W sierpniu amerykański sąd opowiedział się po jego stronie.
Zapowiadana płyta autorstwa Bjorka i Garcii powstała, choć ukazała się dopiero we wrześniu 2013 roku. Nosi tytuł „Peace”, ale nazwę formacji zmieniono na Vista Chino. Pod tym szyldem (już bez Oliveriego w składzie) występuje dziś niegdysiejszy „Kyuss Live!”. Stylistycznie i brzmieniowo twórczość Vista Chino stanowi tak oczywistą kontynuację muzyki Kyussa, że trudno nie ustawić „Peace” tuż obok czterech krążków oryginalnej grupy.

 

85-88 01 2014 04

Queens of The Stone Age – zespół, który estetykę „desert rocka” przedstawił muzycznemu mainstreamowi.


Czy Vista Chino zdobędzie popularność? Na razie zbyt wcześnie, by mieć pewność, czy w ogóle będzie kontynuować działalność. Na scenie „desert rocka” podobne projekty pojawiają się i znikają niczym pustynne miraże. Obecnie grupa Bjorka i Garcii podróżuje po świecie w ramach trasy koncertowej. W listopadzie 2013 dała koncert w warszawskim klubie Proxima. Żywiołowy występ potwierdził, że nawet jeśli nie jest jej pisany gigantyczny sukces, to nie powinna mieć problemu z wypełnieniem średniej wielkości klubów na całym świecie. Zawsze może liczyć na publiczność lubiącą surowego undergroundowego rocka.
W Proximie, w roku 2000, grał założony przez Hommego cztery lata wcześniej zespół Queens of The Stone Age. Kolejne dwa polskie koncerty QOTSA wymagały coraz większej sceny. Najpierw, w 2005 roku, zespół zagrał w stołecznej Stodole. Zaś kilka miesięcy przed tym, jak panowie z Vista Chino wystąpili w Proximie, Queens Of The Stone Age byli gwiazdą największej sceny festiwalu Open’er. Różnica skali obu występów jest wymowna. Gdy Bjork i Garcia pozostali w podziemiu, Homme wspiął się na rockowy szczyt.
Zrobił to zresztą bez żadnych skrótów i z podziwu godną konsekwencją. Nazywany niekiedy „Rudym Elvisem” wokalista stopniowo wydawał kolejne płyty – średnio jedną na rok. Z różnymi zespołami do dziś nagrał ich dwadzieścia i żadna z nich nie jest zła.


O ile na debiutanckim krążku Queens of the Stone Age słychać sprawność Josha jako kompozytora, to brak jeszcze w jego głosie pewności wokalisty. Nic w tym dziwnego. Muzyk, który po rozpadzie Kyuss zatrudnił się jako gitarzysta w grupie Screaming Trees, wymarzył sobie, że to lider tej formacji – Mark Lanegan – zaśpiewa na jego nowej płycie. Obdarzony charakterystycznym niskim głosem wokalista nie znalazł jednak czasu na współpracę z QOTSA. Dołączył do zespołu dopiero przy okazji nagrywania kolejnych albumów.
Chcąc nie chcąc, Josh stanął przed mikrofonem. Czując się coraz pewniej w tej roli, przez kolejne lata dzielił obowiązki wokalisty pomiędzy dokooptowanymi do składu Oliverim i właśnie Laneganem. Ta trójka wokalistów pojawiła się już na drugim longplayu QOTSA, przełomowej płycie „Rated R”. Świetnie przyjęty przez krytykę i fanów rocka krążek zapewnił Hommemu rozgłos. Pytany o przepis na sukces, Josh mówi skromnie: „Wystarczy, by muzyka była wystarczająco ostra dla chłopaków i jednocześnie wystarczająco słodka dla dziewczyn”. Ale to nie cała prawda. Jego twórczość jest też zadziorna, pomysłowa, zmysłowa i przebojowa.

85-88 01 2014 05

Them Crooked Voltures – Homme u boku Dave’a Grohla i Johna Paula Jonesa.

 


Gdy wydawało się, że „R-ka” to przełom, formacja rudowłosego wokalisty odpaliła drugą torpedę. Platynowy album „Songs for the Deaf”, z którego kolejne single podbijały MTV, zwróciły na QOTSA nie tylko uwagę zwolenników alternatywnego grania, ale bodaj całego rockowego świata.
Pomimo sukcesu Homme nie zrezygnował z wolności i poszukiwań, na których tak mu zależało. Jak przystało na muzyka z Palm Desert, nie ogranicza się do jednego projektu. Gra też (głównie na bębnach) w rockowej grupie Eagles of Death Metal. Potwierdzeniem statusu gwiazdy było natomiast utworzenie hardrockowej supergrupy Them Crooked Voltures. Jej skład uzupełnili eks-perkusista Nirvany Dave Grohl i basista Led Zeppelin, John Paul Jones.


Z innych poczynań Josha warto wspomnieć o zapoczątkowanych w 1997 The Desert Sessions – spontanicznych sesjach muzyków ze sceny Palm Desert (a także wielu innych, takich jak PJ Harvey czy Ben Shepherd). W czasie kilkudniowych spotkań, odbywających się co jakiś czas aż do 2003 roku, powstawały improwizujące kolektywy. Kilka z napisanych na „pustynnych sesjach” piosenek trafiło później na płyty Queens Of The Stone Age. Sporo zarejestrowanego materiału wydano na pięciu płytach z tej serii. Szalone i spontaniczne nagrania to jakby „desert rock” w pigułce. Niezwykle intensywna odmiana muzyki rockowej.

 

 

85-88 01 2014 06

Josh Homme, zwany niekiedy „Rudym Elvisem”.



Jak tłumaczyć to, że w małym pustynnym mieście powstało tyle rocka najwyższej próby?
Niektórzy badacze i muzykolodzy, starając się prześledzić początki bluesa, za miejsce jego powstania uznają nie deltę Mississippi, ale Afrykę i tradycyjną muzykę takich grup etnicznych, jak choćby nomadycznie żyjący Tuaregowie. Może blues i wyrastający z niego rock’n’roll naturalnie przynależą do surowej i fascynującej scenerii pustyni? Może w najgłębiej zachowanych genach rocka tkwi to samo, co manifestuje się tak wyraźnie w muzyce zespołów z Desert Palm: Kyuss, Queens of The Stone Age, Vista Chino i wielu innych? Tchnienie pustynnego wiatru.

    


Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 01/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF