HFM

artykulylista3

 

Mod

BendingOstatnio przyjaciel namówił mnie na zapalenie elektrycznego papierosa. Miałem kiedyś kontakt z tym ustrojstwem i nie wspominałem go najlepiej - plastikowy smak i brak "kopa". Przypominało mi to wdychanie oparów w fabryce nawozów sztucznych, a satysfakcję miałem taką, jak obżartuch na diecie, który może sobie pofolgować do woli z zupką kapuścianą bez soli.

Doświadczenie było na tyle zniechęcające, że powiedziałem sobie: "nigdy więcej". Ale jako że tylko krowa nie zmienia poglądów, po kilku latach znów sięgnąłem po cybuch z diodą i przyznam, że byłem zaskoczony.
Świat idzie do przodu i choć nie każdy rodzaj postępu musi nam pasować, w dziedzinie elektroniki i gadżetów dzieje się wiele. Są w tym pieniądze (sklep z "epkami", jak mówi młodzież, jest na każdym rogu), więc jest z czego finansować badania.


Jak każdy rynek, i ten dzieli się na masowy i premium. Masówka to dostępne powszechnie, w pełni wyposażone zestawy. Jedyne, co musi wiedzieć użytkownik, to że czasem trzeba zmienić grzałkę, dolać płynu i naładować baterie. Wyższy poziom to składanie samemu zestawu z baterii, parowników, ale nadal korzystamy z gotowych grzałek. Hi-end to kupowanie wszystkiego osobno - zespołu zasilającego, baterii, potem parowników, do których grzałki musimy "kręcić" sami - albo ze sznurka i drutu, albo z metalowej siatki (mesh). Ważne jest, jakie kupimy baterie, jaki korpus, zwany "modem", a potem zaczyna się zabawa z dobieraniem parownika, drutu i akcesoriów. Każdą część można wymienić.

"Mody" mogą być mechaniczne, elektroniczne (z regulacją napięcia, pokazujące oporność grzałki itp.) i jest kilka firm, które są w tej dziedzinie światowymi potentatami. Nie mniejszą renomą cieszą się elementy wykonywane przez rzemieślników-artystów. Wyglądają pięknie, są dopracowane technicznie i służą latami. Wytwórcy, czyli "modderzy", to jednocześnie wynalazcy, spece od tuningu i wizjonerzy, pchający tę technikę do przodu.
Cała zabawa przypomina jako żywo składanie systemów z wysokiej półki. Wymaga zdobywania wiedzy, bo nie jest to proste. Reguła: "kup i zapomnij" się tu nie sprawdza.
Kupujący miniwieżę stawia ją, podłącza do gniazdka i gotowe. Ale już przy kilkuwatowej triodzie rodzi się kłopot: jakie kolumny, kabelki, ustawienie, akustyka - to wszystko ma znaczenie, choćby nie wiem, jak chcieli wyśmiać podobne starania sceptycy. Rynek hi-fi ma w Polsce ponad 20 lat historii, modderski - kilka. I tu chciałem Państwu uświadomić, w jak komfortowej sytuacji jesteście.

Kupienie moda to wcale nie prosta sprawa. Część producentów prowadzi zapisy; swego rodzaju listy kolejkowe. Kto nie zdąży, musi szukać dalej. A nie są to tanie rzeczy. To jednak dopiero początek drogi. Nikt się nie bawi w porady techniczne, typu: jaki parownik dobrać, a jeśli chcecie się nauczyć kręcić grzałki, pozostają filmiki na Youtubie albo fora internetowe. To daje pewne pojęcie, ale nauczyciela w postaci sprzedawcy, który pokaże co i jak, raczej nie znajdziecie. Tymczasem ważna jest oporność i ilość zwojów; siatkę trzeba samemu oksydować palnikiem... Wrażenia są warte starań, ale niektórzy, mniej pojętni, mogą sobie nie poradzić. Powiecie: jeżeli ktoś mi sprzedaje kawałek rurki za 1000 zł, to powinien wszystko pokazać, doradzić konfigurację, wręcz poprowadzić za rękę. Teoretycznie tak, ale w istocie nie ma takiego obowiązku. A skoro wie, że bez problemu sprzeda serię 50 sztuk, to po co ma tracić czas na amatora? Wy byście nieśli kaganek oświaty, czy robili ekskluzywną serię 20 sztuk na zapisy? Można powiedzieć, że producenci zachowują się jak królewny, ponieważ na rynku panuje hossa. Kiedy się skończy, życie nauczy ich pokory. To nie zmienia faktu, że jest, jak jest, a co będzie, to zobaczymy.

A teraz spójrzcie, jak wygląda kupowanie high-endowych klocków. Wielogodzinne odsłuchy w sklepie, kawa, ciasteczko, gadka-szmatka. Często nawet prezentacje w domu klienta. Przywiozą, przytachają na grzbiecie 100 kilo, rozpakują, podłączą. A jak się nie podoba, grzecznie zabiorą z powrotem. W dodatku klient targuje się o rabat i potem zawraca głowę: jaki kabelek (to ja panu kilka wypożyczę, proszę posłuchać). Wydaje się, że "to się należy", ale warto wziąć pod uwagę, że to nie tylko grzeczność, ale i koszt: benzyna, ludzie, czas. Nie dziwi mnie fakt, że za takie odsłuchy niektórzy każą sobie płacić. To przynajmniej odstrasza marudera, który nie zamierza nic kupić. W przypadku urządzeń z niższej półki cenowej rekompensuje też sytuacje, w których klient skorzysta z usługi, a potem pójdzie po to samo do supermarketu, bo ma o 100 zł taniej. Ludzie nie widzą w tym nic niestosownego, nie mówiąc o odczuwaniu wyrzutów sumienia.

W wielu przypadkach nie doceniają także faktu, że dobry diler na pierwszym miejscu sprzedaje wiedzę, a dopiero na drugim sprzęt. Ale cóż: rynek wymusił taki obrót sprawy.
Jakość obsługi w branży hi-fi jest bardzo wysoka (oczywiście, znajdą się wyjątki) i należy to docenić. Wspomniane wykorzystanie usługi, a potem kupienie w internecie może prowadzić do jednego. Albo takiego klienta diler nie będzie chciał drugi raz obsłużyć, bo zna gościa i wie, że do transakcji i tak nie dojdzie, albo dilerów będzie mniej i pozostaną supermarkety, w których można sobie co najwyżej pooglądać na półce.
Aby to dostrzec, trzeba spojrzeć z perspektywy innej branży.

Kupcie sobie moda, a w głowach Wam się rozjaśni. Przy okazji, zrobicie coś dla swojego zdrowia.


Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 04/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF