HFM

artykulylista3

 

Trent Reznor i Nine Inch Nails

76-79 09 2013 01Wielbiciele Trenta Reznora nie szczędzą mu wyrazów uznania. „Wizjoner” i „geniusz” – te dwa określenia pod jego adresem kierowane są najczęściej.

Wiele wskazuje, że uwielbienie fanów nie jest bezpodstawne. Reznora komplementują bowiem także koledzy z branży. Wykonawcy tacy jak U2 i Peter Gabriel wypuszczali na singlach wyprodukowane przez niego remiksy swoich piosenek. David Bowie porównał wpływ dowodzonej przez Reznora formacji Nine Inch Nails do Velvet Underground i współpracował z nim zarówno w studiu, jak i na koncertach. Wychwalali go producenci: Bob Ezrin, Rick Rubin (który zaproponował Johnny’emu Cashowi, by nagrał własną wersję utworu „Hurt” z repertuaru NIN) i jeden z autorów największych hitów ostatnich lat, Timothy Zachery Mosley – lepiej znany jako Timbaland.
Mimo popularności, chodzący swoimi ścieżkami lider Nine Inch Nails zawiesił działalność zespołu w 2009 roku i zapowiedział przerwę w aktywności koncertowej. Jako że mniej więcej w tym samym czasie zaręczył się i ożenił z wokalistką i modelką Mariqueen Maandig, na fanów grupy padł blady strach. Egzotyczna uroda pochodzącej z Filipin pani Reznor oraz jej muzyczne aspiracje uruchomiły skojarzenie z Yoko Ono i przypisywanym jej wpływem na rozpad The Beatles. Nie nastrajał optymizmem fakt, że światowe tournée NIN z 2009 roku (w jego ramach odbył się koncert w Poznaniu) nosiło nazwę „Wave Goodbye Tour”.
Czarne scenariusze się nie spełniły. Przerwa w działalności NIN, owszem, stała się faktem, ale nie oznaczała dla Reznora emerytury. Wspólnie ze swoim stałym współpracownikiem, producentem i kompozytorem, Atticusem Rossem, nagrał ścieżki dźwiękowe do dwóch filmów Davida Finchera. Za pierwszą – „The Social Network” – w 2010 roku zgarnęli Oscara. Drugi soundtrack, „Dziewczyna z tatuażem”, został nagrodzony Grammy trzy lata później.
Flirt z Hollywood to nie cała działalność muzyczna, której poświęcił się Reznor w ostatnim czasie. Wspólnie z Rossem oraz żoną założył nowy zespół: How To Destroy Angels. Projekt wsparł znany ze współpracy z Nine Inch Nails grafik, Rob Sheridan.
Poprzedzona dwoma EP-kami pierwsza długogrająca płyta grupy trafiła do sklepów w marcu 2013. W kwietniu zespół ruszył w trasę po USA. O ile EP-ki How To Destroy Angels prezentowały spokojniejsze oblicze Reznora i eksponowały liryczny wokal Maandig, o tyle pełnowymiarowe wydawnictwo „Welcome Oblivion” nie ustępuje zadziornością niektórym dokonaniom NIN. Debiutancki album małżeństwa Reznorów został nagrany niemal bez użycia rockowych instrumentów (brak tu perkusji, prawie nie ma gitar). Nie zmienia to faktu, że naszpikowana elektroniką muzyka prezentuje się mrocznie i dość hałaśliwie.
Podobno How To Destroy Angels działa na zasadach dużo bardziej demokratycznych niż dowodzone przez Reznora Nine Inch Nails, niemniej pokrewieństwa grup trudno nie wychwycić. Maandig ma oczywiście zupełnie inny głos niż jej mąż, ale w niektórych kompozycjach linie wokalne prowadzi podobnie do niego. Gdy śpiewają unisono, nie ma wątpliwości, że twórca NIN jest obecny na pokładzie i prowadzi grupę w znane rejony.
Fani Trenta Reznora nie mieli więc ostatnio powodów do narzekań. Do tego w maju 2013 zelektryzowała ich informacja o rychłym powrocie NIN na muzyczną scenę. Za pośrednictwem strony internetowej nin.com. Reznor napisał: „[…] od roku, razem z Atticusem Rossem i Alanem Moulderem pracowałem na nowym długogrającym albumem Nine Inch Nails. Z dumą mogę powiedzieć, że jest już gotowy i szczerze, cholernie dobry. Dlatego właśnie postanowiłem utworzyć nowy zespół i ponownie ruszyć w trasę. Moje wypady na terytorium świata filmu, How To Destroy Angels i inne projekty wzmocniły mnie artystycznie. Postanowiłem wykorzystać tę energię na zrobienie czegoś zupełnie nowego z Nine Inch Nails. Zaczynamy!”.

76-79 09 2013 02     76-79 09 2013 03

Od chwili opublikowania tego oświadczenia pojawiło się jeszcze kilka informacji. Podano daty jesiennej, amerykańskiej części trasy koncertowej NIN i ogłoszono kilka występów na letnich europejskich festiwalach. Regularna trasa poza granicami USA ma się odbyć w 2014 roku.
Dziewiąty studyjny album będzie nosić nazwę „Hesitation Marks”. Znajdzie się na nim 14 kompozycji. Do sklepów trafi 3 września 2013, pod szyldem Columbia Records. Już pojawił się zapowiadający go singiel. Pięciominutowy „Came Back Haunted” buduje mocny groove automatu perkusyjnego i syntezatora, brzmiący jednocześnie świeżo i w stylu klasycznego NIN. Nie pozostawia złudzeń: Reznor powrócił… o czym zresztą śpiewa w refrenie! Tym samym rozpoczyna się nowy rozdział w trwającej już ćwierć wieku opowieści o Nine Inch Nails.
Jej początek jest jak typowa amerykańska historia o self-made manie. Wszystko zaczęło się w Cleveland w stanie Ohio, w drugiej połowie lat 80. Wówczas młody Reznor, choć występował już w kilku zespołach (m.in. jako klawiszowiec i wokalista synth-popowej grupy Exotic Birds), utrzymywał się z pracy w studiu nagrań, gdzie był asystentem oraz… woźnym. Od dziecka kształcony muzycznie (naukę gry na pianinie zaczął jako pięciolatek), postanowił wykorzystać okazję, jaka dawała mu ta praca. Uzyskał od szefostwa zgodę na nagranie własnego materiału w czasie, w którym nie odbywają się opłacone sesje. Zamiast ściągać na nagranie zespół, młody muzyk – wzorem Prince’a – postanowił zarejestrować wszystko sam. Robi tak aż do dzisiaj, dlatego Nine Inch Nails powinno być traktowane bardziej jako artystyczny alias Trenta Reznora niż jako regularny zespół. Nagrane w pojedynkę demo, znane jako „Purest Feeling”, choć nieco się różni od pierwszego oficjalnego krążka NIN, stało się przepustką do fonograficznego debiutu zespołu, wydanego przez TVT Records.
Twórczość Nine Inch Nails krytycy określają zwykle mianem „industrialnego rocka”. Terminu „industrial” w kontekście muzycznym używa się już od połowy lat 70. XX wieku. W tym czasie zaczęła działać niezależna wytwórnia Industrial Records, utworzona przez zespół Throbbing Gristle. Brytyjczycy wspólnie z grupami takimi jak Cabaret Voltaire, zaczęli eksplorować pogranicze awangardy i muzyki elektronicznej. A ściślej: jej najbardziej agresywne odmiany. Muzyczny industrial to łączenie nowoczesnego, jak na owe lata, instrumentarium (samplerów, syntezatorów, sequencerów dźwięku), elementów muzyki konkretnej oraz czystego hałasu z punkową energią, nihilizmem i prowokacją. Przy tak dobranych elementach składowych trudno się dziwić, że protoplaści muzyki industrialnej nigdy nie stali się muzycznym mainstreamem. Udało się to dopiero ich amerykańskiemu epigonowi, Trentowi Reznorowi, który dla wielu stał się wręcz kwintesencją muzyki industrialnej, a dla najbardziej zatwardziałych jej fanów – człowiekiem, który skomercjalizował ten undergroundowy gatunek.

76-79 09 2013 05     76-79 09 2013 08

Zarzut jest o tyle chybiony, że choć z pewnością projekt Ninie Inch Nails ruszył śladami wytyczonymi przez industrial lat 70 i 80, to jednak zespół nigdy sam siebie nie nazywał grupą z kręgu muzyki industrialnej. Rzeczywiście, w porównaniu ze wspomnianymi założycielami gatunku znacznie uporządkował swoją twórczość, nadając jej bardziej piosenkowy charakter. Już od otwierającego debiutancki album numeru „Head Like a Hole” wyraźnie słychać, że w twórczości Reznora eksperymentalnym brzmieniom towarzyszą chwytliwe refreny i przebojowe partie instrumentalne. To połączenie zresztą najlepiej definiuje, czym jest muzyka Nine Inch Nails – zlepkiem kontrastów. Często niespodziewanie się rwie, zmienia dynamikę, rozkręca się, by nagle ucichnąć; uspokaja się na chwilę przed eksplozją. Przeplatają się w niej długie i spokojne partie syntezatorów z uderzeniami energicznej perkusji i mocno przesterowanych gitar. Melodie łączą z dysonansami i hałasem. Krzyk ze śpiewem.
Podstawowy kontrast to jednak co innego: zestawienie „mechanicznych”, programowalnych automatów perkusyjnych, brzmień syntezatorów i sequencerów z „czynnikiem ludzkim”, tj. ekspresyjnym wokalem i klasycznym rockowym instrumentarium.
Trent Rezner, choć jest utalentowanym instrumentalistą, w jednej kategorii jest absolutnym wirtuozem: w publicznym odgrywaniu swoich emocji. W śpiewie – zarówno w studio, jak i na scenie, wyrzuca z siebie wszystko, jakby między jego wnętrzem a publicznością nie było żadnej bariery. Hipnotyzuje i jest niezwykle charyzmatyczny, ale to właśnie jego bezpośredniość i szczerość robią największe wrażenie.
Debiutancka płyta NIN „Pretty Hate Machine” nie rzuciła z miejsca świata na kolana i nie wspięła się na liście najlepiej sprzedających się krążków wyżej niż na 75. miejsce. Cieszyła się jednak popularnością dzięki granym w radiostacjach singlom i dzięki stałemu zainteresowaniu wokół Nine Inch Nails. Przez lata sprzedała się w nakładzie ponad 3 mln egz. Jak na niezależną produkcję to niezły wynik.
Systematycznie rozkręcała się też działalność muzyczna Trenta Reznora. Pod wieloma względami lata 90. wypełniła mu lista „obowiązkowych punktów życiorysu muzyka rockowego”. Walczył ze swoim wydawcą o niezależność artystyczną przy pracy nad kolejnym albumem. Kręcił skandalizujące teledyski. Wielokrotnie zmieniał skład zespołu. Rozstał się z menadżerem, którego oskarżył o malwersacje finansowe. Stoczył trwający lata pojedynek z uzależnieniem od alkoholu. Okresy niezwykłej kreatywności przerywał stanami depresyjnymi. Podobną historię można opowiedzieć o niejednym muzyku, ale nie każdy z kryzysu wychodzi mocniejszym. Reznor tak.
Co jednak istotniejsze, ten okres to też lista sukcesów i dokonań zupełnie wyjątkowych. W roku 1992 i 1996 z Nine Inch Nails zdobył nagrody Grammy, odpowiednio, za piosenkę „Wish” i koncertowe wykonanie „Happiness in Slavery”. Przełomowy dla grupy okazał się jednak rok 1994. Po pierwsze, ukazał się concept album „The Downward Spiral”, który ugruntował pozycję zespołu na rynku fonograficznym i zaprezentował jego dojrzały styl. Po drugie, 25 lat po oryginalnym festiwalu odbyła się masowa impreza w Woodstock. Pokryci błotem muzycy Nine Inch Nails dali pełen ekspresji koncert, który w ogólnokrajowej płatnej telewizji oglądały w sumie 24 miliony osób. Ciekawe, czy ktokolwiek z widzów spodziewał się, że umazany od stóp do głów błotem wokalista kilkanaście lat później w stroju wieczorowym przespaceruje się po hollywoodzkim czerwonym dywanie, trzymając w ręku Oscara?
Z perspektywy czasu wydaje się, że pewne rzeczy już wtedy mogły na to wskazywać. W 1994 roku Reznor wyprodukował i skompletował ścieżkę dźwiękową do „Urodzonych morderców” Olivera Stone’a. Nietypowy album składał się z kilku nowych kompozycji oraz piosenek różnych wykonawców poprzerabianych przez Reznora specjalnie na potrzeby filmu. Na podobnych składankach (m.in. stworzonej do filmu „Kruk”) pojawiały się też piosenki Nine Inch Nails. Związki zespołu z kinem są więc dosyć silne.
Reznor nie ograniczał się do własnej twórczości. Założona przez niego wytwórnia nie tylko zapewniła mu swobodę artystyczną, ale wydała też kilku młodych wykonawców. Jeden z nich, Brian Warner, znany jako Marilyn Manson, wyrósł na ogólnoświatową gwiazdę. W karierze z pewnością pomógł fakt, że jego pierwsze albumy współprodukował Reznor. Lider NIN sprawdził się więc również jako producent i mentor. Relacje między dwoma muzykami zmieniały się wprawdzie na przestrzeni lat, niemniej Manson określał Reznora jako jedyną osobę w show-biznesie, której jest skłonny zaufać.
W kontekście kariery autora „The Downward Spiral” odkrycie i wypromowanie skandalisty epoki MTV to tylko jeden z kolejnych sukcesów, który przytrafił mu się niejako przy okazji, zupełnie bez wysiłku.
Czy tak jest rzeczywiście? Niewątpliwie na sukces Reznora złożyło się kilka jego cech. Inteligencja, talent, pracowitość, genialna intuicja i szczerość. Znaczenie pierwszych trzech jest oczywiste. Ale to dzięki dwóm pozostałym robi dokładnie to, co powinien. Jest np. autorem ścieżki dźwiękowej do kultowej gry komputerowej „Quake”.
Z pewnością stałaby się ona sukcesem i bez muzyki NIN, niemniej fakt, że ze wszystkich gier Reznor pracował akurat przy tytule tak istotnym dla gier, jak dla historii rock’n’rolla istotny był „Sgt. Pepper…”, jest emblematyczny. Inny przykład to projekt Tapeworm, czyli supergrupa, w skład której miał prócz Reznora wejść wokalista zespołu Tool, Maynard James Keenan. O potencjalnej współpracy mówiło się przez kilka lat, jednak ostatecznie nie ukazały się żadne nagrania. Zdaniem Reznora, nie były tak dobre, jak powinny.
Relacja NIN z fanami jest wyjątkowa i przypomina partnerstwo. Dobrze opisuje ją sytuacja związana z wydaniem ostatniego krążka studyjnego grupy: „The Slip”. Został on udostępniony przez autora do ściągnięcia z Internetu za darmo. W przemyśle muzycznym wywołało to małe trzęsienie ziemi. Tymczasem krótka notka od Reznora głosiła jak gdyby nigdy nic: „W podzięce za nieustające i lojalne wsparcie – tę płytę stawiam ja”.
Jak go nie kochać?

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 09/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF